Pies utknął na krawędzi kry i nie mógł się z niej wydostać. Nie miał siły pływać i gdyby nie Krzysztof i Adam pewnie by utonął.
"Skoczę za nim"
- Ten pies nie jest człowiekiem, nie może zawołać pomocy. Ten straszliwy jęk, ten pisk, to spowodowało w nas takie emocje, że mieliśmy taki odruch człowieczy i pobiegliśmy na drugą stronę, żeby go uratować - opowiedział TVN24 Adam Stoiński.
Wraz z kolegą, Krzysztofem, mieli wtedy lekcje w zespole szkół samochodowych, ale wybiegli natychmiast, kiedy usłyszeli przeraźliwy pisk. - Tak mi było żal tego psa, że - no, mówię nawet - skoczę za nim - mówi Adam.
Lód na rzece był bardzo cienki i bardzo kruchy. Żeby dostać się do zwierzęcia, musieli po nim przejść. Chłopcy zaryzykowali i mieli dużo szczęścia.
Czeka w schronisku
- Apeluję w takich działaniach o ostrożność. Natomiast jest to postawa jak najbardziej godna naśladowania - skomentował całe zdarzenie kpt. Erwin Mazur z gdańskiej straży pożarnej.
Teraz pies już stoi na własnych łapach. Ma apetyt, ale wszystkiego się boi. - Jest bardzo wystraszony i potrzeba czasu, żeby się oswoił, że znalazł się tu w schronisku - mówi Agnieszka Zielińska ze schroniska "Promyk".
Niestety, nie wiadomo czy pies ma swój dom i swojego pana. Jeśli nikt się po niego nie zgłosi, zostanie w schronisku.
Baltica na krze
W styczniu w mediach - nie tylko zresztą polskich - zasłynął inny pies uwięziony na krze.
Przez kilka dni, podczas ekstremalnych mrozów, zwierzę dryfowało na krze w Zatoce Gdańskiej. Uratowała go załoga statku Baltica i tak się do niego przywiązała, że zabrała go w rejs, a samego psa nazwała tak, jak statek.