Osama bin Laden zginął w przeciągu 90 sekund od rozpoczęcia ostrzału przez amerykańską jednostkę sił specjalnych - twierdzi w swojej książce "Operacja Geronimo" były żołnierz Chuck Pfarrer. Były żołnierz US Navy SEAL-s opowiedział naszemu reporterowi, co najbardziej zaskoczyło go w przebiegu akcji.
Były żołnierz, służący w amerykańskiej jednostce specjalnej Navy SEALs, w książce pt. "Operacja Geronimo" opowiedział historię akcji z punktu widzenia jej uczestników. Prawda, jaką ujawnił Pfarrer po rozmowie z kolegami z SEALs jest taka, że oddano jedynie dwanaście strzałów na tyle skutecznych, że okazały się śmiertelne dla Osamy bin Ladena i jego syna. Od amerykańskich kul zginęli również ochroniarze Osamy oraz przypadkowo żona jednego z nich. Według uczestników zdarzenia akcja od momentu zeskoczenia z helikoptera na dach kryjówki terrorysty do momentu jego zabicia trwała zaledwie 90 sekund.
Jedna akcja, dwie historie..
Niektórzy politycy mówili o 50-minutowej krwawej strzelaninie. Takie informacje stawiały w niekorzystnym świetle SEALs. Pfarrer miał źródła zbliżone do rządu. - Zapytałem ich "gdzie są ślady po kulach?", jeśli mamy do czynienia z 50-cio minutową wymianą ognia, to dlaczego nie ma żadnych śladów po kulach w oknach, ścianach. Więc powiedzieli mi, że to była 20-minutowa wymiana ognia, znów zapytałem, gdzie są ślady po kulach?! - mówi Pfarrer.
Zarzuca też politykom zbyt szybkie poinformowanie o akcji, bo wykorzystując dane ze znalezionych w środku komputerów, można było zrobić znacznie więcej. - Gdyby poczekali 72 godziny, albo przynajmniej 24 godziny, tak aby można było przypuścić jeszcze jeden nalot, albo dwa lub trzy wykorzystując te dane, mógłby to być śmiertelny cios dla całej Al-Kaidy - komentuje były żołnierz.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24