Mistrzostwa w Brazylii nie przestają zadziwiać. Po meczu Korei Płd. z Algierią oczekiwano przysłowiowych "flaków z olejem", ale wyszło z tego pierwszorzędne piłkarskie danie. Sześć goli, emocje do końca i zwycięstwo Afrykańczyków 4:2, które pozwala im myśleć o wyjściu z grupy H.
Algieria przyjechała do Brazylii, żeby przerwać trwającą od 32 lat passę meczów bez wygranej na mundialu, a może się okazać, że zrobi dużo więcej.
Piłkarze Halilhodzicia w Porto Alegre od początku rzucili się do huraganowych ataków. Złamali Azjatów jeszcze przed przerwą. Najpierw w minutę zaaplikowali im dwa gole (Slimani i Halliche), a przed samym zejściem do szatni dołożyli kolejnego (Djabou).
Koreańczycy do tego czasu nie oddali ani jednego strzału na bramkę Raisa M'bolhiego.
Dwie różne połowy
Ten pierwszy oddali po przerwie i... od razu był skuteczny. Do algierskiej siatki trafił Heung-Min Son. Azjaci odwdzięczyli się tym samym trenerowi za zaufanie. Mimo fatalnej gry swoich piłkarzy w pierwszej połowie, Myung-Bo Hong nie przeprowadził w przerwie żadnej zmiany.
Koreańczycy ożywili się. Grali szybciej, składniej i wydawało się, że jeszcze dogonią rywali. Wtedy Yacine Brahimi podwyższył wynik na 4:1. Trafienie Ja-Cheol Koo było już na otarcie łez.
Dzięki zwycięstwu Algierczycy ciągle zachowują szanse na awans do fazy pucharowej mundialu. W tabeli grupy H z trzema punktami na koncie są na 2. miejscu, przed Rosją, która wcześniej przegrała z Belgią (jest liderem i pewna dalszej gry). O tym, kto awansuje, a kto pojedzie do domu, zadecyduje bezpośrednia potyczka w czwartek.
Autor: drop/twis / Źródło: sport.tvn24.pl