Premium

Polski Ład, czyli wunderwaffe w rękach zdemoralizowanej armii

Zdjęcie: materiały organizatora

Polski Ład ma teoretyczny potencjał okazać się wyborczą wunderwaffe. Rysuje nowy, korzystny dla partii rządzącej podział społeczno-polityczny. Dotyczy tematów, które rzeczywiście interesują Polaków. Pozwala Prawu i Sprawiedliwości, przynajmniej na moment, odzyskać inicjatywę i wyjść z trwającej od 22 października 2020 roku głębokiej defensywy. Wreszcie – umożliwia formacji Jarosława Kaczyńskiego rozgrywać opozycyjne spory na własnych warunkach. Analiza Piotra Trudnowskiego, prezesa Klubu Jagiellońskiego.

Prezentacja Polskiego Ładu zdaje się zapowiadać, że na konfrontację przy wyborczych urnach poczekamy krócej niż do jesieni 2023 roku. Jej wynik nie jest jednak w żadnej mierze przesądzony. "Cudowna broń" może się jednak zdać na niewiele, bo morale w obozie Zjednoczonej Prawicy odbudować będzie już niezwykle trudno. Poczucie nieuchronności utraty władzy pogłębia patologie trapiące państwo i procesy gnilne w obozie politycznym dzierżącym w nim stery.

Odzyskanie inicjatywy

Mija siedem miesięcy od załamania notowań Prawa i Sprawiedliwości. To na przełomie października i listopada sondaże poparcia dla formacji Kaczyńskiego pierwszy raz od dawna osiągnęły wskaźniki poniżej 40 proc. i ustabilizowały się na dłuższy czas w przedziale 32-35 proc. Przyczyny tamtego przesilenia były rzecz jasna dwie. Pierwsza to orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niezgodności z ustawą zasadniczą przepisów pozwalających na legalną aborcję w przypadku podejrzenia, że dziecko może być nieuleczalnie chore. Druga – to przyjście do Polski pandemii COVID-19 w realnej, doświadczalnej skali, której uniknęliśmy wiosną 2020 roku.

Od tego czasu PiS było w defensywie. Emocje na ulicach były potężne i, wbrew stereotypom, nie ograniczały się wyłącznie do największych miast. Ba, niektóre badania wskazywały, że właśnie w Polsce średnich miast - dotychczasowym wyborczym zapleczu partii rządzącej - poparcie dla protestów było najsilniejsze. Równocześnie wszyscy zaczęliśmy doświadczać, częstokroć boleśnie i wśród własnych bliskich, pandemii. Prysło złudzenie, że - podobnie jak w przypadku kryzysu finansowego 2008 roku - unikniemy wstrząsu, który dotknął państwa teoretycznie bogatsze i poważniejsze od naszego. Jesienną i wiosenną falę zarażeń podsumowujemy jedną z najtragiczniejszych w Europie liczb nadmiarowych zgonów.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam