Kryzys ekonomiczny w Wenezueli przybrał tak katastrofalne rozmiary, że władze Kolumbii zdecydowały się w końcu na otwarcie granicy z tym krajem. Zezwoliły Wenezuelczykom na przybycie i zrobienie zakupów w przygranicznych miastach. Po papier, ryż, olej i mąkę ruszyło aż 35 tysięcy ludzi.
Kolumbijskie MSZ udostępniło 11 i 12 lipca serię zdjęć pokazujących tłumy Wenezuelczyków przekraczających most Simona Bolivara w miejscowości San Antonio de Tachira.
Przez granicę po jedzenie i papier
Ludzie ci - pozbawieni od miesięcy podstawowych artykułów, wobec wciąż tonącej gospodarki kraju, opartej na wydobyciu i sprzedaży ropy naftowej - zabrali swoje oszczędności i ruszyli na zakupy.
- Jesteśmy głodni, jesteśmy w potrzebie - mówili do kamer miejscowych, ale i zagranicznych telewizji.
Stawili się tam po decyzji kolumbijskiego prezydenta, który kilka dni wcześniej - 7 lipca - zapowiedział, że otworzy na 12 godzin granicę swego kraju, bo "nie może pozwolić, by nasi wenezuelscy bracia cierpieli głód czy nie mieli leków".
Juan Manuel Santos prowadził w ostatnich dniach rozmowy z prezydentem Nicolasem Maduro, by przekonać go do wypuszczenia na jeden dzień obywateli. Maduro zamknął granicę z Kolumbią w sierpniu 2015 r. w następstwie ataku członków byłych kolumbijskich sił paramilitarnych na patrol wojskowy. Zostało wtedy rannych trzech wenezuelskich żołnierzy.
W kolejkach po wszystko
Amerykańska stacja ABC News, powołując się na reportera agencji Associated Press, pisze z kolei we wtorek o tym, że apatia w kraju spowodowana tragiczną sytuacją ekonomiczną rodzin jest tak wielka, że ludzie stoją w kolejkach godzinami, obojętni na wszystko inne.
Powołując się na świadków wydarzeń, AP napisała w reportażu z Wenezueli, że przed jedną z aptek w Caracas kilkadziesiąt osób było świadkami kradzieży i zabójstwa. W kolejce pojawili się dwaj uzbrojeni mężczyźni i od jednej z osób zażądali portfela. Gdy ta odmówiła - strzelili jej w głowę. Ofiara upadła na ziemię martwa, a napastnicy przeszukali jej kieszenie. Odeszli. Reszta ludzi w kolejce po prostu stała i patrzyła.
Gdy aptekę otworzono, ludzie posłusznie weszli do środka i kupili po dwie tubki pasty do zębów. Dwie tubki to tyle, ile na raz może kupić obywatel Wenezueli.
W środy do bogatych dzielnic stolicy kraju przyjeżdżają beczkowozy z wodą zdatną do picia, bo butelkowanej w sklepach już nie ma. W piątki ustawiają się kolejki przed bankomatami. Każdy może wypłacić jednorazowo tylko 8 dolarów.
Władze ustaliły nawet, którzy obywatele mogą robić zakupy którego dnia. Użyły do tego serii i numerów dowodów osobistych. Chodzi o to, by żadna rodzina nie kupiła więcej produktów od innej.
Badania socjologów z Uniwersytetu Simona Bolivara w Caracas dowodzą, że dziewięć na 10 osób nie może kupić wystarczającej ilości jedzenia dla siebie i bliskich. Głód zaczyna być powszechny.
Wenezuela przechodzi poważny kryzys ekonomiczny od czasu, gdy na świecie spadły ceny ropy naftowej, której eksport był jednym z głównych źródeł dochodów. Kraj boryka się też z szalejącą inflacją.
Autor: adso/kk / Źródło: ABC News, Reuters, PAP