|

"Każdy oddech boli. Dla was to tylko choroba, dla mnie męczarnia". Chcą odejść, już. Jak ich zatrzymać?

Kondycja psychiczna seniorów
Kondycja psychiczna seniorów
Źródło: Shutterstock

Może się tak zdarzyć, że w krótkim czasie stracimy bardzo wiele, doświadczeni zostaniemy szeregiem trudnych sytuacji. W końcu zasób energii do radzenia sobie z kryzysami i narzędzia, które mają nam w tym pomóc, okażą się niewystarczające. Mówiąc wprost: możemy nie mieć już siły - przyznaje doktor Halszka Witowska, sekretarz Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego oraz koordynatorka platformy edukacyjno-pomocowej "Życie warte jest rozmowy". Wyjaśnia, na co należy zwracać uwagę, by nie przegapić sygnałów ostrzegawczych wysyłanych przez osoby planujące odebrać sobie życie. I jak zapewnić im pierwszą emocjonalną pomoc.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Przypominamy tekst opublikowany w portalu tvn24.pl 27 lipca 2022 roku.

Naomi Judd, która z córką Wynonną tworzyły jeden z najpopularniejszych duetów w historii muzyki country, przez lata mierzyła się z trudnościami psychicznymi. 76-letnia ikona amerykańskiej kultury popularnej 30 kwietnia popełniła samobójstwo. Zaledwie dwa tygodnie później jej młodsza córka, aktorka Ashley Judd udzieliła poruszającego wywiadu Diane Sawyer, dziennikarce programu "Good Morning America" w stacji ABC. Ashley podkreśliła w wywiadzie, że choć mierzy się z ogromnym bólem i traumą po utracie ukochanej matki, to zdecydowała wraz z całą rodziną, że powinna opowiedzieć o okolicznościach prowadzących do jej śmierci, aby w ten sposób spróbować pomóc osobom znajdującym się w podobnej sytuacji.

Naomi Judd już w 2006 roku otwarcie powiedziała o tym, że od początku lat 90. mierzyła się z depresją oraz towarzyszącymi jej stanami lękowymi, atakami paniki oraz myślami samobójczymi. Chociaż była pod fachową opieką, na jej stan emocjonalny i psychiczny duży wpływ miały skutki uboczne leczenia: obrzęk twarzy, drżenie rąk czy łysienie. 

Tragedia Naomi Judd przypomina, że nie tylko temat samobójstw wśród seniorów bywa marginalizowany. To samo dzieje się z ich dobrostanem, kondycją psychiczną. A jest to ogromny problem, bo tylko w ubiegłym roku blisko jedna trzecia wszystkich samobójstw zakończonych zgonem w Polsce to samobójstwa seniorów. Natomiast w ciągu minionych 10 lat liczba przypadków, kiedy osoba powyżej 60. roku życia próbuje się zabić, wzrosła o 50 procent. Jak podaje policja: codziennie 15 osób ginie w wyniku zamachu samobójczego, to więcej niż w wypadkach drogowych. Nie można jednak sprowadzać sprawy samobójstw do liczb. Bo każda taka historia budzi pytanie "dlaczego?".

Doktor Halszka Witkowska, sekretarz Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego oraz koordynatorka platformy edukacyjno-pomocowej "Życie warte jest rozmowy", podkreśla, że samobójstwom można zapobiegać i wyjaśnia, co popycha seniorów do targnięcia się na własne życie.

Tomasz-Marcin Wrona: Dlaczego seniorzy decydują się na samobójstwo?

Dr Halszka Witkowska: Jak zawsze w przypadku samobójstw, nie mamy do czynienia z jednym czynnikiem. Nieważne, czy rozmawiamy o zachowaniach samobójczych u młodzieży, wśród nauczycieli, dziennikarzy czy w grupie lekarzy weterynarii albo seniorów, musimy brać pod uwagę szerszy kontekst. Suicydolodzy wymieniają kilka czynników wysokiego ryzyka. Przede wszystkim seniorzy są bardzo zmotywowani do odejścia. Gdy pojawiają się myśli i plany samobójcze, taka silna motywacja sprawia, że wybierają bardzo skuteczne metody. Seniorzy ze względu na wiek mają zupełnie inną perspektywę czasu, jaki w ich przekonaniu im pozostaje. Młody człowiek bierze pod uwagę, że ma całe życie, by jeszcze coś zmienić. W przypadku osób starszych tego czasu w ich przekonaniu jest znacznie mniej. Tu też pojawia się pytanie o to, jak definiujemy seniorów. 

Załóżmy, że są to osoby powyżej sześćdziesiątego roku życia. 

Tak czy inaczej pozostaje to bardzo pojemna i różnorodna grupa, bo przecież jeden 60-latek może być w świetnej kondycji psychofizycznej, inny zaś - schorowany, zmęczony, może odczuwać samotność i niechęć wobec życia. 

W tej grupie wiekowej obserwujemy zawężanie się pozytywnej perspektywy dotyczącej przyszłości, ponieważ seniorzy - po pierwsze - mają świadomość, że pozostało im mniej czasu niż więcej, a po drugie - wiedzą, że ich stan zdrowia już raczej się nie poprawia. Ci, którzy wybierają samobójstwo, często wspominają w listach pożegnalnych o swoim stanie zdrowia. Ostatnio zajmowałam się taką dokumentacją zebraną przez prof. Monikę Zaśko-Zielińską. Było to około 700 listów, wśród których były autorstwa seniorów. Powtarzała się w nich kwestia choroby i związanego z nią bólu. Zwróciło moją uwagę, że pojawia się również chęć wytłumaczenia bliskim swojej sytuacji. Autorzy tych pożegnań często mają wrażenie, że ich bliscy nie rozumieją, z czym muszą się zmagać. Pojawiały się różne metafory, jak na przykład "Każdy oddech mnie boli, każdy oddech łapię jak ryba wyrzucona na brzeg. Dla was to tylko choroba, a dla mnie męczarnia każdego dnia". Dlatego, jeśli myślimy o samobójstwach seniorów, musimy brać pod uwagę chorobę, samotność w tej chorobie, niezrozumienie otoczenia, a także małe szanse na poprawę stanu zdrowia oraz swoich warunków ekonomicznych. Musimy przecież pamiętać, że często osoby starsze nie mają po prostu pieniędzy, które pozwalałyby im godnie przeżyć starość. Problem, kiedy senior musi wybierać między zakupem leków, jedzenia bądź opłaceniem rachunków, jest dla nas niewyobrażalny, ale pojawia się dość często. I seniorzy niejednokrotnie rezygnują z leków. 

Wspomniała pani o osamotnieniu. Skąd ono się bierze?

Kilka lat temu we Francji pojawiła się fala dużych upałów, w czasie której zmarło wiele osób starszych. Umierali z pragnienia, ponieważ nie było przy nich nikogo, kto podałby im szklankę wody. Określono to jako śmierć z samotności.

To właśnie trochę dowód na to, że w naszej kulturze nie ma miejsca na starość. W bardzo dynamicznej rzeczywistości wypychamy seniorów poza naszą codzienność. W czasie pandemii zaobserwowaliśmy, że starsze osoby odwiedzane były coraz rzadziej. Straciły chociażby niedzielne obiady z wnukami, którzy rezygnację z wizyty u dziadków usprawiedliwiali chęcią uchronienia ich przed zakażeniem. A przecież babcie nie mają takiej samej przyjemności ze spotkań wirtualnych, które nie zastąpią im rozmowy na żywo, możliwości przytulenia wnuków i przede wszystkim możliwości nakarmienia - bo przecież wiemy, że osoby starsze w taki sposób wyrażają troskę i miłość. 

Z samotnością pojawia się również brak poczucia bycia potrzebnym, prawda?

Otóż to. Niejednokrotnie seniorzy mają problem z odnalezieniem się we współczesnym świecie przy tak szybkim rozwoju technologii. Ale myślę, że przemilczanym wątkiem jest to, że my się na tę starość nie przygotowujemy. Żyjemy coraz dłużej - co umożliwia nam medycyna - i wydłuża się nam czas emerytalny, ale za młodu nie myślimy o sobie w takim kontekście. Nie zastanawiamy się, co zrobimy z czasem po przejściu na emeryturę. Oczywiście, jeśli starzejemy się w chorobie, to na niej się skupiamy. Ale gdy starzejemy się w zdrowiu, nie wiemy bardzo często, co z tym wolnym czasem zrobić. Osoby starsze, w pewien sposób porzucone przez rodziny - nawet jeśli nie są porzucone celowo - nie potrafią dopasować się do pędu, w jakim żyją młodsze pokolenia. Widoczne to bywa w sytuacjach, gdy dziecko decyduje się przeprowadzić rodzica do swojego domu. Izabela Klementowska opisała tego typu historie w książce "Minuty". Znajdujemy w nich opowieści seniorów, którzy zamieszkali z rodzinami swoich dzieci, ale nie potrafili odnaleźć się w nowym miejscu. 

Dlaczego? 

Na przykład jedna z seniorek odcięta została od sąsiadek, znajomych, a w zamian wrzucona w wir i zamieszanie codzienności dzieci i wnuków, w którym brakowało czasu na wspólne posiłki. Starszy człowiek nie dość, że nie może znaleźć sobie tam miejsca, to również męczy się tym pędem. Ciekawym spostrzeżeniem jest również to, że - mówiąc po gombrowiczowsku - często "upupiamy" seniorów. Kierując się własną wygodą, odbieramy im możliwość podejmowania decyzji, także o sobie. Niektórzy na przykład sprowadzają do siebie swoje mamy bądź ojców, żeby opiekowali się ich dziećmi. A przecież babcia może nie mieć ani siły, ani ochoty na niańczenie wnucząt. Niestety, wciąż zakładamy u podstaw, że obowiązkiem dziadków jest opieka nad wnukami.

Są jakieś pomysły, jak przywrócić seniorom poczucie bycia potrzebnym?

Ciekawy pomysł na zaangażowanie seniora w życie codzienne rodziny przytoczyła właśnie Klementowska. Opisała sytuację, w której babcia zamieszkała z rodziną swojego dziecka. Domownicy chcieli być na bieżąco z informacjami i wydarzeniami na świecie. Wpadli więc na pomysł, że babcia będzie śledzić informacje i przy kolacji przedstawi im pewnego rodzaju pigułkę z tego, co najważniejsze. To był świetny pomysł, babcia czuła się potrzebna, robiła to, co ją interesowało, a przy okazji cała rodzina miała wspólne tematy do rozmów. Dopóki sami nie jesteśmy starzy, na starość patrzymy z własnej perspektywy, próbując nią zarządzać, i nie bierzemy pod uwagę potrzeb tej starości. A jeśli nie zastanawiamy się nad potrzebami tej starości, to sami w sile wieku nie wiemy, jak się w niej odnaleźć. 

A to jest pierwszy krok ku samobójstwu?

Według oficjalnych danych policji w ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba zachowań samobójczych zakończonych zgonem wśród seniorów wzrosła o 50 procent. W 2021 roku wyniosła 1526. To bardzo dużo. 

Ale przy temacie samobójstw bardzo potrzebny jest szeroki kontekst, aby próbować zrozumieć sytuację osób, których dotyczy ten problem. Wczytując się w listy pożegnalne seniorów, znalazłam bardzo dużo odwołań religijnych. Kościół katolicki bardzo długo potępiał samobójstwo. To podejście zmieniło się dopiero w 1968 roku, wraz z ogłoszeniem nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego. Zdecydowano, że samobójstwo pozostaje grzechem, ale nie można oceniać osoby, która odebrała sobie życie, bo najpewniej nie była w pełni władz umysłowych. Dlatego obecnie nie ma problemu z pochówkiem czy liturgią. Starsze osoby mają jednak silne przekonanie, że jest to grzech ciężki i w listach proszą rodzinę i Boga o wybaczenie. Ufają, że Bóg im wybaczy, bo nie mogą już inaczej, nie są w stanie znieść już bólu, choroby czy samotności.

Pamiętajmy też o monotonii życia seniorów, o tym, że w ich życiu nie dzieje się zbyt wiele. W małym mieszkanku dzień za dniem wyglądają tak samo, pojawiają się te same problemy, te same myśli. Izolacja społeczna w czasie pandemii dotknęła w szczególności właśnie osoby starsze. Młodsze pokolenia lepiej poradziły sobie w rzeczywistości zdalnej. A co mieli nagle zrobić seniorzy? Przypomnę, że przez pewien czas nie mogli wyjść nawet do parku na spacer. Musieli także rezygnować z wizyt w przychodni, która również pełni ważną rolę społeczną. Często traciły nawet możliwość rozmowy ze znajomymi, tak jak dotychczas, podczas codziennych zakupów. Seniorzy mieli bardzo mocno ograniczone możliwości znalezienia sobie elementów zastępczych. 

Dla osób starszych bardzo ważną zmianą życiową jest przejście na emeryturę. Czy może to być tak traumatyzujące, że stanie się czynnikiem wysokiego ryzyka?

Oczywiście, może być traumatycznym przeżyciem, szczególnie gdy mówimy o osobie, która dotychczas była bardzo mocno zaangażowana w swoją pracę, zdrowie jej dopisuje i która budowała na tej pracy poczucie własnej wartości. Praca przecież pełni bardzo ważne funkcje społeczne, pozwala na zaangażowanie się w relacje z innymi - przyjacielskie czy koleżeńskie. Nagle z dnia na dzień system mówi takiej osobie, że już nie jest potrzebna, że ma przejść na emeryturę i zająć się sobą. Taka osoba nie dość, że może poczuć się bezwartościowa, nieprzydatna, to jeszcze ma - załóżmy - dodatkowych dziesięć godzin dziennie, z którymi nie do końca wie, co zrobić. Ten nadmiar czasu może być ogromnym problemem. 

A czy wiadomo, co dzieje się w głowie osoby, która decyduje się na samobójstwo? Czy zachodzi jakiś stopniowy proces, czy wszystko zachodzi od jednego impulsu?

W czasie spotkań "Zrozumieć samobójstwo" staram się odpowiedzieć na pytanie, które mi pan zadał. Ta sprawa jest bardzo złożona, ale spróbuję ją przedstawić pokrótce. Samobójstwo to zawsze jest proces, na który składa się wiele czynników. Już Albert Camus pisał, że samobójstwo jest czynem, który dojrzewa w cichości serca. U jednych ten proces będzie dłuższy, u innych - krótszy.

W suicydologii używamy metafory szklanki z wodą: na początku jesteśmy jak pusta szklanka, a kolejne problemy, zmagania są jak kolejne porcje wody wypełniającej szklankę. Mam na myśli na przykład problemy w pracy, przemoc rówieśniczą, nieprzepracowaną żałobę po stracie bliskiej osoby, doznanie przemocy fizycznej, niepowodzenia w szkole czy na studiach, a na końcu może dojść na przykład do czegoś mało istotnego, na przykład do stłuczki samochodowej. I jeśli ta osoba popełni samobójstwo po takiej stłuczce, nie znaczy, że pozbawiła się życia z powodu wgniecionego zderzaka. To zdarzenie okazuje się kroplą, która przelewa tak zwaną czarę goryczy. Za tą decyzją zawsze stoi szereg doświadczeń i długa lista różnych czynników. 

zajawka dla TMW
Dr Halszka Witkowska w podcaście "Nowy lepszy świat" - fragment rozmowy
Źródło: TVN24 GO/Nowy lepszy świat

W kontekście samobójstw musimy pamiętać, że dochodzi do przecięcia dwóch dróg: na jednej jestem ja jako człowiek, z moją przeszłością i doświadczeniami, na drugiej to, co może mi zaoferować życie w danym momencie. Wiemy, że nieszczęścia nie chodzą parami, ale częściej raczej czwórkami bądź piątkami. Czasem może się tak zdarzyć, że w krótkim czasie stracimy tak wiele, że doświadczeni zostaniemy szeregiem tak trudnych sytuacji, aż w końcu zasób energii do radzenia sobie z kryzysami i narzędzia, które mają nam w tym pomóc, okażą się niewystarczające. Mówiąc wprost: możemy nie mieć już siły. 

Kolejną kwestią jest to, w jakim stanie umysłu jest osoba, która odbiera sobie życie. Jest kilka punktów wspólnych wśród osób, które odbierają sobie życie. Na przykład poczucie beznadziejności - moje życie i ja sam jestem beznadziejny, beznadziejna. To przekłada się na samoocenę w relacji z innymi ludźmi i takie osoby mogą na przykład mówić: "jestem beznadziejną matką", "jestem beznadziejnym ojcem" i "moim dzieciom będzie beze mnie lepiej", "jestem bezwartościowym pracownikiem", "bezwartościowym studentem". Tu pojawia się również poczucie beznadziejności, które łączy się z brakiem perspektyw, by coś zmieniło się na lepsze. Do tego dochodzi ogromny ból psychiczny, a samobójstwo niejednokrotnie jest formą ucieczki od tego bólu. Pojawia się także brak nadziei na poprawienie swojej sytuacji w przyszłości. Osobom w kryzysie suicydalnym często trudno jest sobie wyobrazić swoją przyszłość, a co dopiero jej pozytywny przebieg. 

Aktualnie czytasz: "Każdy oddech boli. Dla was to tylko choroba, dla mnie męczarnia". Chcą odejść, już. Jak ich zatrzymać?
Źródło: "Życie warte jest rozmowy" (zwjr.pl)

Suicydolodzy zwracają uwagę na opisany przez austriackiego psychiatrę i neurologa Erwina Ringela stan presuicydalny. Jest to kondycja umysłu w okresie od pojawienia się myśli rezygnacyjnych do popełnienia próby samobójczej. Tu mamy do czynienia z kolejnymi stanami zawężeń. Pierwsze jest zawężenie sytuacyjne - moment, w którym dana osoba nie wyobraża sobie innego wyjścia z sytuacji i uważa, że samobójstwo jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Można to określić tak, że dana osoba jest w tunelu poznawczym - nie widzi rzeczywistości dookoła, jest skupiona na swoich problemach i nie dostrzega rozwiązań. Drugie zawężenie dotyczy świata wartości - dana osoba zaczyna oceniać siebie i swoje życie jako beznadziejne. Trzecie zawężenie dotyczy relacji międzyludzkich, które przychodzi wraz z odcinaniem się danej osoby od innych ludzi. Pojawia się przekonanie, że inni męczą się z nami, a wraz z nim poczucie, że świat będzie lepszy bez nas. Następnie dochodzi do zawężenia dynamicznego, w którym myśli samobójcze intensyfikują się do tego stopnia, że trudno nad nimi zapanować. Przychodzą coraz częściej i nie chcą odejść. Na ostatnim etapie pojawiają się ideacje i fantazje samobójcze - i to jest moment, w którym ta osoba już planuje i wyobraża sobie samobójstwo. Bardzo niebezpieczny, ponieważ zaczyna się do tego praktycznie przygotowywać. 

Mam wrażenie, że jako społeczeństwo lubimy narzekać. Bardziej lub mniej, ale narzekanie mamy we krwi. Czy są jakieś sygnały, na które powinniśmy być szczególnie wyczuleni u innych osób? 

Dobrze, że podjął pan ten wątek z perspektywy kulturowej. Faktycznie lubimy narzekać, a przez to nie bierzemy narzekania na poważnie. W konsekwencji przestajemy się słuchać. Co więcej, dochodzi do pewnego rodzaju licytacji na to, kto ma gorzej, w której rozmówcy próbują przeciągnąć uwagę na siebie. Wydaje mi się, że cechą ogólnoludzką jest ocenianie danej sytuacji z naszej subiektywnej perspektywy. Słuchając o trudnej sytuacji danej osoby, od razu chcemy ocenić to, co usłyszymy i porównać to z inną, znaną nam sytuacją. Na wyznanie o problemach i bezradności wobec nich, niejednokrotnie słyszymy: "daj spokój, inni mają gorzej" albo "o czym ty mówisz, nie jest tak źle". W takiej sytuacji osoba w kryzysie zamiast otrzymać słowa zrozumienia, dostaje sygnał: "przestań narzekać". A przecież każdy ma problemy na własną miarę. Idę o zakład, że pan ma trochę inne problemy niż ja, ale to nie znaczy, że pana problemy są większe bądź mniejsze od moich. Są inne. 

Myślę, że powinniśmy zacząć się zastanawiać nad tym, co w naszym otoczeniu się dzieje. Być może ktoś mierzy się z trudnościami związanymi z utratą pracy, ktoś może nie radzi sobie z żałobą po stracie bliskiego. 

Może warto, aby w momencie, gdy pytamy kogoś "co słychać?", zadać kilka dodatkowych pytań. Zwłaszcza jeśli wiemy, że ktoś się z czymś mierzy. A jeżeli otwiera się ze swoimi problemami, wysłuchajmy go. Zapytajmy: "jak sobie z tym radzisz?", "czy mogę jakoś pomóc?". Bądźmy wyczuleni na komunikaty takie jak: "nie daję rady", "nie wiem, czy to wszystko ma sens" albo gdy ktoś w żartach powie: "wiesz, czasem sobie myślę, żeby zniknąć z tego świata”. Ludzie wstydzą się powiedzieć wprost, że mają myśli samobójcze. Osoby w kryzysie bardzo często chowają się za maską, że wszystko jest OK. Czasem to, że jest im ciężko, komunikują w formie żartów bądź pod wpływem alkoholu. Niestety, otoczenie to bagatelizuje w myśl przekonania, że jeśli ktoś o tym mówi, to tego nie zrobi. To jeden z podstawowych i bardzo niebezpiecznych mitów dotyczących samobójstwa. Dlatego bądźmy czujni, zwłaszcza jeśli ktoś nam sygnalizuje, że jest w kryzysie. Weźmy to na poważnie, nawet jeśli w żartach nawiązuje do samobójstwa.

Należy zwrócić również uwagę, jak w ostatnim czasie wyglądają relacje tej osoby z otoczeniem, czy nie odcina się od innych, czy nie zachodzą zmiany w sposobie bycia i życia - na przykład ktoś szalenie towarzyski nagle przestaje przychodzić na imprezy, ktoś bardzo rozmowny nagle zamyka się w sobie. Objawem kryzysu bywa porzucenie pasji i zainteresowań, a przy ciężkich stanach depresyjnych pojawia się także zaniedbanie higieny osobistej i wyglądu. Sygnałem mogą być również częste zwolnienia z pracy czy ze szkoły. Wiele osób bardzo często robi wszystko, żeby nie pokazać otoczeniu, w jak bardzo złej sytuacji się znajdują. To my powinniśmy wychodzić z pomocną dłonią, nie czekać, aż ktoś przyjdzie i zacznie wołać o pomoc. 

Jak pomóc osobie w kryzysie samobójczym?
Jak pomóc osobie w kryzysie samobójczym?
Źródło: tvn24.pl/"Życie warte jest rozmowy" (zwjr.pl)

Na piętnaście samobójstw dziennie - bo do tylu dochodzi w Polsce - dwanaście to samobójstwa mężczyzn. To zupełnie odwrotnie niż w przypadku prób samobójczych, które częściej popełniają kobiety. Suicydologia mówi, że próba samobójcza jest wołaniem o pomoc. Mężczyźni w momencie, gdy podejmują decyzję samobójczą, sięgają po bardziej skuteczne metody. To wynika przede wszystkim z tego, że mężczyźni nie proszą o pomoc. Wychowywani są w przekonaniu, że muszą być silni, odpowiedzialni, że ze wszystkim muszą radzić sobie sami, że nie mogą okazać słabości, nie mogą płakać, tylko zaciskać zęby - zgodnie z pokutującym przekonaniem, że mężczyźni nie powinni mówić o emocjach. Słyszę często od panów, że stale muszą się z czymś mierzyć, nie mogą zawieść czyichś oczekiwań i nie mają nikogo, z kim mogliby o tym porozmawiać. Ale pojawia się pytanie: jak długo można zaciskać zęby?

Jest jeszcze jeden szkodliwy stereotyp, związany z kwestiami opieki rodzicielskiej, że to głównie matki cierpią z powodu ograniczenia kontaktów z dzieckiem na przykład przy orzeczeniu rozwodowym. Dla ojców takie ograniczenie jest także źródłem gigantycznego cierpienia. W pierwszym skojarzeniu mówimy o matczynej miłości, ale nie możemy zapominać o miłości ojcowskiej, która jest równie silna. 

A jak to jest z kryzysami u seniorów? 

Tu rzecz jest jeszcze bardziej skomplikowana. Seniorzy starannie ukrywają swoje problemy, przede wszystkim dlatego, że nie chcą być obciążeniem dla rodziny, nie chcą jej dokładać. Dlatego często mówią, że nic się nie dzieje, nie opowiadają o swoich emocjach. To my powinniśmy być czujni, zadawać pytania, próbować się dowiadywać i okazywać troskę. I nie chodzi tu o pytania: "czy mama zjadła?", "czy tata ma leki?". Należy pytać o to, jak nasz senior się czuje, jak sobie radzi, jakie ma plany. To są momenty, w których osoba starsza może - czasem nie wprost - powiedzieć, że cierpi. Niestety, bywa tak, że bagatelizujemy problemy seniorów. To wynika również z tego, że odbieramy im podmiotowość i możliwość decydowania o własnym życiu, o tym, co i jak czują, a wreszcie prawo do tego, że mogą odczuwać brak sensu. 

Dlaczego kwestie związane ze zdrowiem psychicznym nadal pozostają w Polsce czymś wstydliwym, tabuizowanym, mitologizowanym? 

Mam wrażenie, że już zaczęliśmy rozmawiać na ten temat i poczyniliśmy wielkie postępy. 

Czy te dotychczasowe rozmowy cokolwiek zmieniają?

Wydaje mi się, że otwarte mówienie, że idzie się do psychologa czy terapeuty, przestaje być czymś wstydliwym. Pamiętajmy jednak, że ta zmiana zachodzi przede wszystkim w wielkomiejskich bańkach. Natomiast do największej liczby samobójstw dochodzi na wsiach i w małych miasteczkach. Tam wizyta u psychiatry czy psychologa wciąż bywa powodem do ostracyzmu społecznego.

Nasza kultura wyklucza możliwość rozmowy na poważne problemy, bazując na tak zwanych small talkach. Ciągle funkcjonuje przekonanie, że brudy pierze się we własnym domu. Dochodzi w końcu do tego, że żyjemy w cieniu hipokryzji, ponieważ każdy z nas ma jakieś problemy, o których nie wypada mówić. Skoro nie mówimy, że nie dajemy sobie rady ze swoimi problemami, zostajemy z nimi sami i nie mamy możliwości ich przepracowania, przegadania, a w efekcie narasta w nas frustracja, poczucie beznadziejności, osamotnienia. A z tego rodzą się kryzysy emocjonalne, zaburzenia, które w konsekwencji mogą prowadzić także do choroby psychicznej.

Mam wrażenie, że powoli nadchodzi wielka odwilż, wraz z którą zaczynamy rozumieć, że nie da się zasłonić oczu i udawać, że nie ma problemów. Mamy prawo się bać, tracić poczucie własnej wartości. Gdy ktoś złamie rękę, to wszyscy widzą gips i wiedzą, że ta osoba może odczuwać fizyczny ból. Bólu psychicznego nie widać. 

Poza tym wciąż trudności psychiczne kojarzone są w świadomości społecznej z niepoczytalnością. A przecież choroby psychiczne i zaburzenia to bardzo pojemny worek, w którym znajdują się schizofrenia, nerwica natręctw, depresja, ale to są bardzo różniące się od siebie problemy. Czym innym jeszcze są zaburzenia psychiczne, które często myli się z chorobami. 

Depresja jako choroba
Depresja jako choroba
Źródło: tvn24.pl

Depresja, o której ostatnio mówi się coraz więcej, ciągle powszechnie jest utożsamiana z obniżeniem nastroju, a w rzeczywistości jest jednostką chorobową, która może uniemożliwić normalne funkcjonowanie. Oczywiście, niekiedy się somatyzuje i w przypadku depresji maskowanej organizm sygnalizuje zupełnie inne objawy, poprzez które wentyluje stany depresyjne. Dlatego taka dewaluacja słowa "depresja" jest szkodliwa. W dyskusji o chorobach psychicznych nie pomagają również na przykład filmy, które w pewien sposób romantyzują choroby psychiczne.

Na przykład?

Chociażby "Piękny umysł", opowiadający o genialnym matematyku zmagającym się ze schizofrenią. Takie choroby sprawiają, że zwykła codzienność staje się koszmarem. Popularne kino wciąż nie nadąża za rzeczywistością osób cierpiących na schorzenia psychiczne. Ogromnym problemem jest także pomijanie innych chorób, które niejednokrotnie uniemożliwiają ludziom normalne funkcjonowanie społeczne.

Wspomniała pani o wielkomiejskich bańkach. O ile sięganie po profesjonalną pomoc psychologiczną przestaje być w nich tematem tabu, tak ciągle wstydliwe bywa wyznanie dotyczące konsultacji psychiatrycznej. 

Często myli się pojęcia, kim jest psycholog, psychiatra czy interwent kryzysowy. Ale zdarzają się takie sytuacje, że rodzice mówią dzieciom: "daj spokój, teraz jest moda, żeby mieć psychologa, chcesz mieć psychologa, bo koleżanka ma". Zdrowie psychiczne niejednokrotnie stawiane jest na szarym końcu potrzeb własnych bądź rodzinnych. A przecież to dobra kondycja psychiczna sprawia, że będziemy czuć się szczęśliwi i mieć energię do zaspokajania kolejnych potrzeb. Dlatego nie można bagatelizować pierwszych oznak kryzysu. Nie wolno czekać, aż doprowadzimy się do stanu, w którym będziemy ciągle zestresowani, kiedy pojawi się bezsenność, zaczniemy zajadać lub, co gorsza, zapijać stres alkoholem. Alkohol jest depresantem. 

Gdzie szukać pomocy?
Gdzie szukać pomocy?
Źródło: tvn24.pl

Jak duża jest skala samobójstw wśród seniorów w Polsce?

Te liczby rokrocznie się zmieniają. W ubiegłym roku - jak podaje policja - odnotowano 5201 zamachów samobójczych [określenie policyjne na targnięcie się na własne życie - przyp. red.], zakończonych zgonem. Z tego 1526 osób zawiera się w przedziale wiekowym 60-85+, czyli jest to prawie jedna trzecia wszystkich przypadków.

Najczęstszym statystycznie samobójcą w Polsce jest mężczyzna w wieku 30-60. Ale według kategorii wiekowych najliczniejszą grupą są seniorzy, następnie mamy dwudziestoparolatków, a później dzieci. Co jest najbardziej niepokojące, w ciągu ostatnich 10 lat liczba zachowań samobójczych wśród seniorów zwiększyła się o 50 procent. 

Biorąc pod uwagę fakt, że większość samobójstw w Polsce zdarza się na wsiach i w małych miastach, gdzie bliscy osób znajdujących się w kryzysie - jeśli go zauważą - mogą zwrócić się o pomoc?

W tym kontekście polecam nasz serwis "Życie warte jest rozmowy", gdzie w zakładce "Bezpłatne miejsca pomocowe" można wpisać swój adres i znaleźć najbliższe miejsce bezpłatnej pomocy. Zachęcam również do korzystania ze środowiskowych centrów zdrowia psychicznego. Można również - jeżeli kogoś na to stać - skorzystać z pomocy psychologicznej i psychiatrycznej w placówkach prywatnych.

Sam pan wspomniał, że lubimy narzekać i możemy narzekać na kryzys psychiatrii, ale nie zmienimy jej stanu z dnia na dzień. Nawet jeśli przeznaczone zostałyby na to ogromne środki finansowe, to będzie brakować kadry. Bo największym problemem nie są nawet pieniądze, ale to, że jest za mało psychiatrów i psychologów. Już nie mówiąc o tym, że w psychiatrii dziecięcej te braki są jeszcze poważniejsze. Współczesny człowiek ma coraz większe potrzeby związane ze zdrowiem psychicznym, coraz częściej dopadają go kryzysy psychiczne i emocjonalne. A skoro przybywa nam wyzwań związanych z systemową pomocą psychiatryczną, a lekarzy nie przybywa, to można szukać też innych rozwiązań. 

Głową muru nie przebijemy, ale czy jest coś, co każdy z nas może zrobić?

Oczywiście. Każdy z nas może nauczyć się pierwszej pomocy emocjonalnej, o której edukujemy w ramach serwisu "Życie warte jest rozmowy". Nie trzeba specjalistycznych kompetencji, aby móc jej udzielać. Wystarczy zapoznać się z zasadami pomocy emocjonalnej, której powinniśmy się uczyć tak, jak uczymy się pierwszej pomocy medycznej. Czasem w ten sposób możemy uratować komuś życie. Oczywiście, to nie jest tak, że dzięki tej pomocy ktoś wyzdrowieje, bo ta osoba z pewnością będzie potrzebować profesjonalnej opieki. Natomiast od momentu zauważenia, że ktoś jest w kryzysie, do momentu uzyskania profesjonalnej pomocy mija dużo czasu. Osoba w kryzysie bez naszego wsparcia może nigdy nie dotrzeć do gabinetu psychologa i psychiatry, bo będzie się bała, nie będzie potrafiła się przemóc, bo nie będzie wiedzieć, czy to właściwy moment, nie będzie potrafiła ocenić swojej sytuacji, będzie w końcu próbować dalej zaciskać zęby. Dlatego warto mówić o tym, że samobójstwom można zapobiegać, wystarczy wdrażać odpowiednie działania społeczne i edukacyjne. 

Jako suicydologowi zależy mi szczególnie na tym, aby zaangażować środowisko duchowne w profilaktykę samobójstw. Na wsiach i w miasteczkach może być trudno z dostępem do profesjonalnej opieki psychiatrycznej i psychologicznej, ale kościół stoi praktycznie w każdej miejscowości, do duchownych zwracają się osoby doświadczone różnymi problemami. Jeżeli przedstawiciele Kościoła byliby odpowiednio przygotowani - a nie musi to być specjalistyczna wiedza, wystarczy podstawowy kurs z suicydologii - to jest szansa, że zauważą osobę w takim kryzysie i wskażą, gdzie powinna szukać profesjonalnej pomocy. 

Poza tym księża mogą tak poprowadzić liturgię pogrzebową osoby, która popełniła samobójstwo, żeby nie narazić jej rodziny na ostracyzm społeczny. To też bardzo ważne. W kazaniu duchowny może na przykład zwrócić uwagę, że rodzina zmarłej osoby jest w bólu i wymaga wsparcia lokalnej społeczności, ponieważ doświadczyła ogromnej tragedii. A to tylko jeden przykład tego, jak wiele możliwości mają księża. Duchowni mają ogromny potencjał społeczny, który ciągle pozostaje niewykorzystany. I żeby było jasne: duchowni nie mają zastępować psychiatrów i psychologów. Nie o to chodzi. To armia ludzi, która może udzielać pierwszej pomocy emocjonalnej. W ramach swojej posługi są blisko ludzkich problemów. 

Każdy przypadek to wołanie o pomoc. Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom
"Każdy przypadek to wołanie o pomoc". Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom
Źródło: "Fakty" TVN

Wywołała pani rodziny osób, które popełniły samobójstwo. Z czym one się mierzą?

Badania pokazują, że każde samobójstwo wpływa średnio na 20 osób z otoczenia. To jest gigantyczne pole rażenia. Cierpią najbliżsi - rodzina, przyjaciele, koledzy, a także nauczyciele, jeśli życie odbiera sobie ich uczeń.

Żałoba po śmierci samobójczej kogoś bliskiego również jest wydarzeniem traumatycznym. Często kontaktują się ze mną osoby, które straciły kogoś w wyniku samobójstwa. Mają silną potrzebę uzyskania odpowiedzi na pytanie: dlaczego? W pierwszym odruchu pojawia się w nich również chęć znalezienia winnego, więc zaczynają obwiniać siebie za tę tragedię. Analizują rozmowy, kłótnie, swoje zachowania, zastanawiają się, gdzie popełnili błąd. Często także żałoba po osobie, która odebrała sobie życie, łączy się z gniewem - zarówno wobec tej osoby, jak i wobec siebie.

Dlatego w przypadku żałoby po samobójstwie kogoś bliskiego należy spojrzeć na szerszy kontekst. Inaczej będą ją przeżywać osoby z dotychczas sporadycznym kontaktem ze zmarłym, inaczej będą ją przeżywać ci, którzy mieli bliskie kontakty, a jeszcze inaczej ci, którzy pokłócili się ze zmarłym przed jego śmiercią. Dodatkowa, bardzo silna trauma dotyka tych, którzy znajdują zwłoki bliskiego.

Ashley Judd we wspomnianym wywiadzie wyznała, że to ona znalazła ciało swojej matki. Nie zamierzam nawet udawać, że jestem w stanie wyobrazić sobie taką traumę. Czy można sobie poradzić w jakikolwiek sposób z takim doświadczeniem?

Zdarzało mi się rozmawiać z kimś, kto opowiadał o swoich doświadczeniach, o trudnych przeżyciach i na samym końcu wymieniał śmierć samobójczą swojego ojca. A przecież to wydarzenie, które silnie i trwale odciska się na życiu. Wiele osób zakłada, że ponieważ trudno jest im dzielić się emocjami po stracie bliskiego, to muszą poradzić sobie z nimi same. Doświadczenie śmierci samobójczej kogoś bliskiego - sam pan na to zwrócił uwagę - jest tak niewyobrażalną traumą, że jest to ból nie do udźwignięcia i nawet najsilniejszy emocjonalnie człowiek może się poddać. Tutaj pojawia się temat postwencji, czyli interwencji kryzysowych po traumatycznym przeżyciu, pomocy tym, którzy zostali. Niestety, śmierć samobójcza kogoś bliskiego jest czynnikiem bardzo wysokiego ryzyka, ponieważ zdarza się, że bliscy zmarłego pod jej wpływem sami targają się na własne życie - właśnie na przykład seniorzy, którzy po stracie współmałżonka dochodzą do wniosku, że cierpienie, w jakie wpadają, pisane jest im do końca życia. Dlatego nie można pozostawiać ich bez pomocy. Żałoba jest bowiem częścią miłości.

Czytaj także: