Czy to po strzałach z dystansu, czy w sytuacjach sam na sam - na Thibauta Courtois nie było mocnych. Gdyby nie belgijski bramkarz, w półfinale mistrzostw świata byłaby Brazylia. - W tym roku spotkałem się z niesprawiedliwą krytyką, a dziś znów udowodniłem, kim jestem i dlaczego tu jestem - powiedział po meczu bohater.
Od pierwszego gwizdka inicjatywa należała do Brazylijczyków, którzy jednak nie stwarzali większego zagrożenia pod bramką Courtois. Sami zaś do przerwy przegrywali 0:2 po samobójczym trafieniu Fernandinho i golu Kevina De Bruyne'a.
W drugiej połowie dominacja Canarinhos była już przygniatająca. Piłkarze z Ameryki Południowej raz za razem wpadali w pole karne, ale albo byli blokowani, albo skutecznie interweniował Courtois. Belgijski wieżowiec (1,99 m) górą wychodził ze starć z Paulinho i Douglasem Costą. Nie miał za to żadnych szans przy kontaktowym trafieniu Renato Augusto.
Brazylijczycy się dwoili i troili w poszukiwaniu gola, który da dogrywkę. W doliczonym przez sędziego czasie bohaterem mógł zostać ten, na którego od początku najbardziej liczono - Neymar. 26-latek uderzył zza pola karnego bardzo precyzyjnie, ale Courtois znów pokazał klasę, kapitalnie przerzucając piłkę nad poprzeczką. To była parada meczu, a może nawet i turnieju. Dzięki niej, Belgia po 32 latach ponownie znalazła się w najlepszej czwórce mistrzostw świata.
Co sądzi o niej bohater Belgów? - Powiedziałem do siebie ulala. Wiedziałem, że Neymar lubi uderzać w ten sposób, byłem na to przygotowany - przyznał Courtois, który zanotował aż dziewięć skutecznych interwencji.
"Czuliśmy to"
- Brazylijczycy myśleli, że zdobyli już mistrzostwo świata. A jednak pokonaliśmy ich - cieszył się. - W tym roku spotkałem się z niesprawiedliwą krytyką, dziś znów udowodniłem, kim jestem i dlaczego tu jestem. Nasz plan taktyczny był znakomity. Czuliśmy, że to będzie nasz dzień - podkreślił po końcowym gwizdku.
Był to 24. z rzędu mecz bez porażki Czerwonych Diabłów, którzy zanotowali aż 19 zwycięstw i pięć remisów. Pod wodzą Martineza Belgowie przegrali tylko raz, gdy... debiutował na ławce trenerskiej - 1 września 2016 roku w towarzyskim meczu z Hiszpanią (0:2).
- Kiedy grasz przeciwko Brazylii, musisz sobie wypracować przewagę dzięki taktyce. Istnieje bowiem pewna psychologiczna bariera, którą wywołują żółte koszulki, pięć tytułów mistrzowskich i wszystko, co się z tym wiąże. Musieliśmy grać z wiarą, że obrany plan jest słuszny. Dziś jestem najdumniejszym człowiekiem na świecie. Przydzieliłem moim zawodnikiem bardzo trudne zadania, a oni zaufali mi i do końca z żelazną konsekwencją trzymali się założeń - powiedział po meczu selekcjoner Belgów Roberto Martinez.
Autor: lukl / Źródło: sport.tvn24.pl