Premium

Dla Ukrainy Niemcy "zarżnęły świętą krowę", ale to wciąż za mało

Zdjęcie: Henning Schacht/Getty Images

- Czego ci Ukraińcy, Amerykanie i Polacy jeszcze od nas chcą? Przecież dla Ukrainy zrobiliśmy więcej, niż można było się spodziewać jeszcze dwa miesiące temu - zdają się myśleć elity niemieckiej socjaldemokracji z kanclerzem Olafem Scholzem na czele. To prawda, że w polityce Berlina nastąpiła zmiana. Tylko że jest ona wciąż za mała w stosunku do oczekiwań Kijowa i wielu wspierających go stolic. Przez to słabnie reputacja i wpływy Niemiec w Europie. I to może być najlepsza droga, by zmusić Berlin do zmiany stanowiska.

Jest 27 lutego. Mimo że to niedziela, Bundestag zbiera się na uroczystym posiedzeniu. Temat: inwazja Rosji na Ukrainę, która rozpoczęła się trzy dni wcześniej. Przemawia kanclerz, przemawiają ministrowie koalicji, którą tworzą socjaldemokracja (SPD), Zieloni (Bündnis 90/Die Grünen) i liberałowie (FDP). Kanclerz Olaf Scholz z SPD ogłasza wzmocnienie militarne Niemiec, wzmocnienie militarne Ukrainy i dywersyfikację dostaw energii. To ostatnie oznacza zgodę na wybudowanie dwóch terminali LNG, bo Niemcy, którzy przez lata inwestowali w gazociągi z Rosji, dziś nie mają żadnego gazoportu. To także przyspieszenie transformacji energetycznej, po niemiecku zwanej Energiewende. Do tego dodać trzeba zawieszenie certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 łączącego Rosję i Niemcy po dnie Morza Bałtyckiego. Decyzja została ogłoszona 22 lutego w reakcji na uznanie przez Moskwę dwóch separatystycznych tak zwanych republik ludowych ze stolicami w Doniecku i Ługańsku, czyli na międzynarodowo uznawanym terytorium Ukrainy. Budowa gazociągu zakończyła się w ubiegłym roku, ale paliwo wciąż nią nie płynie, bo nie zakończyły się odbiory.

Amunicja i pociski...

Republika Federalna ma także wzmocnić się militarnie. Umocowanie w ustawie zasadniczej ma znaleźć wart 100 miliardów euro fundusz na rzecz Bundeswehry. Wydatki obronne mają sięgać 2 procent produktu krajowego brutto. To poziom zalecany przez Sojusz Północnoatlantycki. W 2014 roku, w reakcji na nielegalną aneksję Krymu przez Rosję i rozpoczęcie przez nią wojny w Donbasie, sojusznicy na szczycie w Newport w Walii zobowiązali się, że w ciągu dekady podniosą swoje wydatki obronne co najmniej do tego poziomu. Po siedmiu latach, w 2021 roku, zrobiło to tylko osiem z 30 państw NATO, w tym Polska i trzy państwa bałtyckie - wynika z opublikowanego 31 marca dorocznego raportu sekretarza generalnego sojuszu. Berlinowi nigdy nie spieszyło się, by podnosić wydatki obronne. Według szacunków NATO w 2021 roku wynosiły one niecałe 1,5 procent niemieckiego PKB. Dopiero najnowszy atak Rosji na Ukrainę wydaje się, że zmusił niemieckie elity do zmiany stanowiska.

Wreszcie zapowiedziane przez kanclerza Niemiec militarne wsparcie dla Ukrainy. Olaf Scholz zgodził się, żeby dostarczyć obrońcom amunicję i wyrzutnie pocisków przeciwpancernych i przeciwlotniczych. To skonstruowane w Niemczech panzerfausty 3 do zwalczania czołgów i innych pojazdów opancerzonych oraz przeznaczone do niszczenia śmigłowców i nisko lecących samolotów pociski Stinger (wyprodukowane w USA) i Strieła, skonstruowane jeszcze w Związku Sowieckim i pochodzące z magazynów armii dawnego NRD.

Amerykańscy żołnierze strzelają pociskiem Stinger na ćwiczeniach. Takie same rakiety Niemcy wysłały na UkrainęStaff Sgt. John Yountz / dvidshub.net

...zamiast hełmów i "poduszek"

To sporo jak na kraj, który po II wojnie światowej unika wysyłania broni w rejony konfliktów zbrojnych. Owszem, Niemcy nie zawsze były w tej polityce konsekwentne i sprzedawały broń walczącym państwom, na przykład na Bliskim Wschodzie, w tym Izraelowi i Arabii Saudyjskiej. W stosunku do Ukrainy skupiały się jednak na wsparciu finansowym, wprawdzie największym ze wszystkich donatorów, ale nie wojskowym.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam