Co najmniej 34 osoby zostały ranne podczas starć policji z prodemokratycznimi demonstrantami w Hongkongu. Do zamieszek doszło w piątek w nocy czasu lokalnego. Protestujący sprzeciwiają się narzuconym przez Pekin zasadom wyboru szefa lokalnej administracji. By rozpędzić tłum, hongkońska policja użyła gazu pieprzowego.
Jak pisze portal BBC News, co najmniej stu manifestantów przedarło się w piątek w nocy czasu lokalnego przez 3-metrowe ogrodzenie i kordon policji, i wtargnęło na teren głównej siedziby administracji w Hongkongu. Reszta demonstrantów została na ulicach dzielnicy biznesowej
By ich rozpędzić, policja użyła pałek i gazu pieprzowego. Niektórzy świadkowie mówią też o armatkach wodnych.
Ranne zostały co najmniej 34 osoby, a 78 trafiło do aresztu.
Zamieszki poprzedził tygodniowy protest studencki przeciwko zmianom w wyborach na szefa administracji w 2017 roku. Pekin chce móc kontrolować wybory poprzez narzucenie swoich kandydatów - na listach mają znaleźć się wyłącznie osoby zatwierdzone przez wierny władzom w Pekinie komitet nominacyjny.
Protestujący domagają się też podjęcia publicznych konsultacji na temat demokratycznych reform.
Rząd zapowiedział konsultacje
Wcześniej szef rządu Leung Chun-ying wzywał, by ludzie nie brali udziału w - jak to określił - "nielegalnej" manifestacji. Jak zapowiedział, wybory odbędą się, jak planowano, ale władze wkrótce rozpoczną nowe konsultacje na temat reformy systemu wyborczego. Nie określił jednak żadnych ram czasowych zapowiadanych konsultacji - zauważa agencja Reutera.
Po raz pierwszy też w sprawie oficjalnie wypowiedziały się Chiny. Władze w Pekinie sprzeciwiają się wszelkim - jak to określono - "nielegalnym zachowaniem" w Hongkongu, które podkopują społeczną stabilizację. Rzecznik chińskiego Biura do spraw Hongkongu i Makau poinformował, że rząd centralny w pełni popiera zgodne z prawem działania hongkońskiego rządu.
Wstęp do większej akcji
Trwający od tygodnia protest miał być wstępem do większej akcji zaplanowanej na 1 października przez grupę Occupy Central, która zapowiedziała, że tego dnia urządzi siedzący wiec w dzielnicy finansowej Hongkongu, co może spowodować jej paraliż. Jednak - jak pisze BBC News - grupa Occupy Central, dołączywszy do studentów, przyspieszyła swoją akcję najwyraźniej po to, aby wykorzystać impet studenckich protestów przed siedzibą władz.
"Jeden kraj, dwa systemy"
Hongkongowi, który w 1997 r. został zwrócony Chinom przez Wielką Brytanię, obiecano szeroki zakres autonomii, w tym politycznej, w ramach ukutej przez byłego przywódcę ChRL Denga Xiaopinga zasady "jeden kraj, dwa systemy". Tymczasem hongkońscy zwolennicy demokracji ostrzegają, że Pekin stara się stopniowo zacieśniać kontrolę polityczną nad regionem.
Jednym z tego przejawów ma być ich zdaniem sposób wybierania szefa lokalnej administracji w 2017 roku. Po raz pierwszy w historii mieszkańcy Hongkongu będą mogli wyłonić szefa administracji w wyborach powszechnych, działacze wskazują jednak, że wybór będzie zawężony do dwóch-trzech kandydatów zatwierdzonych uprzednio przez wierny władzom w Pekinie komitet nominacyjny.
Utrzymywanie kontroli nad domagającym się swoich praw Hongkongiem staje się dla rządu centralnego sporym wyzwaniem - zauważa Reuters. Pekin obawia się, że prodemokratyczne apele w Hongkongu i pobliskim Makau (należącej do Chin dawnej portugalskiej kolonii) rozszerzą się na część kontynentalną kraju, zagrażając władzy partii komunistycznej.
Autor: eos/kka / Źródło: PAP, CNN
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA