Premium

Wojna Izraela z Hamasem. Czy na Bliskim Wschodzie możliwy jest pokój? Na razie korzysta Rosja

Zdjęcie: Alexi J. Rosenfeld/Getty Images

Wyjątkowo brutalna odsłona trwającego od dekad konfliktu nie nastraja pozytywnie do myślenia o wspólnej przyszłości Palestyny i Izraela. W końcu jednak jakiś pokojowy traktat będzie trzeba zawrzeć. Wszystko wskazuje na to, że będzie sygnowany krwią niewinnych ofiar.

Siły Obronne Izraela przyznały się do zbombardowania obozu dla uchodźców w mieście Dżabalija w Strefie Gazy. Trzy tygodnie wcześniej zbrojne skrzydło Hamasu dokonało masakry na obywatelach Izraela, mordując między innymi bezbronnych i pokojowo nastawionych mieszkańców Kibuców. Społeczność międzynarodowa apeluje o wysłanie pomocy humanitarnej do oblężonej Strefy Gazy, jednocześnie w wyniku izraelskich nalotów giną także pracownicy humanitarni i dziennikarze. Rodziny zakładników porwanych przez Hamas bezskutecznie apelują o wymianę jeńców, nawet jeśli oznaczałoby to przystanie na warunki terrorystów.

Atak

Tragedia, która dzieje się na oczach całego świata nie wydarzyłaby się, gdyby nie atak z 7 października. Rano, tuż po wschodzie słońca, grupy bojowników Hamasu sforsowały barierę otaczającą Strefę Gazy. Dostali się do Izraela drogą lądową, morską i powietrzną - za pomocą paralotni. Równolegle rozpoczęto intensywne ataki tysiącami rakiet na teren Izraela. W tym samym czasie zakłócono łączność izraelskiej armii. W kraju trwał właśnie Sukot, czyli Święto Namiotów (albo Święto Szałasów) upamiętniające wędrówkę Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Dzień wcześniej zaczął się festiwal muzyczny w okolicy kibucu Re'im powiązany z celebracją Sukot. I to uczestnicy tego festiwalu stali się jednymi z pierwszych ofiar terrorystów.

Izraelczycy są przyzwyczajeni do tego, że raz na jakiś czas ze Strefy Gazy wystrzeli rakieta. Kilka lat temu, przechadzając się w okolicy skweru Ben Guriona w Tel Awiwie, usłyszałem syreny. Nie wzbudziły one jednak paniki - ludzie dalej siedzieli w ogródkach kawiarnianych jakby nigdy nic. Izraelski system obrony powietrznej zwany Żelazną Kopułą nie bez powodu cieszył się dobrą sławą. Te dwie rakiety, które tamtego wieczoru zostały wystrzelone w kierunku stolicy, nie miały szans się przebić.

7 października 2023 było inaczej. Nie tylko skala nalotów była bezprecedensowa. Pierwszy raz bojownicy Hamasu fizycznie wtargnęli do Izraela. Zajęty sporami wewnętrznymi kraj okazał się na to nieprzygotowany.

Nad ranem terroryści urządzili sobie polowanie na uczestników wspomnianego festiwalu. Gdy później na miejsce dotarli izraelscy żołnierze, na miejscu znaleziono około 260 ciał, głównie młodych ludzi. Po dokonaniu masakry, uzbrojeni bojownicy zaatakowali pobliskie miasta - mordowali zarówno Żydów, izraelskich Arabów, jak i obywateli innych państw. Atakowali także kibuce zamieszkane przez pacyfistycznie nastawionych ludzi. Napastnicy podpalali budynki, wrzucali do nich ładunki wybuchowe, mordowali całe rodziny. Niektórych porywali.

Około 8 rano Siły Obronne Izraela rozpoczęły działania militarne. Zaczęły odbijać zajęte przez Hamas miejscowości. W ciągu pierwszych 48 godzin Izraelowi udało się wypchnąć ich z prawie wszystkich 20. Tymczasem powołano około 300 tysięcy rezerwistów. Poderwano także samoloty F-15, F-16 i F-35, które zaatakowały cele w Strefie Gazy.

Jak pisze w swojej analizie Michał Wojnarowicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, atak, w którym zginęło około 1,4 tysiąca Izraelczyków, a kolejne tysiące zostało rannych, stał się przyczyną najsilniejszego od dekad kryzysu państwowego. Pod znakiem zapytania stawia możliwość ułożenia się z Palestyńczykami. Stanowi także potężny cios wizerunkowy dla premiera Benjamina Netanjahu. Okazało się, że operacja była przygotowywana przez miesiące pod nosem jednej z najpotężniejszych armii i jednego z najpotężniejszych wywiadów na świecie.

CZYTAJ TEŻ: "IZRAELSKI WYWIAD MUSIAŁ WIEDZIEĆ O ZAGROŻENIU, ALE JE ZIGNOROWAŁ" >>>

Jest wiele teorii na temat tego, dlaczego Hamas to zrobił. Michał Wojnarowicz wymienia kilka: konsolidację poparcia dla Hamasu, impuls do szerszej destabilizacji Izraela (co, jak już wiemy, nie wyszło - Hezbollah nie zaangażował się w oczekiwanym stopniu) oraz przerwanie normalizacji stosunków arabsko-izraelskich.

- Hamas prawdopodobnie chciał przerwać ten trend normalizacji stosunków między Izraelem a światem arabskim - mówi dr hab. Wiesław Lizak z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z tvn24.pl. -Dwustronny traktat pokojowy Izraela z Arabią Saudyjską byłby na pewno przełomowym wydarzeniem. Pewnie inne kraje arabskie również zaczęłyby przychylniej patrzeć na możliwość normalizacji stosunków, a to znacznie pogorszyłoby możliwość realizacji przez Palestyńczyków idei nacjonalistycznych. Dla nas to niewyobrażalne, żeby poświęcać tyle tysięcy ludzi dla jakiegoś celu politycznego, ale terroryści często używają ofiary cywilnej ludności do nagłośnienia swojej sprawy - zwraca uwagę ekspert.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam