Miliony Amerykanów wysyłało do prywatnych firm swoje DNA, żeby dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości. Nieświadomie doprowadzili do przełomu w kryminalistyce, dzięki któremu anonimowemu śladowi na miejscu przestępstwa można przypisać imię i nazwisko. Tak wpadł między innymi seryjny zabójca z USA. - Sprawcy najgłośniejszych zbrodni spadają nam z drzew genealogicznych jak jabłka z jabłoni - opowiada tvn24.pl prof. Henry C. Lee, legenda światowej kryminalistyki.
Contra Costa, USA. 2017 rok
Paul Holes, 49-letni śledczy pochodzący z Florydy, miał już dość. Frustracja łączyła się z poczuciem bezsilności, kiedy wracał myślami do sprawy, która nie dawała mu spokoju od 1994 roku. Wtedy to - niedługo po zaprzysiężeniu go w biurze szeryfa Contra Costa w Kalifornii po raz pierwszy otworzył akta sprawy Zabójcy ze Złotego Stanu (ang. Golden State Killer).
Rozwój technologii pomagał wyłuskiwać coraz to nowsze informacje o człowieku, który miał na sumieniu co najmniej 12 zabójstw i 50 gwałtów. Od 1974 do 1986 roku dokonywał przestępstw, do których w Kalifornii wracało się w rozmowach pomimo upływu lat. Grasującym po stanie okrutnym i przebiegłym przestępcą, który przez dekady wodził za nos amerykańskie organy ścigania, matki straszyły swoje dzieci.
Holes na wyrywki znał akta mężczyzny, którego złapanie stało się najważniejszym celem jego kariery. Potrafił z pamięci przytoczyć szczegóły włamań oraz pojawiających się później napaści i gwałtów. Potem sadystycznemu sprawcy przestało to wystarczać - zaczął zabijać. Pastwił się nad kobietami i ich najbliższymi. Działał z dużym wyrachowaniem, nie zostawiał po sobie śladów.
Wielokrotnie oprawca wykorzystywał ten sam okrutny pomysł - najpierw obezwładniał znajdującego się w zaatakowanym domu mężczyznę, związywał go i kładł na brzuchu. Potem na skrępowanych dłoniach umieszczał stos wyjętych z szafek talerzy. Piskliwy głos dochodzący spod ciemnej kominiarki ostrzegał, że jeżeli usłyszy hałas, zabije żonę skrępowanego, a potem jego. Kiedy stos talerzy już był ułożony, oprawca zabierał pojmaną kobietę do innego pokoju, gdzie dochodziło do gwałtu.
Policja dbała, żeby te makabryczne szczegóły nie wyciekały do mediów. Modus operandi sprawcy był na tyle charakterystyczny, że istniała obawa, że inni przestępcy będą próbowali go naśladować, co jeszcze bardziej utrudniłoby śledztwo.
Dzięki zeznaniom świadków detektyw Holes miał wiedzę, jak może wyglądać zbrodniarz: ma umięśnioną posturę, jasną karnację, intensywnie niebieskie oczy i blond włosy. Mówi piskliwym, nieprzystającym do potężnego ciała głosem (pod tym względem stanowił przeciwieństwo detektywa, który mówił bardzo niskim basowym głosem). Z zeznań świadków wynikało, że ścigany przestępca ma na lewym przedramieniu wytatuowanego smoka.
Kalifornijski detektyw dobrze wiedział, dlaczego ścigany przez niego oprawca nagle przestał być aktywny. W 1986 roku amerykańskie media nagłośniły kulisy rozwiązania zabójstwa niezwiązanego z Zabójcą ze Złotego Stanu. Śledczym po raz pierwszy pomogły badania DNA. Mężczyzna, który od lat dokonywał przestępstw na terenie Kalifornii, musiał być na tyle zaznajomiony z dokonaniami kryminalistyki, że wiedział, że czas jego bezkarności się skończył. Wcześniej na miejscach zbrodni kilkukrotnie zostawił ślady biologiczne z kodem genetycznym.
Niestety - w żadnym miejscu policji dotąd nie udało się zabezpieczyć pełnego profilu DNA.
Warszawa, 2023 rok
Profesor Henry C. Lee to Amerykanin tajwańskiego pochodzenia, który jest jednym z najbardziej znanych kryminalistyków na świecie. Pracował między innymi przy sprawie zamachów z 11 września 2001 roku, badał głośną sprawę aktora O. J. Simpsona oskarżonego o podwójne zabójstwo i był jednym z ekspertów wyjaśniających seksaferę z udziałem amerykańskiego prezydenta Billa Clintona i ówczesnej stażystki w Białym Domu, Moniki Lewinsky.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam