Premium

Na początku najważniejsze miały być pierwsze dwie doby. Później już tylko 24 godziny. Marcelinka walczyła 16

Zdjęcie: TVN24

- To mała blondyneczka o niebieskich oczach, wiecznie uśmiechnięta - Beata pokazuje zdjęcie i jednocześnie ociera pierwszą z wielu łez, które podczas naszej rozmowy spłyną po jej po policzku. Na kolanach 18 miesięcy życia zamknięte w pudełku: pierwsze śpioszki, ulubiona zabawka, frotka do włosów, którą miała na sobie tego dnia jej córka.

W telewizorze gada facet w czerwonych okularach, a Beacie jakby ktoś ścisnął dłonią gardło. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy przedstawia cel tegorocznego finału: walka z sepsą. - Popłakałam się, bo wiem, jakie to jest trudne - mimo że od tragedii minęło 10 lat, Beata pamięta prawie każdy szczegół. 

13 sierpnia 2013 roku

Zaczęło się zwykłym stanem podgorączkowym: 37,4 st. C. Marcelina dwa tygodnie wcześniej przeszła zapalenie ucha. - Myślałam, że ma nawrót. Wieczorem dałam jej lek przeciwgorączkowy i przyszykowałam ubranka. Była może godzina 22.00. Gdy zasnęła, powiedziałam do męża: pójdziesz z nią jutro na kontrolę do lekarza. A ja rano pojechałam do pracy - wspomina.

14 sierpnia 2013 roku

Gdy Beata dojeżdżała do oddalonego o 50 kilometrów Wrocławia, zadzwonił jej mąż. 

- Beata, wracaj. Marcelina robi się fioletowa i puchnie - Paweł, strażak ochotnik, po kursie ratowniczym, wiedział, że jest już źle. Z córką na rękach wbiegł na SOR w Trzebnicy – do najbliższego szpitala. 

- Przy przyjęciu [do szpitala - przyp. red.] poziom CRP był na poziomie 169 czy 176, jakoś tak. Wtedy pani doktor powiedziała do męża, że to jest sepsa. Beata zaczyna w pamięci odtwarzać wydarzenia, które znała z relacji męża - że najpierw pogotowie przyjechało aż z Wrocławia, że w pierwszym szpitalu lekarze odmówili przyjęcia, bo nie mieli sprzętu do ratowania tak małych dzieci. - Pojechali karetką do kolejnej placówki. To tam rozegrał się cały dramat. A właściwie horror, nie dramat - dodaje mama dziewczynki. 

Zanim Beata dojechała do właściwego szpitala, lekarze zdążyli już wprowadzić Marcelinę w stan śpiączki farmakologicznej. Jej stan był na tyle krytyczny, że dziecko trafiło na oddział intensywnej opieki medycznej (OIOM). Na początku lekarze nie pozwalali wejść rodzicom na salę, gdzie obowiązuje ostry reżim sanitarny. Ale tylko na początku. Sepsa postępowała z każdą godziną. Parametry stanu zapalnego były coraz gorsze, a wybroczyny na skórze coraz większe.

Na początku najważniejsze miały być pierwsze dwie doby. Później już tylko 24 godziny. Dziewczynka walczyła 16.

"16 godzin wystarczyło, żeby sepsa zabrała moje dziecko"
"16 godzin wystarczyło, żeby sepsa zabrała moje dziecko"TVN24

15 sierpnia 2013 roku

- Zawołał nas lekarz i powiedział, żebyśmy się pożegnali, że to jest koniec, ona nie da rady - Beata milknie na kilka długich sekund. Do dziś ma przed oczami minę lekarza i to, jak płakał, przekazując rodzinie informację o stanie dziewczynki. - Nie ma niczego gorszego, jak usłyszenie, że twoje dziecko umiera, a ty nie możesz zrobić nic. Gdy weszłam na salę, nie poznałam jej. Była cała fioletowa, miała plamy na buzi - wspomina mama szlochając. 

Gdy ostatni raz Beata mogła potrzymać córkę na rękach, dziewczynka wyglądała, jakby spała i zaraz miała się obudzić. Nigdy już się nie obudziła. 

Rozpoznanie: sepsa

91 godzin później patomorfolog napisze: "Rozpoznanie zasadnicze: wstrząs septyczny. Masywne wybroczyny na skórze oraz tkance podskórnej, błonach śluzowych, oponie twardej, masywne obrzęki i przekrwienia narządów wewnętrznych dużego stopnia, obrzęk płuc, mózgu i opon miękkich dużego stopnia, nieliczne niewielkie ogniska zawału krwotocznego płuc, śródmiąższowe zapalenie płuc, wszystko to składa się na obraz wstrząsu septycznego".

- O tak wyglądała - kobieta trzyma w rękach zdjęcie, które zrobiła córce kilka dni przed śmiercią. - Moja mała blondyneczka o niebieskich oczach, z wiecznie uśmiechniętą buzią. Z wiecznie uśmiechniętą buzią - powtarza. Zdjęcia dziewczynki są w całym domu - w salonie, w sypialni i w pokoju chłopców. - Dzieci wiedzą, że miały starszą siostrę, że ciężko zachorowała i poszła do nieba, że jest aniołkiem - wyjaśnia Beata i znów przykłada chusteczkę do oczu.

Dwa dni przed śmiercią dziewczynka bawiła się z rodzicami, następnego dnia już trafiła na OIOM z objawami wstrząsu septycznego. Niecałą dobę później zmarła. 1,5-roczna Marcelina była jedną z 3 milionów dzieci na świecie, które co roku umierają z powodu sepsy.

Badania wykazały, że sepsę u Marceliny spowodowały meningokoki typu B. Bakterie przenoszone drogą kropelkową. Można się nimi zarazić zarówno od osoby chorej, jak i od bezobjawowego nosiciela. U jednego pacjenta powodują zwykłą infekcję, u innego piorunujące zakażenie prowadzące w ciągu kilku godzin do zgonu. Według danych Krajowego Ośrodka Referencyjnego ds. Diagnostyki Bakteryjnych Zakażeń Ośrodkowego Układu Nerwowego inwazyjna choroba meningokokowa najczęściej dotyka dzieci i w 60 procentach przypadków przebiega pod postacią sepsy z zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych, a w 25 – pod postacią samej sepsy. 

- Choroba mojej córki miała piorunujący przebieg. Lekarze byli bezradni, choć wiem, że robili, co mogli - mówi Beata. Gdy lekarz powiedział, że córka ma sepsę, nie wiedziała do końca, co to właściwie jest. - Myślałam, że dadzą jakiś antybiotyk i będzie dobrze. Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że sepsa to reakcja całego organizmu, że dochodzi do niewydolności wielonarządowej i tak jak w przypadku Marceliny – w konsekwencji do śmierci – dodaje.

"Zaczęło się zwykłym stanem podgorączkowym"
"Zaczęło się zwykłym stanem podgorączkowym"TVN24

Cicha zabójczyni

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia sepsa jest jedną z najbardziej śmiertelnych chorób na świecie. Zabija częściej niż nowotwór czy zawał serca. Na całym świecie aż 11 milionów ludzi rocznie, z czego blisko 3 miliony to właśnie dzieci. Oznacza to, że średnio co piąty zgon na świecie powiązany jest z sepsą. Mówi się o niej "cichy zabójca", a raczej zabójczyni. Ale sepsa to nie bakteria, sepsa to nie choroba. 

- Sepsa to nieprawidłowa, nadmierna reakcja organizmu na jakieś zakażenie, a dzieci do piątego roku życia należą do grupy wysokiego ryzyka. Ze względu na niedojrzałość swojego układu odpornościowego na jakąkolwiek infekcję, czy to wirusową, grzybiczą, czy bakteryjną – mogą zareagować sepsą – wyjaśnia prof. Marzena Zielińska.

Pod opiekę ordynatorki oddziału anestezjologii i intensywnej terapii dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu trafia średnio 200 pacjentów rocznie, z czego ponad połowa właśnie z powodu ciężkich infekcji i wstrząsu septycznego. 

- Z przykrością muszę stwierdzić, że nie ma w Polsce dokładnych danych statystycznych co do występowania wstrząsu septycznego u dzieci. Wiemy natomiast, że jeśli dziecko do nas trafia, to jedną z najczęstszych przyczyn przyjęcia na oddział jest właśnie sepsa - twierdzi prof. Zielińska. A prof. Waldemar Goździk dodaje: - Sepsa była kiedyś kojarzona z brudem. Nic bardziej mylnego. Może dopaść każdego i w każdych okolicznościach. 

Ordynator OIOM Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu przytacza liczby zbierane przez lekarzy anestezjologów: szacuje się, że w Polsce sepsa powiązana jest ze śmiercią około 25 tysięcy osób, ale dotykać może nawet stu tysięcy pacjentów rocznie. "Szacuje się" i "około", bo oprócz tego, że w Polsce nie ma dokładnych danych dotyczących sepsy wśród dzieci, to nikt też nie prowadzi rejestru przypadków sepsy wśród dorosłych poza oddziałami intensywnej opieki medycznej.

Z każdą godziną ryzyko zgonu rośnie

O skuteczności leczenia sepsy decyduje czas. Dla przeżycia chorego kluczowe jest zarówno szybkie rozpoznanie, jak i włączenie odpowiedniego leczenia w zależności od patogenu, który spowodował zakażenie. Jak szybkie? Optymalnie w ciągu pierwszej godziny wystąpienia pierwszych objawów. Z badań wynika, że każde opóźnienie rozpoznania sepsy i podania właściwego antybiotyku o godzinę, zwiększa ryzyko zgonu o osiem procent.

- Jeśli nie wiemy, co jest przyczyną zakażenia, to nie wiemy, jak leczyć. Oczywiście zakładamy przyczynę, włączamy leki, ale nie jest to leczenie celowane. Nim poznamy konkretny patogen, mija dużo cennego czasu. Właśnie dlatego tak ważna jest wczesna diagnostyka - wyjaśnia prof. Waldemar Goździk. 

Na długiej liście sprzętu, jaki WOŚP planuje kupić za zebrane podczas tegorocznego finału pieniądze, są właśnie urządzenia do wczesnej diagnostyki sepsy. To między innymi analizatory do wykrywania produktów amplifikacji bakterii, grzybów oraz określania mechanizmów oporności z zastosowaniem technologii rezonansu magnetycznego. Do tego urządzenia do identyfikacji mikroorganizmów metodą spektrometrii masowej typu MALDI-TOF oraz zautomatyzowane systemy posiewów próbek mikrobiologicznych. 

- W naszym szpitalu mamy część takich urządzeń, ale są one bardzo kosztowne i równie kosztowne jest ich eksploatowanie - dodaje ordynator OIOM w USK we Wrocławiu. 

Urządzenia nowej generacji umożliwiają pełną diagnostykę mikrobiologiczną czy wirusologiczną w ciągu kilku godzin. Nie każdy szpital na to stać. 

- Może gdyby wtedy, 10 lat temu, był taki sprzęt, który teraz chce kupić Jurek Owsiak, to Marcelinka żyłaby do dzisiaj? - na to pytanie Beata Duda nigdy nie znajdzie już odpowiedzi. - Dziś miałaby 11 lat. Wiem, że byłaby mądrą i rozsądną dziewczynką. Mam nadzieję, że moja historia pomoże, może uratuje jakąś rodzinę przed tym, żeby nie cierpiała tak jak nasza. Głęboko wierzę w to, że ten sprzęt bardzo pomoże - dodaje. 

NA WALKĘ Z SEPSĄ PRZECZNACZONE ZOSTANĄ ŚRODKI ZEBRANE W CZASIE TEGOROCZNEGO FINAŁU WOŚP

Autorka/Autor:Marta Balukiewicz

Źródło: tvn24.pl

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam