Wszystko zależało od niego. Gdyby Kamil Stoch skoczył metr, dwa dalej, pewnie byłby srebrny medal. Metrów zabrakło, ale w polskiej reprezentacji nikt tragedii z trzeciego miejsca na igrzyskach nie robi. - Jesteśmy całkowicie zadowoleni z brązu - zapewnił trener Stefan Horngacher.
Przed ostatnią grupą skoczków Polska była druga, miała 0,6 punktu przewagi nad Niemcami. O dogonieniu Norwegów nikt nie myślał, bo byli poza zasięgiem i złoto mieli w kieszeni.
Pozostała walka o srebrny medal. Najpierw skakał Stefan Wellinger. Uzyskał 134,5 m. Za chwilę Stoch powtórzył tę odległość, ale Wellingera nie przeskoczył, bo Polak miał gorsze noty i niższą premię za wiatr.
Nie trafił z odbiciem
Dyrektor Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz po konkursie przyznał, że Stoch liczył na więcej i był rozczarowany. "Po swoim drugim skoku Kamil był mocno zawiedziony. Uważał, że mocno spóźnił wyjście z progu i zepsuł tę próbę" - skomentował w mediach społecznościowych. Sam skoczek nie owijał w bawełnę. - Delikatnie mówiąc, odbicie w tej ostatniej próbie nie było idealnie trafione. Ten skok był jednak świetny technicznie i włożyłem w niego mnóstwo energii, dzięki czemu uzyskałem taką odległość - ocenił sam siebie.
Zadowoleni
Również trener Polaków Stefan Horngacher był szczery do bólu. Wie, że srebro było blisko, ale docenia trzecie miejsce. - Wellinger wiedział, że nie skoczył idealnie. Kamil spisał się jednak jeszcze słabiej. Jak widać jest tylko człowiekiem - przyznał Austriak, niejako przypominając, że także Stoch ma prawo do słabości.
- Jesteśmy całkowicie zadowoleni z brązowego medalu. Złoty był dość daleko od nas, ale o srebrny walczyliśmy do końca - dodał Horngacher. Dla skoczków igrzyska już się skończyły. We wtorek o godzinie 11 polskiego czasu Polaków czeka ceremonia medalowa. Koreę Południową opuszczą w czwartek.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl