Wtorek, 17 listopada Czym na tle innych szkół wyróżnia się gimnazjum numer 3 w Ciechanowie? Zdaniem części rodziców i jego uczniów, na szkolnych korytarzach panuje terror, a na dodatek uczniowie handlują i odurzają się nasionami bielunia dziędzierzawy.
Zdaniem dyrektorki gimnazjum, żadnych poważnych problemów w szkole nie ma. Pytana co się dzieje w ciechanowskiej szkole, nauczycielka odpowiada: - Dzieje się to, co w innych szkołach.
Biją młodszych
Innego zdania są rodzice: - Młodzież jest bardzo agresywna i wydaje mi się, że nikt nad tym nie panuje. Dzieci są zaczepiane i od nich chce się pieniędzy. Moje dziecko zostało pobite - mówi anonimowo jedna z matek. Anonimowo, bo nie chce, żeby jej córka miała jeszcze większe kłopoty.
Pobicia, wymuszenia i straszenie najmłodszych uczniów są - zdaniem rodziców - na porządku dziennym. - Dziecko nawet nie chciało chodzić do szkoły, takie sytuacje zaistniały - dodaje pani Barbara, matka gimnazjalisty. Kobieta twierdzi, że syn boi się brać do szkoły większe pieniądze, żeby ich nie stracić.
I jedzą bieluń
Sprawą przemocy w gimnazjum zajął się Tygodnik Ciechanowski. Podczas dziennikarskiego śledztwa na jaw wyszła inna sprawa. - Okazało się, że uczniowie zażywają rodzaj bardzo silnej trucizny występującej pod nazwą bieluń dziędzierzawa - mówi redaktor Wiesław Hagedorny.
Bieluń to dość częsta roślina, ale niewiele osób wie o jej właściwościach. Jej nasiona - spożywane w niewielkich ilościach - powodują halucynacje. W większych - śmierć. - To jest podobnie jak z muchomorem, podobnie jak z grzybami wszelkiego rodzaju... że można odlecieć ale już nie wrócić... - tłumaczy psychoterapeuta Robert Rutkowski. Zdaniem rodziców, działkę bielunia można kupić na szkolnym korytarzu. Ponoć za 20-30 złotych.
O tym, że bieluń jest trujący mieszkańcy Ciechanowa mogli przekonać się już kilka razy. Uczniowie gimnazjum numer trzy już trzykrotnie byli notowani przez policję za spożywanie jego nasion. Jedna z uczennic zatruła się bardzo poważnie.
Dyrekcja się wypiera
Dyrektorka gimnazjum twierdzi że wszystko jest w porządku. Bielunia nie rozpoznaje ani na zdjęciach, ani po nasionach. Naciskana przez dziennikarza "Prosto z Polski" zdradza, że w szkole były dwa przypadki zatrucia bieluniem. I jeden przypadek uczennicy gimnazjum, która zatruła się poza budynkiem szkolnym. Jednocześnie zaprzecza, iż ktoś bieluń w szkole rozprowadza. - U nas się nie handluje, przepraszam bardzo, my wiemy co to jest po przypadku kiedy uczennica nasza źle się poczuła... Sprawdziliśmy w internecie - mówi nauczycielka.
Rodzice zarzucają dyrektorce, że zamiata sprawę narkotyków i pobić pod dywan. - Nie zgodzę się z tym, że traktujemy sprawę, jakby w ogóle jej nie było - natychmiast włączony jest wychowawca, rodzic, pedagog - odpiera zarzuty dyrektor szkoły.
Problem bielunia w szkole ponoć został rozwiązany "na godzinach wychowawczych". Ale problem ten jest rzeczywiście poważny. Jak twierdzi Robert Rutkowski, od bielunia ciężko się uzależnić, bo eksperymentów z nim można po prostu nie przeżyć.
Dyrekcja zapowiedziała, że zrobi zebranie wszystkich rodziców. Sprawą zajmuje się też już policja. A rodzice chcą przenosić swoje dzieci do innych szkół.