Premium

"Rak nie był zainteresowany naszymi planami"

Zdjęcie: Uwe Zucchi/DPA/PAP/EPA

Czułam, że ta książka jest ostatnią nicią, która łączy mnie z ojcem. Spędzałam dnie, wspominając go, starając się uchwycić to, jakim był człowiekiem. Skończenie książki oznaczało pogodzenie się z tym, że naprawdę go nie ma - mówi tvn24.pl niemiecka pisarka Zsuzsa Bánk.

"To głupie i obraźliwe, niezrozumiałe, że nasi rodzice muszą odchodzić. A fakt, że pewnego dnia naprawdę to się dzieje, jest niedopuszczalny" - pisze w swojej najnowszej książce Zsuzsa Bánk, niemiecka pisarka węgierskiego pochodzenia. "Choć dorastamy z tą wiedzą, żyjemy z nią, nie jesteśmy przygotowani, nie jesteśmy uzbrojeni, kiedy to się dzieje. W ostatnich latach wypisałam wiele kartek kondolencyjnych, wokół mnie umierały matki, umierali ojcowie mojego pokolenia, a ja za każdym razem oddychałam z ulgą, bo ja zostałam oszczędzona" - przyznaje.

"Śmierć przychodzi także latem" (przeł. Elżbieta Kalinowska) to historia o chorobie, odchodzeniu i pamięci. To pożegnanie pisarki z ojcem.

Natalia Szostak: Zabrała pani chorego ojca na wspólne wakacje na Węgry. "Chcieliśmy, żeby to lato, być może ostatnie, było wspaniałe. Chcieliśmy dni wolnych od trosk, może nawet od bólu. Dni, kiedy rak odpoczywa".

Zsuzsa Bánk: To się niestety nie udało. Rak nie był zainteresowany naszymi planami.

"Szukaliśmy na Węgrzech rozświetlonego lata, ale i tym razem znajdujemy chorobę i śmierć, nierozłączną parę, która wprasza się i nie daje wyrzucić".

Kiedy wyjeżdżaliśmy, ojciec był już słaby. Z jakiegoś powodu wierzyłam jednak, że plan powrotu w rodzinne strony musi się udać, że uda nam się wynegocjować ze śmiercią jeszcze te jedne wakacje nad Balatonem. Było w tym myślenie magiczne - jakby ta rajska kraina związana z dzieciństwem ojca i z naszymi wspólnymi wakacjami mogła sprawić, że zyskamy trochę czasu.

Lato nad Balatonembelizar/Shutterstock

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam