Poniedziałek, 15 listopada Rodzina 50-letniego mieszkańca Torunia oskarża lekarzy o błąd i zlekceważenie stanu zdrowia ich krewnego, co miało doprowadzić do jego śmierci. Wszystko po tym, jak pan Bogusław trafił do szpitalnego oddziału ratunkowego z objawami duszności, a lekarz po zbadaniu go uznał, że pacjent jest zdrowy i może wracać do domu. Tuż po wyjściu z izby przyjęć mężczyzna zmarł.
ogusław Budziński zmarł wskutek nagłego zatrzymanie krążenia. Jak mówi jego brat Ryszard, wcześniej zgłosił się do szpitala, gdzie lekarz zrobił mu badanie EKG i kazał iść do domu, żeby coś zjadł. Mężczyzna zmarł na terenie szpitala - kilkadziesiąt metrów od izby przyjęć. Nawet szybka reanimacja nie pomogła.
Dlaczego go wypuścili?
Jak mówi żona zmarłego, mąż tego tragicznego dnia źle się poczuł i taksówką sam pojechał do szpitala.
- Spocony był i miał duszności. Mówił, że ma problemy z oddychaniem, się chwiał na nogach. Wypił zimny napój, umył się, ubrał się i pojechał - wspomina Barbara Budzińska.
Rodzinę jednak najbardziej bulwersuje fakt, że wcześniej ich bliskiego badał lekarz, który wypuścił go ze szpitala.
- Uważamy że jeśli pacjent uskarża się na duszność, jakieś bóle, to powinny być zrobione badania. Nie wiemy, czy były - oburza się Aneta Brzezicka, siostrzenica zmarłego mężczyzny.
Prokuratura bada sprawę
Szpital zapewnia, że wszystko odbyło się zgodnie ze sztuką lekarską. Zrobiono badanie EKG. Lekarz wprawdzie chciał badania powtórzyć, ale później, dlatego wypuścił mężczyznę do domu. - Został zbadany przez klinicystę z wieloletnim doświadczeniem. Lekarz nie stwierdził podstaw do pilnej hospitalizacji. Można zadawać sobie pytanie, czy gdyby pacjent trafił na któryś z naszych szpitalnych oddziałów, czy by do tego zdarzenia doszło - mówi dr Sławomir Badurek, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu.
W tej chwili prokuratura bada, czy lekarz powinien był odsyłać pacjenta do domu. Czy też może objawy, z którymi zgłosił się do szpitalnego oddziału ratunkowego, dawały podstawy do podjęcia bardziej szczegółowych badań.
- Główny materiał dowodowy to dokumentacja lekarska i wyniki sekcji zwłok. To jest to, czym zajęliśmy się na samym początku postępowania. Te wyniki są nadal poddawane dalszej obróbce procesowej. Nadal działają biegli - mówi Artur Krause z Pokuratury Okręgowej w Toruniu .
Śledztwo potrwa co najmniej kilka miesięcy. Na razie toczy się w sprawie a nie przeciwko konkretnej osobie. Gdyby jednak prokuratura uznała winę lekarza, grozi mu do 5 lat więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci.