Premium

Dowód, którego nie da się dotknąć ani zobaczyć

- Istnieją ślady niepostrzegalne - mówią biegli. - Może się wydawać, że przestępca, który założy rękawiczki i nie zostawi odcisków palców, jest sprytny. Albo strzeli z rewolweru, który nie wyrzuca łusek, a potem ciśnie broń do rzeki. Ominie kamery monitoringu, nie da się zauważyć żadnemu świadkowi i tym samym dla śledczych zniknie, zapadnie się pod ziemię. Ale czy na pewno tak jest? - pytają. A przecież znają odpowiedź.

Marianna nic nie widziała. Od razu zasłonili jej oczy. Potem zaczęli okładać pięściami i grozić, że jak się nie zamknie, to podpalą jej dom. Bili po twarzy, po szyi, po całym ciele, aż się poddała - bo co miała zrobić? Pozwoliła skrępować sobie ręce i nogi taśmą klejącą, a potem ściągnąć z palców pierścionek i dwa sygnety, z uszu wyjąć złote kolczyki. Nie przeoczyli też pieniędzy, jakie miała w kieszeni - 6 tysięcy złotych. A może właśnie dla nich zaatakowali? Tego nie wiadomo, tak jak nie wiadomo było, kim w ogóle byli ludzie, którzy rzucili się na Mariannę. Wiadomo natomiast, że do akcji się przygotowali. Marianna, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja, starała się na nich zerknąć spod materiału, dostrzec jakiś szczegół, coś istotnego. Widziała jednak tylko pończochy naciągnięte na głowy i odkształcające się pod nimi nosy, których nie umiała dopasować do nikogo ze znanych jej osób. Wiedziała tylko, że było ich dwóch - i tyle powiedziała policjantom, którzy potem uwolnili jej ręce i nogi.

Nie było żadnych świadków napadu, nagrań z monitoringu, śladów butów na ziemi. Nic, co mogłoby doprowadzić do sprawców. Nic poza kawałkami taśmy klejącej. Śledczy zabezpieczyli więc z niej zapach. A potem zaczęli typować mężczyzn, których można porównać do powstałych w ten sposób próbek. Nie była to duża miejscowość - dziś w Kaskach mieszka mniej niż tysiąc osób. Szukali, szukali, aż wreszcie postawili przed Marianną dwóch braci - jeden nie był nawet pełnoletni.

Nie poznała ich - bo jak by mogła, skoro teraz patrzyła mężczyznom w oczy, a wcześniej mignęły jej tylko naciągnięte na twarze pończochy. Może zgadzali się posturą, a może nie - sama w czasie napadu ledwo co widziała, a w stresie i przerażeniu człowiek inaczej odbiera fakty. Obaj mieli też alibi - ich babcia zeznała, że byli u niej w domu, kiedy ktoś napadał na Mariannę. Ale śledczy nie dawali za wygraną. Pobrali od braci próbki zapachowe i porównali z tym, co udało im się zabezpieczyć z taśmy klejącej. Efekt? Mariusz J., ten pełnoletni, został skazany na trzy lata więzienia. Wyrok zapadł w Sądzie Rejonowym w Skierniewicach w 1997 roku.

Każdy pachnie inaczej

Zapach to wrażenie zmysłowe - mówimy my, a eksperci uściślają: konkretnie to przejście substancji w fazę gazową. Mówiąc wprost, substancja musi przedostać się do powietrza, żeby mogła być wyczuwalna. A czym w takim razie jest owa "substancja", jeśli mowa o zapachu człowieka? W ogromnej większości jest to pot. Wydzielany przez gruczoły, które znajdują się na całej powierzchni naszej skóry. Pot, czyli mocznik, kwas mlekowy, węglowodany i związki mineralne, a mieszanina ta komponowana jest przez organizm wedle jego widzimisię, zależnego od rodzaju jedzenia, warunków klimatycznych, pracy hormonów i różnych schorzeń. Ale to nie wszystko. Pot sam w sobie jest zupełnie bezwonny. Dopiero działanie saprofitów, organizmów, które na nas pomieszkują i żywią się martwą materią organiczną, nadaje im zapach. Do konsumowanego przez nich potu należy dołożyć inne, nie do końca apetyczne sprawy - łój, złuszczający się naskórek, włosy, wydzieliny z różnych części ciała. Suma tego wszystkiego daje nam indywidualny zapach człowieka. Można "podkręcić" go kosmetykami, zapachami miejsca zamieszkania czy pracy, tytoniem, środkami chemicznymi i wonią ubrań. Ale w żaden sposób nie da się go zlikwidować.

Z badań wynika, że nawet bliźnięta jednojajowe pachną odmiennie. A skoro tak jest, znaczy, że każdy z nas nieustannie i bez przerwy zostawia wokół siebie (i, co ważne z punktu widzenia kryminalistyki, na przedmiotach, z którymi ma do czynienia) niepowtarzalną mieszaninę molekuł. Jeżeli dodamy do tego fakt, że ludzki zapach może przetrwać wybuchy, pożary, napromieniowania czy spryskiwania roztworami podchloru sodowego, mamy odpowiedź na pytanie biegłych, czy sprytny przestępca rzeczywiście jest tak sprytny, jak mu się wydaje.

Pierwsza noc wiosny

W 2004 roku, dokładnie w noc, która nastąpiła po pierwszym dniu wiosny, ktoś oberwał kłódkę zabezpieczającą kraty w oknach niewielkiej restauracji na wschodzie Polski. Wszedł do środka, ukradł 200 złotych z portfela schowanego pod barem, a potem jeszcze zniszczył automat do gier, z którego udało mu się wydostać 9 złotych. I uciekł. Nie mógł wówczas podejrzewać, że dwa lata później znajdzie się na ustach sędziów Sądu Najwyższego, a potem kolejnych sędziów, którzy będą cytować wyrok w jego sprawie jako wykładnię prawa.

Kim był ten człowiek? Andrzej, którego prokurator oskarżył o kradzież 209 złotych, nigdy nie przyznał się do przestępstwa. Przekonywał kolejnych sędziów, że nawet nie wiedział o istnieniu takiego baru, a co tu w ogóle mówić o byciu w środku. Ale Sąd Rejonowy w Tarnobrzegu, który pierwszy zajmował się tą sprawą, nie uwierzył Andrzejowi. Dlaczego? Bo zapach, pobrany przez ekspertów między innymi z portfela znalezionego w barze, według psów był zapachem Andrzeja. Nikt inny, poza zwierzętami, nie wskazał na Andrzeja - nie mógł, bo nie było żadnych świadków kradzieży. Nigdzie nie było też odcisków palców Andrzeja. Sąd, opierając się więc jedynie na dowodach zapachowych, skazał mężczyznę (wcześniej już karanego wyrokiem w zawieszeniu) na karę łączną 3 lat i 6 miesięcy więzienia.

Czy mógł tak zrobić, powołując się jedynie na dowód osmologiczny?

Nie - twierdził obrońca Andrzeja w kolejnych apelacjach.

Tak - stwierdził sąd odwoławczy, a po nim Sąd Najwyższy.

"Dowód osmologiczny może być podstawą wyroku skazującego" - pisał w uzasadnieniu przewodniczący składu orzekającego w SN - "ale należy przyjąć, że wyrok taki mógłby zapaść tylko w wypadku usunięcia wszelkich wątpliwości co do osób sprawcy". Sędzia ma za zadanie zważyć więc nie tylko sam dowód, ale też ocenić sposób jego przeprowadzenia. Jeżeli nie ma pewności, że wszystko zostało zrealizowane zgodnie z procedurami, nie może tylko na podstawie takiego dowodu kogoś skazać. Jeśli natomiast usunie wątpliwości - skazanie na podstawie osmologii jest w takim razie zgodne z literą prawa. To orzeczenie, dotyczące sprawy o kradzież 209 złotych, stało się potem wzorem dla kolejnych sędziów, którzy rozstrzygali, czy dowód osmologiczny jest dla nich wystarczający. Od teraz mógł być.

A co z Andrzejem? Uznany za winnego skończył z wyrokiem jednego roku za kratami w zawieszeniu.

Grzebień i szczoteczka

Nasze ulubione buty będą pachnąć nami jeszcze kilka miesięcy po tym, kiedy przestaniemy je nosić. Koszulki, które zakładamy bezpośrednio na gołe ciało – od kilkunastu do kilkudziesięciu dni. Rzeczy osobiste, których często dotykamy - telefon, grzebień, szczoteczka do zębów - podobnie. A co, jeżeli dotkniemy czegoś tylko raz? Wszystko zależy od tego, jak to zrobimy - długo, krótko, całą ręką, może tylko palcami, albo w ogóle nie dotkniemy dłonią, tylko na tym przedmiocie usiądziemy. Ale istotna dla trwałości zapachu jest też temperatura czy wilgotność powietrza w pomieszczeniu. Według badań w zamkniętym samochodzie - czyli na małej przestrzeni bez żadnej cyrkulacji - ślady zapachowe wytrzymają do pięciu dni. W innych miejscach czas ten może być krótszy. Dlatego również z tego powodu - poza możliwością zniszczenia zapachu przez działalność innych osób - tak ważne jest, żeby pobierać je na początku podczas oględzin miejsca przestępstwa.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam