Wściekłość minęła, pozostało rozczarowanie. Dużych rozmiarów, bo Polska pożegnała się z mundialem już po fazie grupowej. Robert Lewandowski reprezentacji do sukcesów nie poprowadził. - Przynajmniej jedną bramkę w Rosji powinienem zdobyć - przyznaje kapitan drużyny narodowej na łamach "Polska The Times".
Doskonałą okazję miał w spotkaniu z Japonią, tym trzecim w turnieju, kiedy powrót do kraju był już pewny. - Żal tego superpodania od Kamila (Grosickiego). Przyblokowałem obrońcę, trafiłem w piłkę… Trudno mi wytłumaczyć, co źle zrobiłem, że nie strzeliłem gola - tłumaczy blisko 30-letni napastnik.
Murem za Nawałką
Odniósł się także do końcowych minut tamtego meczu, kiedy Japończycy w nieskończoność wymieniali podania, Biało-Czerwoni nie próbowali im przeszkadzać, kibice gwizdali, a stojący przy linii bocznej Jakub Błaszczykowski nie miał okazji, by wejść na boisko. - Japonia miała piłkę, my czekaliśmy. Jako ofensywny zawodnik wolałbym, żebyśmy spróbowali zaatakować, ale rywal nam nie pozwolił. Mimo że przegrywał 0:1, to wynik dawał im awans. My byliśmy zadowoleni, bo wygrywaliśmy - wyjaśnia Lewandowski. Co dalej z selekcjonerem Adamem Nawałką? Powinien zostać? - To nie ode mnie zależy. Ale wiemy, w jakim miejscu byliśmy pięć lat temu i ile z trenerem przez ten czas zrobiliśmy. Współpraca wygląda bardzo dobrze. Większość chwil była radosna, oczywiście poza ostatnimi dziesięcioma dniami. I tak będziemy stawali murem za trenerem, bo wiemy, jaki to jest człowiek i ile się przy nim nauczyliśmy. Nie zabrakło pytania o transfer z Bayernu Monachium. Odpowiedź jest krótka. - W trakcie mundialu miałem wyłączony telefon. Nic więcej nie powiem, bo nie wiem.
Autor: rk / Źródło: Polska The Times