Co najmniej 12 osób zginęło, a 214 zostało rannych w Kairze w niedzielę podczas drugiego dnia starć policji z tysiącami demonstrantów. Żądają terminu przekazania władzy rządowi cywilnemu przez tymczasowe władze wojskowe. Dziewięć miesięcy po obaleniu Hosniego Mubaraka Egipt ciągle jest niespokojny.
Na placu Tahrir już od rana w niedzielę obecne były znaczne siły policji i żandarmerii wojskowej gotowych do tłumienia zamieszek. Punktem zapalnym był budynek ministerstwa spraw wewnętrznych. Kilkukrotnie próbowano przeprowadzić szturm, ale zawsze był on odpierany przez służby porządkowe. W reakcji na zamieszki sprawująca w Egipcie władzę Najwyższa Rada Wojskowa oraz nominowany przez nią rząd odbyły nadzwyczajne posiedzenie. Nie podano szczegółów ani ustaleń.
O zachodzie słońca policja z pomocą wojska wyparła demonstrantów z placu. Funkcjonariusze podpalili kilkanaście namiotów i transparentów, słychać było również odgłosy strzałów. Po początkowej ucieczce setki demonstrantów przegrupowały się i wkroczyły na plac od strony południowej. Następnie protestujący i policja zaczęli obrzucać się kamieniami.
Agencja Associated Press podawała, że siły bezpieczeństwa wycofały się na skraj placu, gdzie starcia trwały nadal. Prodemokratyczni działacze obnosili po placu ciało zabitego demonstranta. "Poświęcimy naszą krew i duszę za ciebie, męczenniku" - krzyczeli.
Celują w głowy
Policyjne oddziały prewencji regularnie stosowały gaz łzawiący przeciwko demonstrantom, podczas gdy kilkudziesięciu protestujących wznosiło barykady w okolicy budynku resortu.
W meczetach znajdujących się w pobliżu placu Tahrir (po arabsku Wyzwolenia) zorganizowano prowizoryczne szpitale, gdzie opatrywani byli ranni manifestanci. Najczęstsze obrażenia to zatrucie po gazie łzawiącym, czy rany po gumowych kulach i śrucie. Do szpitali zgłosiło się ponad 700 osób z obrażeniami. Lekarze z pobliskiego szpitala twierdzą, że podczas zamieszek w wyniku uduszenia gazem łzawiącym zginęły trzy osoby. Zdaniem medyków policja celuje w głowę, a nie jak zazwyczaj w nogi.
Napięcie w stolicy
Na placu około pięć tysięcy manifestantów wznosiło hasła wymierzone we władze wojskowe, które objęły rządy po obaleniu w lutym br. prezydenta Hosniego Mubaraka. Domagano się odejścia przewodniczącego Najwyższej Rady Wojskowej, marszałka Mohammeda Husejna Tantawiego. - Rada kontynuuje politykę Mubaraka, nic nie zmieniło się po rewolucji - powiedział 29-letni Chaled, który jako jeden z wielu postawił namiot na środku placu Tahrir.
Do starć w niedzielę doszło także w Suezie na wschód od Kairu, w mieście Arisz na Synaju oraz w Aleksandrii i Asjut na południu kraju.
Potępiają starcia
Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton zaapelowała w niedzielę do władz Egiptu o poszanowanie praw człowieka. W ostrych słowach potępiła przemoc w Kairze. "Głębokie zaniepokojenie" wyraziło MSZ Wielkiej Brytanii. Kandydaci na prezydenta Mohamed Elbaradei oraz Abdallah al-Ashal potępili przemoc stosowaną wobec demonstrantów oraz zaapelowali o rząd ocalenia narodowego.
Wybory mogą się odwlec
Analitycy zwracają uwagę, że do masowych wystąpień ludności dochodzi mimo zapowiedzianych wyborów parlamentarnych, których pierwsza faza ma odbyć się 28 listopada. Jednak wybory mogą się odwlec w następstwie sporów o kształt przyszłej konstytucji. Według wojskowych, nowa ustawa zasadnicza powinna wyłączyć siły zbrojne spod kontroli parlamentu i zapewnić im decydujący głos w najważniejszych sprawach państwowych. Partie polityczne nie zgadzają się na taki model władzy.
Wojskowi wielokrotnie powtarzali, że przekażą władzę pochodzącemu z wyborów rządowi cywilnemu, ale do tej pory nie zadeklarowali, kiedy konkretnie to nastąpi. Według jednego z przedstawionych przez wojsko harmonogramów, cywile mieliby zacząć rządzić po wyborach prezydenckich, które odbyłyby się pod koniec przyszłego lub na początku 2013 roku. Protestujący chcą natomiast, by transfer władzy nastąpił zaraz po zakończeniu wyborów parlamentarnych.
Protesty miały też miejsce w sobotę. Wtedy w wyniku starć demonstrantów z policją w Kairze i Aleksandrii zginęły dwie osoby, a ponad 670 zostało rannych. Zamieszki rozpoczęły się, gdy policja zaatakowała grupę około stu osób, które koczując na placu w namiotach, domagały się szybszego przekazania przez wojsko władzy rządowi cywilnemu.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych podało w oświadczeniu, że od soboty zatrzymano 55 demonstrantów, a 85 policjantów zostało rannych.
Źródło: PAP, Reuters