Mieszkańcy Grenlandii decydują dziś o przyszłości swojej 56-tysięcznej wyspy. Od ich wyboru i tego, kto znajdzie się w 31-osobowym lokalnym parlamencie, mogą zależeć również losy Danii, a nawet Stanów Zjednoczonych. Kampanię wyborczą zdominował bowiem jeden temat - już nawet nie czy, ale kiedy Grenlandia mogłaby ogłosić niepodległość. I co stałoby się po tym.
"Jako kraj stoimy w obliczu bezprecedensowych i trudnych czasów" - pisze 4 lutego Mute B. Egede na Facebooku. Premier Grenlandii dodaje, że to nie pora na "wewnętrzne podziały, lecz na współpracę i jedność naszego kraju". I ogłasza, że jeśli parlament da zielone światło, 11 marca odbędą się wybory parlamentarne.
Izba wyraża zgodę i dziś Grenlandczycy idą głosować. Uprawnionych do głosowania jest ponad 41 tysięcy z 56 tysięcy mieszkańców wyspy. To mniej więcej tyle, ile zamieszkuje Mikołów, Zduńską Wolę czy Sieradz.
Z tym że Grenlandczycy mają wskazać osoby, które będą decydować o losach największej wyspy świata, niemal siedem razy większej niż powierzchnia Polski. Bogatej w rzadkie minerały. I ważnej z punktu widzenia globalnego bezpieczeństwa.
Wyborami parlamentarnymi na Grenlandii raczej mało kto by się interesował, gdyby nie wcześniejsze zainteresowanie wyspą ze strony prezydenta USA Donalda Trumpa. Pod koniec grudnia 2024 roku, jeszcze przed zaprzysiężeniem, sygnalizował, że chce posiąść wyspę i przejąć nad nią kontrolę. Jeśli trzeba będzie - może ją nawet kupić, wszak USA nieraz już w historii kupowały ziemię.
Potem o Grenlandii było nieco ciszej, bo prezydent Trump zajmował się werbalnym tworzeniem riwiery w Strefie Gazy oraz jak najbardziej realnym wstrzymaniem dostaw broni do walczącej z rosyjską agresją Ukrainy. Ale z początkiem marca sytuacja się zmieniła.
Tydzień temu, w pierwszym oficjalnym wystąpieniu przed Kongresem, Trump znów poruszył wątek "zielonej wyspy". - Mam przesłanie dla cudownych ludzi z Grenlandii. Bardzo mocno popieram wasze prawo do określenia waszej własnej przyszłości, a jeżeli tak zdecydujecie, to przyjmiemy was do Stanów Zjednoczonych Ameryki - mówił.
Podkreślił, że jego administracja współpracuje "ze wszystkimi zaangażowanymi" w celu przejęcia Grenlandii. - Myślę, że ją dostaniemy w ten czy inny sposób - dodał.
Posypały się też obietnice. - Zapewnimy wam bezpieczeństwo, uczynimy bogatymi i wspólnie wzniesiemy Grenlandię na wyżyny, które nigdy wcześniej nie wydawały się możliwe - mówił Donald Trump. I ponownie przekonywał, że wyspa jest niezbędna Stanom dla ich własnego bezpieczeństwa, jak i dla bezpieczeństwa międzynarodowego.
Na reakcję władz Grenlandii nie trzeba było długo czekać. "Nie chcemy być Amerykanami ani Duńczykami" - napisał w mediach społecznościowych premier Grenlandii Mute B. Egede. I dodał:
Jesteśmy Grenlandczykami, Amerykanie i ich przywódca muszą to zrozumieć. (...) Nie jesteśmy na sprzedaż ani nie można nas przejąć, ponieważ o naszej przyszłości decydujemy sami, na Grenlandii.
Wtorkowe wybory parlamentarne to właśnie decyzja o przyszłości. Jakie są główne wątki w grenlandzkiej kampanii wyborczej? Czy coś jeszcze poza niepodległością interesuje dziś mieszkańców wyspy? A jeśli tak, to co? O tym wszystkim opowiada tvn24.pl dr hab. Tomasz Brańka, politolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, specjalista m.in. w zakresie Arktyki.
Gorączka chwili
W kampanii na Grenlandii - jak mówi Tomasz Brańka - zarysowują się cztery główne wątki:
- kwestia niepodległości,
- relacje wyspy z USA,
- historyczne relacje z Danią,
- życie tu i teraz.
Zanim przejdziemy do niepodległości wyspy, spójrzmy na obecny układ sił w grenlandzkim parlamencie (Inatsisartut). Jest w nim 31 miejsc. Obecnie zajmują je przedstawiciele pięciu partii: Inuit Ataqatigiit (11 posłów), Siumut (10), Naleraq (5), Demokraatit (3), Atassut (2). Dwie pierwsze tworzą koalicję rządzącą, a pozostałe ugrupowania są w opozycji.
Ale poza nimi w tegorocznych wyborach startuje również Qulleq - partia, która nie ma obecnie reprezentacji w izbie. To stosunkowo nowe ugrupowanie, powstało w marcu 2023 roku. Formacja chce jak najszybszej doprowadzić do niepodległości.
Ale czy Grenlandczycy jej chcą? Dr hab. Tomasz Brańka podkreśla, że chcą, ale nie kosztem państwa opiekuńczego, czyli takiego, które zadba o ich dobrobyt. A Dania dba o swoich mieszkańców zdecydowanie lepiej niż USA.
- Wszyscy mówią: chcemy niepodległości. Ale potrzebujemy odpowiedzi na kilka pytań, zanim będziemy mogli do tego zmierzać. Nie dam się sprowokować przez gorączkę chwili do podejmowania pochopnych decyzji - deklarowała posłanka Naaja Nathanielsen ze współrządzącej partii Inuit Ataqatigiit (IA) w rozmowie z Reutersem 20 stycznia. Czyli tego dnia, gdy w USA Donald Trump rozpoczynał drugą prezydencką kadencję.
Partia Nathanielsen też chce niepodległości Grenlandii, ale podkreśla, że decyzje muszą być podejmowane z pełną świadomością konsekwencji ekonomicznych i społecznych.
O jakich konsekwencjach mowa?
To między innymi pytanie o to, czy niepodległa Grenlandia będzie w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwo ekonomiczne. Obecnie jej gospodarka opiera się przede wszystkim na rybołówstwie oraz - choć w mniejszym stopniu - na turystyce i przemyśle wydobywczym, a budżet wyspy jest mocno zależny od dotacji duńskiego rządu.
- Teraz wszystko zależy tylko od Danii i pieniędzy, które stamtąd dostajemy. Moglibyśmy być bardziej niezależni gospodarczo, zanim pomyślimy o staniu się niepodległymi - stwierdził 8 marca w rozmowie z Reutersem Qiteraq Eugenius, mieszkaniec Nuuk.
Liv Aurora Jensen, kandydatka do parlamentu z ramienia IA, mówiła 8 marca Reutersowi, że "bez gospodarki nie ma niezależności". - Musimy założyć więcej biznesów oraz współpracować z innymi firmami i krajami, aby móc rozpocząć wydobycie (surowców - red.). Bez gospodarki nie mamy żadnego zabezpieczenia społecznego - oceniła.
Grenlandia nie posiada też własnej armii, za obronę odpowiada Kopenhaga. Wyspa - jako terytorium autonomiczne Danii - podlega także ochronie NATO. Duńczycy - poza obronnością - zarządzają też polityką zagraniczną i monetarną wyspy. Duński nadawca publiczny DR zwracał uwagę, że gdyby Grenlandia uzyskała suwerenność, prawdopodobnie musiałaby nagle sama zająć się tymi obszarami.
Ponadto - w przeciwieństwie do Danii - wyspa nie jest częścią Unii Europejskiej. Ze Wspólnotą łączą ją jednak umowy o strategicznym partnerstwie.
Artykuł 21
Od 2009 roku, gdy poszerzona została autonomia Grenlandii, wyspa uzyskała też prawo do ogłoszenia niepodległości w drodze referendum.
Tryb uzyskania pełnej suwerenności określa artykuł 21 ustawy o samorządzie Grenlandii:
Decyzja o ogłoszeniu niepodległości zostanie podjęta przez samych mieszkańców Grenlandii. Wówczas nastąpią negocjacje pomiędzy rządami Danii i Grenlandii mające na celu wprowadzenie suwerenności dla wyspy. Osiągnięte porozumienie powinno uzyskać aprobatę parlamentu Grenlandii, a następnie będzie zatwierdzone w referendum. Porozumienie takie musi też zaakceptować Folketing (duński parlament - red.).Fragment art. 21 Ustawy o samorządzie Grenlandii"Studia Iuridica Lublinensia" 2014, nr 22
ZOBACZ TEŻ: CAŁA USTAWA O SAMORZĄDZIE GRENLANDII Z 2009 ROKU (W JĘZYKU ANGIELSKIM) >>>
Profesor Tomasz Brańka wskazuje, że w tegorocznej kampanii dużo mówi się właśnie o wykorzystaniu tego prawa.
- Artykuł 21 zakłada w skrócie, że jeżeli ludność Grenlandii będzie tego chciała, może rozpocząć z Danią negocjacje dotyczące ogłoszenia niepodległości. I są partie, które mówią, że być może nastał właśnie ten moment, kiedy artykuł 21 powinno się uruchomić - wyjaśnia.
Co więcej, po raz pierwszy zaczęto rysować horyzont czasowy referendum niepodległościowego. Dwie zasiadające dziś w parlamencie partie, Naleraq i współrządząca Siumut, sugerują przeprowadzenie głosowania przed kolejnymi wyborami, czyli w ciągu czterech najbliższych lat.
Jednak uruchomienie art. 21 to - jak zaznacza prof. Brańka - "początek drogi". - Dzisiaj nikt tak naprawdę nie wie, na jakich warunkach Grenlandia mogłaby uzyskać niepodległość - podkreśla badacz.
W zeszłym roku lokalni politycy powołali specjalną komisję ekspertów, która ma ustalić drogę prawną do niepodległości. Raport ze swojej pracy powinna przedstawić w 2026 roku.
Wspólny front? Nie do końca
Nie wszystkie grenlandzkie partie chcą niepodległości. - Jest jedna partia, która trochę inaczej podchodzi do sprawy. To Atassut. Od powstania w latach 70. XX wieku była za rozwijaniem niezależności, ale w bliskich relacjach z Danią - zaznacza prof. Brańka.
I przypomina: - W ich pierwszym programie było wprost zapisane, że celem jest praca przeciwko odłączeniu się od Królestwa Danii. Przewodniczący ugrupowania w ostatnich wystąpieniach mówił, że nie jest realne, aby Grenlandia stała się państwem w najbliższych latach. I tu istotny jest dobór słów - oni nie mówią: "jesteśmy przeciwko niepodległości", bo ludzie jej chcą i nikt nie powie czegoś takiego przed wyborami. Zamiast tego mówią: "nie jest realne, aby Grenlandia stała się niepodległa w najbliższych latach" - wskazuje rozmówca tvn24.pl.
- Przywódcy Atassut mówią: "słuchajcie, teraz mamy szansę, żeby na nowo zdefiniować naszą wspólnotę, by była trwała i przynosiła korzyści wszystkim, którzy ją tworzą" - dodaje.
Od takiego myślenia najdalej jest partii Qulleq. - Ona plasuje się po przeciwnej stronie do Atassut, jej przewodniczący mówi: "realne jest, aby Grenlandia w najbliższych latach stała się niepodległym państwem" - wskazuje ekspert.
Zauważa, że członkowie Qulleq nie podają jednak konkretnej daty, bo zdają sobie sprawę, że wiele zależy od negocjacji z Danią.
- Ale jest to partia, która wyraźnie argumentuje, dlaczego będzie można tę niepodległość uzyskać. Uzasadnia, że Grenlandia dysponuje ogromnymi bogactwami naturalnymi, ale są one obecnie źle zarządzane. Przedstawiciele partii twierdzą, że kiedy oni doszliby do władzy, pojawią się środki, aby utrzymać państwo dobrobytu - dodaje politolog z UAM.
W niedawnym wywiadzie dla dziennika "Sermitsiaq" lider Quelleq Karl Ingemann mówił: "Tak naprawdę jesteśmy w kraju możliwości. Nasz kraj daje nam mnóstwo zasobów, zarówno żywych, jak i nieożywionych. Ale używamy ich nieprawidłowo, a nawet rezygnujemy z ich używania. Dzieje się to w momencie, gdy wielu obywateli boryka się z różnymi trudnościami, a wyspie zaczyna brakować pieniędzy. Nie możemy tego kontynuować. (...) Zdajemy sobie sprawę, że (na Grenlandii - red.) istnieją ogromne złoża ropy naftowej i gazu oraz że metody eksploatacji tego typu surowców są stale udoskonalane, ale podjęliśmy decyzję o pozostawieniu złóż, które są dookoła. W Qulleq uważamy, że to błąd, dlatego pracujemy nad rozpoczęciem wydobycia ropy naftowej i gazu".
Qulleq mocno promuje kulturę grenlandzką, głównie język. - Posługuje się także dość ostrą retoryką. Ich przewodniczący powtarza: "żyjemy teraz jako kolonia, nie jesteśmy nawet "właścicielami" ziemi, na której jest nasz dom, dzisiaj Grenlandia niejako "wynajmuje" swoją ziemię i to się musi zmienić" - przytacza prof. Brańka. Doprecyzowuje, że słowa szefa partii Karla Ingemanna mają znaczenie symboliczne.
Ostatnia z sześciu startujących w wyborach partii (Demokraatit) podkreśla, że celem jej polityki jest doprowadzenie do suwerenności. - Ale zastrzega przy tym, że potrzeba jeszcze czasu, żeby wzmocnić gospodarkę i utrzymać państwo socjalne, które zapewnia społeczeństwu zabezpieczenie - wyjaśnia ekspert.
Wiele pytań, co będzie po osiągnięciu suwerenności, pozostaje otwartych. Wyspa nie jest częścią Unii Europejskiej. Nie ma własnego wojska, a w przypadku odłączenia się od Danii nie będzie już należała do terytorium chronionego przez NATO. Czy partie opowiadające się za referendum niepodległościowym przedstawiają jakieś alternatywne rozwiązania? Zapowiadają ścieżkę do członkostwa w UE lub NATO?
- Dziś nie jesteśmy w stanie na to pytanie odpowiedzieć. To obszary, które dopiero będą negocjowane. Być może w trakcie rozmów podjęta zostanie decyzja, że Grenlandia co prawda staje się niepodległym państwem, ale sprawy obronności cały czas będą realizowane wspólnie z Królestwem Danii - wskazuje prof. Tomasz Brańka. - Tworząca obecnie koalicję partia Siumut postuluje, by wyspa po ogłoszeniu niepodległości stała się członkiem NATO. A już teraz domaga się, aby grenlandzki rząd był reprezentowany na spotkaniach Paktu Północnoatlantyckiego. Jak tłumaczy lider partii, Grenlandia, dzięki członkostwu w NATO, może być łącznikiem między Ameryką Północną a Europą - dodaje.
Zauważa też, że nawet teraz, gdy Grenlandia nie należy do UE, korzysta jednak z wielu unijnych programów, m.in. w zakresie badań naukowych i edukacji, rybołówstwa, polityki regionalnej czy surowców naturalnych. - Podobnie jak Norwegia czy Islandia. Ale właśnie to wszystko są kwestie, do których trzeba usiąść i je wynegocjować. Wydaje się, że dzisiaj najważniejsze dla mieszkańców będzie utrzymanie państwa opiekuńczego - dodaje politolog.
Na jakie rozwiązania mogłaby się zdecydować Grenlandia?
Według eksperta w dyskusji publicznej pojawiają się pomysły umów o współpracy z innymi państwami. - Partia Naleraq mówi, że Grenlandczycy mogliby stworzyć unię państw, trochę na zasadzie brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Mieszkańcy wyspy mogliby również zaproponować rozwiązanie federalne, konfederację lub wolne stowarzyszenie - wskazuje.
Z kim dokładnie? To sprawa otwarta.
Pod koniec stycznia duński dziennik "Berlingske" i grenlandzka gazeta "Sermitsiaq" opublikowały wyniki przeprowadzonego dla nich przez instytut Verian sondażu na temat podejścia Grenlandczyków do połączenia ze Stanami Zjednoczonymi. Mieszkańcom wyspy zadano pytanie: czy chcesz, aby Grenlandia opuściła Danię i stała się częścią USA?
85 proc. respondentów odpowiedziało "nie". Opcję "tak" wybrało 6 proc. Odpowiedź "nie wiem" wskazało 9 proc.
Donald Trump elektryzuje mieszkańców
Pochodną tematu niepodległości Grenlandii były w kampanii wyborczej relacje wyspy ze Stanami Zjednoczonymi. - Ta kwestia była równie często dyskutowana, co droga do niepodległości. Bo odłączenie się od Danii to temat dyskutowany od dekad, ale kiedy ktoś mówi, że przyjdzie i kupi Grenlandczyków, a do tego nie wyklucza użycia środków militarnych do zdobycia wyspy, to coś zupełnie nowego. I to zelektryzowało mieszkańców Grenlandii i Danii - wskazuje prof. Brańka.
Podkreśla, że żadna z partii, które obecnie są w parlamencie, w żaden sposób nie wyraziła chęci, by Grenlandia stała się częścią Stanów Zjednoczonych. Ale - jego zdaniem - większość ugrupowań jest przychylna amerykańskim inwestycjom, turystom i kapitałowi.
A jak na relacje między Nuuk a Waszyngtonem może wpłynąć ostatnia wypowiedź Trumpa przed Kongresem?
Według politologa, w tym wystąpieniu "Trump złagodził swój język, chociaż nie uniknął bycia Trumpem". - Rozpoczyna przemowę od słów: "bardzo mocno popieram wasze prawo do określenia własnej przyszłości". Później dodaje: "jeżeli tak zdecydujecie, to przyjmiemy was do Stanów Zjednoczonych Ameryki". Wcześniej takiej narracji nie było. Dalej Trump zachęca: "zapewnimy wam bezpieczeństwo, uczynimy bogatymi i wspólnie wzniesiemy Grenlandię na wyżyny, które nigdy wcześniej nie wydawały się możliwe". Ale potem widzimy znów stuprocentowego Trumpa, który mówi, że USA "potrzebują Grenlandii dla bezpieczeństwa narodowego, a nawet międzynarodowego". Następnie pada zdanie: "myślę, że ją dostaniemy w ten czy inny sposób". Niemniej zauważmy, że w pierwszej części wystąpienia nie mówi już: "kupię was" albo: "najadę was" - zauważa prof. Brańka.
- Duński minister spraw zagranicznych Lars Lokke Rasmussen słowa Trumpa o prawie Grenlandczyków do samostanowienia uznał za "najważniejsze w tym przemówieniu". Grenlandzkim politykom nie umknęło jednak to, że kiedy amerykański prezydent wspomniał o ich wyspie, to sala… zareagowała śmiechem. Uznali to za brak szacunku wobec swojego narodu - dodaje politolog.
Warto pamiętać, że na początku lutego parlament w Nuuk przyjął ustawę o zakazie zagranicznego finansowania partii politycznych. Jako cel wprowadzenia przepisów wskazano "ochronę integralności politycznej Grenlandii".
Regulacje uniemożliwiają otrzymywanie darowizn od zagranicznych bądź anonimowych darczyńców. Ograniczają też maksymalną wysokość wszystkich wpłat od osób prywatnych do 200 tysięcy koron duńskich (około 113 tys. zł) i maksymalną wysokość wpłaty od pojedynczego darczyńcy do 20 tysięcy koron (ponad 11 tys. zł.).
Autorzy projektu wskazywali, że przepisy należy rozpatrywać "w świetle interesów geopolitycznych i obecnej sytuacji, w której przedstawiciele sojuszniczego mocarstwa wyrazili zainteresowanie przejęciem i kontrolowaniem Grenlandii".
"Czym byłaby Dania bez Grenlandii?"
Trzeci temat, który rozgrzewa debatę publiczną na chwilę przed wyborami, związany jest z dokumentem "Białe złoto Grenlandii", wyemitowanym 9 lutego przez duńskiego publicznego nadawcę DR. Film opowiada historię kopalni kriolitu (materiału stosowanego przy produkcji aluminium, dziś zastępowanego przez syntetyczne składniki), działającej na południu Grenlandii od 1854 do 1987 roku. I wywołał sporo kontrowersji.
W dokumencie eksperci szacują, że wydobycie surowca mogło przynieść Danii na przestrzeni 133 lat zysk oscylujący wokół 53,6 miliarda euro. "Polar Journal" zauważa, że zdaniem niektórych dokument "redefiniuje sposób, w jaki należy interpretować historyczne relacje między Danią a Grenlandią". Według dziennika w rzeczywistości Grenlandia dawała Danii korzyści finansowe, a nie generowała koszty.
- Film stał się gorącym tematem wyborczym, bo kompletnie zmienia dyskusję o corocznym grancie duńskim (przypomnijmy: to 500 mln euro - red.). Premier Mute Egede mówił w nim: Myślę, że pytanie powinno raczej zostać odwrócone i brzmieć: "czym byłaby Dania bez Grenlandii?". Użył też później takiego porównania, że pieniądze, które dziś otrzymuje Grenlandia, to nie jest żadna dotacja, a spłata rat po tej kopalni - podkreśla prof. Brańka.
