Poniedziałek, 13 grudnia Emilia Lorenc - tancerka z krakowskiej opery wygrała walkę z rakiem. Leczenie trwało trzy lata. Przyniosło tak dobre efekty, że lekarze wystawili specjalne zaświadczenie - tancerka może wrócić do pracy. W tym samym czasie dyrekcja krakowskiej opery wręczyła kobiecie wypowiedzenie. Z powodu częstych nieobecności w pracy.
Światła, scena, publiczność i taniec. Pani Emilia nie potrafiła się z tym rozstać, nawet mimo poważnej choroby.
- Tak naprawdę, to jest całe moje życie. Człowiek, który chce tańczyć, chce być tancerzem klasycznym, tak jak w moim przypadku, idzie się szkoły baletowej mając dziesięć lat - opowiada tancerka.
Walka z chorobą
Trzy lata temu dowiedziała się, że jest chora na raka. Pracowała jako tancerka zespołowa w Operze Krakowskiej. W przerwach między kolejnymi zabiegami i badaniami występowała na scenie.
- Po pierwszej operacji wróciłam normalnie i już myślałam, że jest wszystko OK. Po trzech miesiącach musiałam iść na wizytę kontrolną i po trzech miesiącach okazało się, że, niestety, trzeba jeszcze raz interweniować - wspomina.
W sumie, w ciągu trzech lat leczenia, opuściła osiem miesięcy pracy. Kiedy udało się jej wygrać walkę z rakiem, dowiedziała się, że do pracy nie ma po co wracać. Dyrekcja postanowiła rozwiązać z nią umowę.
Choroba czy nieobecności
Dyrektor Opery nie znalazł czasu, by porozmawiać z dziennikarzami. Wcześniej w liście otwartym zapewniał, że to nie choroba jest przyczyną zwolnienia pani Emilii, a jej częsta nieobecność w pracy.
- Ja już dostałam wypowiedzenie w momencie kiedy już wiedziałam, że jestem zdrowa i kiedy też już wiedzieli, że jestem całkowicie zdrowa - twierdzi pani Emilia. Badania lekarskie potwierdzają, że może pracować w pełnym wymiarze. O innych przyczynach zwolnienia, pani Emilia od dyrekcji nigdy nie usłyszała.
- Jeżeli chodzi o sprawy zwolnienia mojego – ani kierowniczka, ani dyrektor nawet nie zamienili ze mną słowa. Nawet nie powiedzieli, że chcą mnie zwolnić. Nawet nie powiedzieli dlaczego, co im się nie podoba w mojej pracy… Nic - opwiada reporterowi"Prosto z Polski".
Artyści za tancerką
Zaskoczenia zwolnieniem tancerki, po wielomiesięcznym leczeniu onkologicznym nie ukrywa środowisko krakowskich artystów. Jolanta Gibas jest aktorką sceniczną. Kilka lat temu sama walczyła z rakiem i, jak mówi, decyzji dyrekcji opery po prostu nie rozumie.
- Tak naprawdę to nie chciałam w to uwierzyć. Bo to jest niemożliwe, żeby pracodawca w ten sposób zachował się w stosunku do osoby chorej na raka. Tym bardziej, że rak jest straszliwą chorobą. Naprawdę bardzo straszną chorobą, która wyniszcza ciało, umysł i straszliwie rani duszę - powiedziała pani Jolanta.
Za zwolnioną wstawiły się też związki zawodowe pracowników opery, oraz Krakowskie Towarzystwo Amazonek. Jego prezes, Grażyna Korzeniowska, mówi, że z podobnym przypadkiem jeszcze się nie spotkała.
- Jedna operacja nowotworowa, druga… No trochę więcej współczucia. Tym bardziej, że z tego co wiem, to kierownikiem jest kobieta. Więc kobieta kobietę powinna najbardziej zrozumieć - argumentowała.
Dyrekcyjna wolta
Po interwencji związków zawodowych, dyrekcja opery zdecydowała się przedłużyć zatrudnienie pani Emilii, ale tylko do końca przyszłego sezonu i na innym stanowisku.
- To jest młoda dziewczyna. Nie można ją pozbawiać pracy. A trudno kogoś z baletu, tancerkę, posadzić za biurkiem - powiedziała prezes Amazonek.
Sprawą zwolnienia pani Emilii zainteresował się też Urząd Marszałkowski, który nadzoruje funkcjonowanie Opery.
- Jesteśmy na bieżąco cały czas w kontakcie z dyrektorem. Ja z nim rozmawiam, byłem u niego. Wyjaśniamy tę sprawę - zapewnia Krzysztof Markiel z Małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego.
Pani Emili w walce o pracę nie zamierza się poddać. Wie, że w Krakowie nie znajdzie zatrudnienia nigdzie poza operą. Sprawę oddała do sądu.