Do tej pory w sprawie funkcjonował jako "funkcjonariusz Remik" albo "Remek". A to jemu Tomasz Komenda zawdzięcza oczyszczenie z zarzutów i wolność. W studiu "Superwizjera" Remigiusz Korejwo po raz pierwszy zgodził się publicznie opowiedzieć o kulisach działań, które doprowadziły do uniewinnienia mężczyzny niesłusznie skazanego na 25 lat więzienia.
Tomasz Komenda spędził za kratami ponad połowę swojego życia, odsiadując wyrok za bestialską zbrodnię, której nie popełnił. Sprawę wielokrotnie nagłaśniał reporter TVN i TVN24 Grzegorz Głuszak, który za zbadanie tzw. sprawy miłoszyckiej otrzymał wiele prestiżowych wyróżnień dziennikarskich, w tym nagrodę Grand Press.
Policjant, którego Komenda nazywa "aniołem"
W trakcie swojej pracy dziennikarz poznał jednego z dolnośląskich policjantów, który w pewnym momencie uwierzył w niewinność Komendy.
Funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego Policji Remigiusz Korejwo przez kilka miesięcy unikał podawania swojego nazwiska. Zasłaniał twarz, gdy wypowiadał się w sprawie niesłusznego skazania Tomasza Komendy. Funkcjonował jako "funkcjonariusz Remik" albo "Remek". Po raz pierwszy w studiu "Superwizjera" zgodził się publicznie opowiedzieć o kulisach działań, które doprowadziły do uniewinnienia mężczyzny niesłusznie skazanego na 25 lat więzienia.
Komenda wielokrotnie w materiałach reportera Grzegorza Głuszaka dziękował policjantowi, określając go mianem "anioła".
"Wykonywałem tylko swoją pracę"
Urodzony w 1976 roku, ojciec trójki dzieci. Był w seminarium duchownym, ale księdzem nie został. Potem pracował w służbach specjalnych. W rozmowie z Głuszakiem zdradził, że najlepsze lata swojego życia zawodowego spędził w straży granicznej. Skakał z wysokości kilku tysięcy metrów i uczył ratować ludzi jako instruktor ratownictwa z powietrza. Wspinał się po górach i wspinaczki uczył innych.
Remigiusz Korejwo nie lubi o sobie mówić. Pytany, jak czuje się jako ten, dzięki któremu Komenda wyszedł na wolność, odparł, że "to może zbyt dużo powiedziane". - Wykonywałem tylko swoją pracę. Jest to służba i dla takich chwil się właśnie żyje - dodał. Zaznaczył, że "wolność należała się (Komendzie) cały czas". - Może naprawiłem to, co ktoś kiedyś popsuł - zgodził się. Na pytanie, czy czuje się bohaterem, stanowczo odpowiedział: "nie".
Zbrodnia miłoszycka
Korejwo był jednym z pierwszych, którzy po latach zaczęli drążyć w "sprawie miłoszyckiej".
Chodzi o brutalny gwałt i zabójstwo 15-letniej wówczas Małgosi. 1 stycznia 1997 roku ciało nastolatki znaleziono na jednej z posesji w Miłoszycach - niedaleko miejsca, w którym kilka godzin wcześniej bawiła się z koleżankami na sylwestrze.
Dziewczyna zmarła na skutek wychłodzenia organizmu i odniesionych ran. Jej ciało było niemal zupełnie nagie. Oprawca nie ściągnął z niej tylko skarpetek. W pobliżu, na poplamionej krwią ziemi, leżały pozostałe części garderoby. Obok znaleziono czarną wełnianą czapkę z kilkoma włosami. Na ciele ofiary widniały ślady zębów. - Sprawca zostawił takie ślady, jakby się podpisał – mówili wówczas śledczy.
Czapkę zabezpieczono, włosy oddano do badań, a do sprawdzenia pozostałości po ugryzieniach potrzebna była pomoc protetyków. Zrobiono specjalne odlewy szczęk. Pobierano próbki od uczestników zabawy i porównywano ze śladami znalezionymi na ciele nastolatki. Badano DNA z włosów. Zlecono szereg ekspertyz. Przesłuchiwano kolejnych świadków.
Tomasz Komenda wcześniej nie miał problemów z prawem. Nie sprzeciwiał się kolejnym żądaniom śledczych. Nie spodziewał się, że wyniki ekspertyz będą go obciążały. Tymczasem biegli stwierdzili, że DNA zidentyfikowane na miejscu zbrodni było takie samo, jak to należące do Komendy, a zapach z zabezpieczonej w "konserwie zapachowej" czapki miał być zapachem 23-latka.
Do winy się nie przyznawał, ale w 2003 roku odpowiedział za zabójstwo. W więzieniu - zgodnie z wyrokiem sądu drugiej instancji - miał spędzić 25 lat. Wyszedł po 18 latach, gdy okazało się, że jest niewinny. W sprawie zbrodni w czerwcu ubiegłego roku zatrzymano Ireneusza M., a we wrześniu bieżącego roku Norberta B., którzy usłyszeli zarzut zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa.
"To była bardzo znana sprawa, która stanowiła pewne tabu"
- O tej sprawie mówiło się dużo wcześniej. To była bardzo znana sprawa, która stanowiła pewne tabu, takie mam wrażenie. Ja uczyłem się tej sprawy na początku z mediów, bo wiadomo, nie miałem dostępu do akt w chwili, kiedy się interesowałem - opowiadał funkcjonariusz.
- Wokół tej sprawy była otoczka, że panuje zmowa milczenia, że ludzie z Miłoszyc wiedzą, kto jest sprawcą, że wszyscy się zmówili, nie chcą powiedzieć. To samo dotyczyło policjantów, że kogoś tam ukrywają, że za tą sprawą poszły wielkie pieniądze - kontynuował.
Policjant podkreślił, że gdy wprowadził się w okolice Miłoszyc, nie od początku zajął się sprawą w ramach obowiązków zawodowych.
- W rozmowie z ludźmi z okolic większość z nich mówiła, że siedzi niewinny człowiek. Mówili po prostu w sposób pewny, że to nie jest sprawca, że tego człowieka nigdy nie widzieli - powiedział Korejwo. Jednak - przypomniał - chodziło o człowieka, który "został skazany wyrokami trzech sądów". - Nikt nie ma podstaw sądzić, że wyroki trzech sądów, opinie biegłych, decyzje prokuratorów są błędne. Jest ślad DNA, ślad zapachowy, ślady ugryzień - wymieniał policjant.
- Ale w międzyczasie uzyskałem informację, kto jest sprawcą. To był powód, żeby zainteresować tym prokuraturę - wyjaśnił okoliczności podjęcia się na nowo sprawy Komendy. - Sprawca był tam cały czas. Sprawca odsiadywał wyroki za podobne gwałty. Był na tej dyskotece. Skoro jest tam sprawca Irek, to w takim razie jaki "Irek" siedzi? Inny? Drugi? - pytał Korejwo.
Na początku musiał przekonać prokuratora o niewinności Komendy, posługując się dowodami, argumentami, opiniami.
- Pamiętam pierwsze spotkanie z rodzicami, z mamą Tomka. Było to jeszcze przed sprawą, jeszcze zanim to wszystko formalnie ruszyło. Zapoznaliśmy się już z aktami, które jak się czyta, to akta powinny być opinią obiektywną. Po przeczytaniu tych akt, ukazał mi się obraz - i każdemu on by się ukazał - że coś z tym Tomkiem jest nie tak, że nie tak jest coś z jego całą rodziną. Przygotowałem się na to, ze spotkam się - kolokwialnie mówiąc - z ludźmi "z patologii". Trzeba było do nich podejść, porozmawiać z mamą i spytać: "Jak to było? Czemu Tomek siedzi?". Wystarczyło, że zobaczyłem panią Teresę, moje przekonanie (o niewinności Komendy - red.) zostało w jakiś sposób bardziej podbudowane - relacjonował Korejwo.
Funkcjonariusz zaznaczył, że gdy spotkał się po raz pierwszy z Komendą, to "wiedzieliśmy już, że Tomek jest niewinny". Dodał, że niesłusznie skazany mężczyzna domyślił się, że policjanci są przekonani o jego niewinności, gdy wzięli go na przesłuchanie do prokuratury. W przesłuchaniu uczestniczyli prokuratorzy Robert Tomankiewicz i Dariusz Sobieski, a także sam Korejwo ze swoim partnerem ze służby.
"Nie da się zmyć tej hańby sprzed 21 lat"
Obecny w studiu inspektor Mariusz Ciarka, rzecznik Komendanta Głównego Policji, oświadczył, że "ciężko mu stwierdzić", czy ktoś z policjantów i prokuratorów, pracujących przy tej sprawie 21 lat temu, nadal pracuje. - Tak naprawdę, te 21 lat to zupełnie inaczej wyglądająca Polska, inaczej działająca policja i organy ścigania. Inne możliwości zabezpieczenia śladów - tłumaczył rzecznik.
- Nie da się zmyć tej hańby sprzed 21 lat, bo jednak zawinił jakiś człowiek. Wiemy, że jest prowadzone śledztwo w tej sprawie przez prokuraturę w Łodzi. Miejmy nadzieję, że prokuratorzy bardzo wnikliwie, skrupulatnie wyjaśnią, jakie były wtedy te zaniedbania - zaznaczył.
- My, jako policja, proszę zauważyć, zawsze potrafimy się przyznać do błędu. Nie znam takiej historii, gdzie na siłę bronilibyśmy naszych ludzi, jeśli zawinili. Tam gdzie trzeba bronić policjantów, bo są niesłusznie oskarżeni, robimy to. Tam gdzie są nieprawidłowości, potrafimy o tym powiedzieć - zapewniał Ciarka.
Rzecznik KGP wyraził nadzieję, że prokuratura wyjaśni rolę organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości przy ewentualnych naruszeniach procedur.
Głuszak: od początku wiedzieliśmy z Remkiem, że jesteśmy po tej samej stronie
Autor cyklu reportaży o sprawie Komendy - Grzegorz Głuszak - w studiu "Superwizjera" powiedział, że po raz pierwszy Remigiusza Korejwę spotkał, gdy przyszedł na spotkanie z prokuratorami Sobieskim i Tomankiewiczem.
Podkreślił, że już na pierwszym spotkaniu z Korejwą miał świadomość, że ich wspólnym celem jest przywrócenie wolności niesłusznie skazanemu.
"Jeżeli to wszystko, co nam się wydaje, polega na prawdzie, to cię nie zostawimy"
Korejwo wyznał, że pamięta dokładnie przesłuchanie z 24 czerwca 2017 roku. - Tomek Komenda już miał nadzieję, jak nas tylko zobaczył. Powiedział - i są to słowa nie do zapomnienia: "panowie, czekałem na was 18 lat". On wiedział z mediów, że do tej sprawy został zatrzymany Ireneusz M. W jego toku myślenia była taka opinia, że skoro jest zatrzymany Irek, to przecież ja jestem tym "Irkiem". A tu przecież mają Irka. On już wtedy wiedział - relacjonował Korejwo.
- Powiedziałem mu tylko: Tomek, jeżeli to wszystko, co nam się wydaje, polega na prawdzie, to cię nie zostawimy - wspominał policjant.
- W przesłuchaniu, w którym uczestniczyłem, a które prowadzili prokurator Tomankiewicz i prokurator Sobieski, daliśmy szansę Tomkowi, żeby się swobodnie wypowiedział. Nikt nie zadawał pytań. Tomek usiadł, został pouczony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Zaczął mówić. Pierwsze chwile, jak zaczął mówić, co mieszało się z jego emocjami, płaczem (...), w pewnej chwili się zblokowałem. Ścisnęło mnie w gardle. Gdybym miał zadać jakieś pytanie, nie zrobiłbym tego - wyznał Korejwo.
Dodał, że jego zdaniem tak samo zareagowali prokuratorzy. Funkcjonariusz opisał, że Komenda podczas przesłuchania "siedział zgarbiony w fotelu, strasznie chudy, nienaturalnie blady, jak wrak człowieka".
Przesłuchanie trwało dwie i pół godziny. Korejwo zdradził, że po swobodnej wypowiedzi Komendy prokurator zadał jedno pytanie: "czemu ty tego nie powiedziałeś w sądzie?". - Wtedy Tomek nam powiedział, że w uzgodnieniu ze swoim adwokatem miał odmawiać składania wyjaśnień - powiedział policjant.
- Ta sprawa jest otoczona aurą zła. W tej sprawie jest naprawdę wiele ofiar, począwszy od świętej pamięci Małgosi, zamordowanej w bestialski sposób, poprzez jej biednych rodziców, którzy w tamtym czasie walczyli z systemem. Bandyta zabrał im córkę - jest to ból nie do opisania, bezsilność. Najgorsza w tym wszystkim jest bezsilność, bo nie można walczyć, reagować - stwierdził Korejwo. - W tej sprawie wiele razy się wzruszyłem. Myślę, że o to właśnie chodzi, żeby zrozumieć ludzi, ich ból i cierpienie - dodał.
- Myślę, że zbliżamy się do końca (wyjaśnienia tej sprawy - red.) - wyznał Korejwo. Dodał, że jej zwieńczeniem będzie "przywrócenie wiary w sprawiedliwość", "skazanie sprawców tej zbrodni" i "przede wszystkim znalezienie sprawiedliwości".
Wyznał, że ma kontakt z Tomaszem Komendą. - Widać, że zaczyna normalnie myśleć. Jak człowiek - podkreślił Korejwo.
Autor: tmw//rzw / Źródło: Superwizjer
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN