- Jedyną szansą dla edukacji w Polsce jest tworzenie szkoły, która widzi i akceptuje różnorodność. Takiej, która nie poddaje się bieżącej polityce. Tymczasem obawiam się, że w najbliższych latach przemiany w edukacji będą odbywały się na zasadzie "moja wizja jest lepsza niż twoja" - mówi dr hab. Mikołaj Herbst. I opowiada nam, jak mogą skończyć się oświatowe pomysły ministra Przemysława Czarnka.
Nauczyciele nie pracują 18 godzin w tygodniu. 18 godzin, które często jest im wypominane, to czas pracy w klasie, przy tablicy. Każda taka godzina – a więc szkolna lekcja – wywołuje szereg działań poza szkołą. A każda dodatkowa klasa to więcej pracy w domu: zadań administracyjnych, poprawiania sprawdzianów czy przygotowywania kolejnych zajęć. Do tego nadgodziny nauczycieli nie są rozliczane tak, jak każdego innego pracownika, co zaburza system i w efekcie daje po kieszeni nauczycielom.
Skąd w ogóle wzięło się 18-godzinne pensum? – zapytaliśmy o to dr. hab. Mikołaja Herbsta, badacza systemów edukacyjnych, ekonomistę pracującego w Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Rozmawiamy w dniu, w którym mija termin zgłaszania uwag do propozycji ministra Czarnka na temat pensum i w przededniu nauczycielskiej manifestacji na ulicach Warszawy.
Justyna Suchecka: W ministerstwie edukacji mówią: "polscy nauczyciele mają jedno z najniższych pensum w Europie" i chcą je podnieść. Czy to dobry kierunek?
Dr hab. Mikołaj Herbst: - Namawiam, żeby patrzeć na pracę nauczycieli całościowo, a nie tylko przez pryzmat godzin przy tablicy. Pensum, czyli minimalna liczba godzin, które nauczyciele w ramach etatu spędzają w klasie, różni się w Europie. I tak w Polsce jest ono dość niskie, jedno z najniższych w krajach rozwiniętych. Ale to nie oznacza, że czas pracy polskich nauczycieli jest najniższy. Nie ma powodu, by uważać, że polscy nauczyciele pracują mniej niż inni nauczyciele.
To gdzie jest kłopot?
Problem polega na tym, że tydzień pracy nauczycieli jest wypełniony przez wiele innych zadań - poza pensum. To przygotowanie się do pracy, dokształcanie, sprawdzanie prac domowych i sprawdzianów, obowiązki administracyjne, formalności itd. Kiedy spojrzymy na to wszystko, okaże się, że przeciętny nauczyciel pracuje tyle, co przeciętny pracownik biurowy o podobnym wykształceniu.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam