Płetwonurek z Australii był poszukiwany przez ponad 14 godzin przez służby ratunkowe po tym, jak nie wrócił do portu. Ratownicy twierdzą, że jego poszukiwanie przypominało szukanie igły w stogu siana. Wypatrzyli go ze śmigłowca niemal w ostatnich chwili przed powrotem do bazy.
68-letni Australijczyk zapomniał zabrać ze sobą lokalizatora GPS, kiedy samotnie wybrał się na nurkowanie w pobliżu zatopionego statku SS Yongala niedaleko Russell Island na Oceanie Spokojnym.
"To było jak szukanie igły w stogu siana"
Służby zaalarmował jego znajomy, kiedy mężczyzna w niedzielę nie wrócił do portu. W nocy ratownicy zlokalizowali jego łódź, ale była pusta. Dopiero w poniedziałek rano ratownicy dostrzegli dryfującego płetwonurka. Miał ogromne szczęście, bo śmigłowiec miał zawrócić do bazy na tankowanie.
- Powiedziałem do niego: dzień dobry, może potrzebujesz podwózki - relacjonował w rozmowie z telewizją ABC Alan Griffiths, ratownik, którego spuszczono ze śmigłowca do płetwonurka. - Jest szczęściarzem. Ma po swojej stronie bardzo dużo szczęścia. Tego może być pewien - dodał.Płetwonurka zniosło ok. 50 km od miejsca, gdzie zszedł pod wodę. - Powiedział do mnie: musisz kupić kupon na loterii, a ja powiedziałem: Nie, to ty musisz kupić kupon - relacjonował akcję ratunkową Griffiths.Wyjaśnił, że płetwonurek nie mógł się z powrotem dostać na swoją łódź ze względu na silny prąd.- Każda godzina spędzona w oceanie zmniejsza szanse, dlatego fakt, że został znaleziony w ciągu pierwszych 24 godzin jest niesamowity - powiedział Graeme Paterson, policjant. - To było jak szukanie igły w stogu siana - skwitował.
Autor: pk/adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: uccisea1970 | Wikipedia-CC-BY-0.0