Przy okazji tak dużej imprezy jak igrzyska olimpijskie, gdy wszyscy polscy narciarze przyciągają uwagę, często ktoś nie wytrzymuje i bez ogródek skarży się na działanie Polskiego Związku Narciarskiego. Tak samo jest również w Pjongczangu. - Potrzeba więcej profesjonalizmu. Nie było żadnej wizji - ocenił Maciej Staręga, który w piątkowym biegu na 15 km techniką dowolną zajął... 82. miejsce.
Staręga do strefy mieszanej dotarł wyraźnie przygnębiony i w żadnym wypadku nie uchylał się od odpowiedzialności za fatalny rezultat. Przyznał jednak, że aby polscy narciarze osiągali sukcesy, potrzebna jest znacznie większa pomoc ze strony PZN.
- Miałbym życzenie, żeby to wszystko wyglądało bardziej profesjonalnie - powiedział Staręga. - Żeby niektórzy ludzie wkładali w przygotowania tyle pracy, ile ja serca w trening. Zaprezentowałem się dziś tragicznie, ale ja naprawdę nie leżałem cały rok na kanapie. Poświęcam temu całe swoje życie i dlatego mnie to boli. Nie czułem, żebyśmy mieli przygotowania czteroletnie. Dwa razy zmieniono nam trenera. W zasadzie żyliśmy z sezonu na sezon, nie było żadnej wizji - wyrzucił z siebie.
"Nie ma kogoś z jajami"
28-letni zawodnik dopytywany o to, czego dokładnie mu brakuje, odpowiedział bez wahania. - Dążenia do wyników. Nie ma tego. To jest takie wożenie nas z zawodów na zawody. Nie ma kogoś, kto by przejął stery i miał w tym wszystkim jaja. W PZN chyba nie ma osoby, która chciałaby się tego podjąć, przepychać projekty w ministerstwie, co oczywiście nie jest łatwe. Brakuje nam też kontaktów ze światem. Trenerów, którzy chcieliby się rozwijać - podkreślił.
Po co dobry trener?
Polscy biegacze narciarscy od lat domagają się zmian. Wydawało się, że ich apele osiągnęły skutek, kiedy PZN zatrudnił znanego czeskiego trenera Miroslava Petraska. Mimo że wyniki się poprawiły, władze związku uznały, że zakończą z nim współpracę. Czech na stanowisku wytrwał niespełna rok i do pracy z kadrą wrócił Janusz Krężelok. - Petrasek to trener z najwyższej półki i jego wynagrodzenie było odpowiednio wysokie, a my tak naprawdę mamy obecnie jednego mocno wyróżniającego się zawodnika - Maćka Staręgę - powiedział w kwietniu 2016 roku o przyczynach zwolnienia Czecha prezes PZN Apoloniusz Tajner.
- Wszyscy byliśmy zadowoleni ze współpracy z Petraskiem, a wykonana z nim ciężka praca zaprocentowała w kolejnym sezonie, który był super - ocenił w piątek Staręga, ósmy zawodnik sprintu podczas MŚ 2017 w Lahti.
Fatalna infrastruktura
Justyna Kowalczyk od lat powtarza, jak zła jest w Polsce infrastruktura do uprawiania biegów narciarskich, co oczywiście nie obciąża jedynie PZN. - Nie ma gdzie trenować, to jest powtarzane w każdym wywiadzie - przypomniał Staręga. - Przyjechałem z pucharowych zawodów i przed samymi igrzyskami trenowałem na rolkach, bo nie było gdzie iść na narty. Jakie jest podejście do wyczynowego biegania w Zakopanem było widać przy okazji Pucharu Świata w skokach. Trasa została zasypana szutrem, żeby zrobić parking - opisywał zawodnik. Kowalczyk zwykła mawiać, że PZN powinien zmienić nazwę na Polski Związek Skoków Narciarskich. Słuchając w Korei Południowej przedstawicieli również innych podlegających Tajnerowi dyscyplin - snowboardu i narciarstwa alpejskiego - można odnieść wrażenie, że myślą podobnie. - W Polskim Związku Narciarskim jesteśmy na końcu. Do Czechów nawet nie mamy się co porównywać - oceniła w piątek 20. w snowcrossie Zuzanna Smykała.
Autor: dasz / Źródło: PAP, sport.tvn24.pl