Co więcej - dodaje ekspert - przeprowadzono badanie, w którym "ponad jedna trzecia ankietowanych odpowiedziała twierdząco, że debata na temat tego dokumentu ma wpływ na ich głos w nadchodzących wyborach". I zaznacza, że "relacje z Danią obecnie nie są dobre". Przypomina kwestie historyczne, które pozostają rysą na wzajemnych stosunkach.
W 1951 roku w wioskach Inuitów pojawili się duńscy urzędnicy i wytypowali 22 dzieci w wieku od 6 do 9 lat. Zostały one przetransportowane do Danii. Najpierw w obawie przed chorobami trafiły na kwarantannę do wioski dziecięcej, a później do rodzin zastępczych. Miały nauczyć się języka duńskiego oraz kultury, a następnie wrócić na wyspę. Do ojczyzny ostatecznie powróciło 16 dzieci - ale nie do swoich rodzin, lecz do domu dziecka w Nuuk, gdzie wciąż zakazywano im mówić w rodzimym języku. W zamyśle dzieci miały zostać wykształcone i stanowić przyszłą elitę Grenlandii, mającą ułatwić Danii kontakty i kontrolę nad wyspą.
W rzeczywistości dzieci przeżyły traumę. Nie mogły zapomnieć swojej kultury, która wówczas była w Danii uważana za gorszą i prymitywną, a jednocześnie nie były w stanie zasymilować się z Duńczykami. Wiele z nich zmarło w młodym wieku, popadając w alkoholizm.
W zabieraniu dzieci brały udział także Duński Czerwony Krzyż oraz duński oddział Save the Children.
W grudniu 2020 roku premier Danii Mette Frederiksen publicznie przeprosiła za ten eksperyment.
Ale to nie koniec eksperymentów na ludziach, na jakie pozwalali sobie duńscy rządzący na Grenlandii. W 2022 roku wybuchł kolejny skandal - media ujawniły skalę procederu przymusowej antykoncepcji na Grenlandii w latach 1966-70. Kobietom w wieku rozrodczym, nawet zaledwie 13-letnim dziewczynkom, często bez ich wiedzy, lekarze zakładali spirale domaciczne.
Według ujawnionych informacji, zrobiono to 4,5 tysiącom kobiet, Inuitkom, spośród 9 tysięcy będących w okresie rozrodczym. W 2022 roku władze Danii oraz Grenlandii wszczęły wspólne śledztwo w tej sprawie, wyniki mają być opublikowane w maju 2025.
Dania murem za Grenlandią
Z tą mroczną kartą historii Duńczycy i Grenlandczycy muszą się teraz zmierzyć. Na dziś istotne jest wszakże, że rząd w Kopenhadze od pierwszych zakusów Donalda Trumpa stoi murem za mieszkańcami wyspy.
Gdy w 2019 roku podczas swojej pierwszej kadencji prezydent USA sygnalizował, że chciałby przejąć Grenlandię, duńscy politycy zaznaczali, że nie jest ona na sprzedaż i sama zdecyduje o własnym losie. W grudniu 2024 odnowione zainteresowanie sprawą ze strony amerykańskiego przywódcy spotkało się z podobną reakcją.
- Grenlandia nie jest na sprzedaż, ale jest otwarta na współpracę - podkreślała premier Danii Mette Frederiksen.
5 marca, tuż po wystąpieniu Trumpa przed Kongresem, oznajmiła: - Grenlandia należy do Grenlandczyków. Jest to stanowisko zdecydowanie popierane przez rząd Danii. To naród Grenlandii musi zdecydować o swojej przyszłości.
Przyznała przy tym, że Dania chciałaby "utrzymać wspólnotę", ale zasady współpracy muszą zostać udoskonalone i być oparte na równości oraz szacunku.
Jak ocenia prof. Brańka, w ostatnich tygodniach Grenlandczycy zobaczyli, kto stawał w obronie ich praw: - Premier Danii zaczęła jeździć po Europie i niemal każde wystąpienie zaczynała od słów: "Grenlandia sama zadecyduje o sobie".
Z badania wykonanego przez pracownię Ipsos w dniach 31 stycznia-4 lutego wynika, że większość Duńczyków uważa Grenlandię za ważną część wspólnoty, ale jednocześnie twierdzi, że wyspa powinna mieć swobodę decydowania o swojej przyszłości. Jak podaje Reuters:
- około 62 procent respondentów stwierdziło, że Grenlandia jest ważnym terytorium duńskim,
- 77 procent poparło samostanowienie wyspy,
- 79 procent było przeciwnych sprzedaży Grenlandii Stanom Zjednoczonym.
Być tu i teraz
Choć wtorkowe wybory parlamentarne zdominowane są przez temat niepodległości Grenlandii oraz relacji wyspy z USA i z Danią, to nie brakuje też tematów ważnych w codziennym życiu. Jak zauważa rozmówca tvn24.pl, po kilku tygodniach wyborczego wyścigu, gdy tematy związane z polityką zagraniczną zeszły nieco na dalszy plan, ludzie znów zaczęli podnosić kwestie rosnących kosztów życia czy braku mieszkań.
- W badaniu przeprowadzonym na przełomie lutego i marca poproszono mieszkańców wyspy o wskazanie najważniejszych tematów, którymi powinien się zająć przyszły rząd. Na pierwszym miejscu znalazło się "zdrowie" (42 proc. wskazań), dalej "finanse i podatki" (28 proc.) oraz "mieszkalnictwo" (28 proc.). Na kwestię niepodległości wskazało "jedynie" 23 procent badanych - tłumaczy prof. Brańka. - Niektóre partie proponują reformę podatkową, wprowadzenie podatku liniowego, kwestie obowiązkowych oszczędności emerytalnych. To bardzo szczegółowe i lokalne sprawy, ale dla mieszkańców są ważne - podkreśla.
Zaczęły jednak przebijać się dopiero pod koniec kampanii. Dlaczego?
- Bo to sprawy, którymi Grenlandia żyje od 20, 30 lat - wyjaśnia prof. Brańka. Wskazuje, że infrastruktura drogowa, dostępność i jakość opieki zdrowotnej czy szkolnictwa, zawsze będą tematami aktualnymi. - Ale nagle pojawiają się kwestie, które absolutnie elektryzują wszystkich, takie jak: "kupimy was", "nie wykluczamy użycia siły" czy to, że Dania przez ponad 130 lat zarobiła na Grenlandii ponad 53 miliardy euro. To zepchnęło wszystko na drugi plan. Politycy musieli się po prostu do tego odnieść. Media o to pytały, a ludzie domagali się komentarzy. Teraz minęły trzy tygodnie i wraca to, co jest ważne na co dzień - dodaje.
A co o szansach dla poszczególnych partii mówią sondaże?
- Dwie główne partie, Inuit Ataqatigiit i Siumut, odnotowują straty. A kto zyskuje? Najbardziej Demokraatit, którzy mówią: "krok po kroku do niepodległości, ale trzeba zająć się też bieżącymi problemami". Wymieniają kwestie, takie jak mieszkalnictwo, infrastruktura, alkoholizm, opieka zdrowotna. W poprzednich wyborach mieli nieco ponad 9 procent poparcia. Teraz sondaże dają im 18 procent. Również Naleraq - która zdecydowanie mówi o pójściu w kierunku niepodległości - obserwuje wzrost poparcia. Jej notowania wzrosły z 12 do 16,5 procent. Zyskuje też Atassut, która w ostatnich wyborach miała 6-procentowe poparcie. Teraz badania dają jej około 10 procent - informuje ekspert.
Ale na razie to nie wyniki poszczególnych partii są najważniejsze, lecz trudne do przewidzenia decyzje wyborców. - Około 30 procent badanych nie podjęło jeszcze decyzji, na kogo zagłosuje - zaznacza prof. Brańka.
Wszystko rozstrzygnie się tak naprawdę 11 marca. A po głosowaniu Grenlandczyków świat będzie się przyglądać, w jakim kierunku nowi rządzący poprowadzą "zieloną wyspę".
kwestia niepodległości,
relacje wyspy z USA,
historyczne relacje z Danią,
życie tu i teraz.
około 62 procent respondentów stwierdziło, że Grenlandia jest ważnym terytorium duńskim,
77 procent poparło samostanowienie wyspy,
79 procent było przeciwnych sprzedaży Grenlandii Stanom Zjednoczonym.
Autorka/Autor: Aleksandra Koszowska / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Reuters