Program reaktywacji posterunków policji, sztandarowy pomysł rządów PiS w dziedzinie bezpieczeństwa, jest porażką - wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarł tvn24.pl. To nie analiza zagrożenia przestępczością przesądzała o konkretnych lokalizacjach, nie sprawdzano też, czy przywrócenie posterunków poprawiło bezpieczeństwo. Tak zarządzany program pochłonął ponad 107 milionów złotych z kieszeni podatników, w kilku przypadkach powodując pogorszenie bezpieczeństwa.
Program reaktywacji najmniejszych jednostek policji - najczęściej 5- lub 7-osobowych posterunków - rozpoczął się w 2016 roku. Politycy PiS kierujący wówczas Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji, chcieli odwrócić reformę swoich poprzedników z rządu PO-PSL, którzy zlikwidowali w sumie 477 spośród ponad 800 posterunków na terenie całego kraju.
Twarzą projektu był podlaski poseł PiS i ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński. Patronował on licznym spotkaniom z mieszkańcami mniejszych miejscowości, w których bądź zlikwidowano posterunek, bądź go tam nigdy nie było.
W trakcie tych konsultacji mieszkańcy zgłosili szereg postulatów dotyczących reaktywowania wcześniej zlikwidowanych - dodam, w sposób bezsensowny i bezmyślny, posterunków policjimówił na konferencji prasowej w czerwcu 2016 roku wiceminister Zieliński
Tłumaczył, że odtworzenie posterunków będzie wynikać z danych statystycznych policji, jak i z opinii mieszkańców oraz samorządów. - Nie odbywa się to na zasadzie "chcemy posterunku, więc zostanie od odtworzony". Bierzemy pod uwagę realne wskaźniki, przykładowo czy w okresie, kiedy posterunek w danym miejscu funkcjonował, było bezpieczniej - podkreślał wiceminister.
O sztandarowym programie MSWiA podczas rządów PiS wielokrotnie informowaliśmy w tvn24.pl.
Odtwarzanie po uważaniu
Te zapewnienia zweryfikowała Najwyższa Izba Kontroli. Gotowy jest już raport, w którym kontrolerzy NIK prześwietlili realizację całego programu. Ze 160 nowych posterunków do dokładnego prześwietlenia wybrano 31, analizowano także dokumenty w centrali policji oraz w resorcie spraw wewnętrznych.
"Proces reaktywacji posterunków nie wynikał z obiektywnych kryteriów odwołujących się do skuteczności działania Policji. Komendant Główny Policji oraz nadzorujący go Minister nie mieli wiedzy, czy wydatkowanie przez Policję kwoty co najmniej 107,5 miliona złotych na odtworzenie było (...) rozwiązaniem celowym i racjonalnym, a także czy przyczyniło się do poprawy bezpieczeństwa obywateli" - czytamy w raporcie NIK.
Kontrolerzy ustalili, że w żadnym z 31 sprawdzonych posterunków "zawarte w analizach parametry dotyczące bezpieczeństwa i efektywności pracy Policji nie wskazywały jednoznacznie na potrzebę utworzenia posterunku Policji".
Jak ustalono w trakcie kontroli, przed odtworzeniem żadnego ze sprawdzanych posterunków nie zbadano stanu bezpieczeństwa w danej miejscowości. Również już po odtworzeniu nie sprawdzano, w jaki sposób wpłynęło ono na bezpieczeństwo. Co zatem - według NIK - decydowało? "Były subiektywne oczekiwania społeczne, wyrażane w niektórych przypadkach przez pojedyncze osoby" - czytamy w raporcie.
CZYTAJ WIĘCEJ: POSTERUNKI OTWIERANE PRZEZ RZĄD NAJCZĘŚCIEJ SĄ ZAMKNIĘTE >>>
Zamknięte, choć hucznie otwierane
W naszych publikacjach wskazywaliśmy, że przywracane posterunki najczęściej i tak pozostają zamknięte. Na ten sam problem zwrócili uwagę kontrolerzy NIK.
"Występowanie wielu pojedynczych dni, a w jednym przypadku prawie trzytygodniowego okresu, w których objęte kontrolą posterunki były zamknięte i niedostępne dla obywateli" - brzmi fragment raportu.
NIK wskazuje, że niektóre z posterunków odtworzono mimo negatywnych opinii miejscowych komendantów policji. Uważali oni, że - przy wakatach, z którymi się borykali - odtworzenie posterunku przyniesie więcej szkody niż pożytku. Mimo to w policyjnej centrali zapadały decyzje o przywracaniu posterunków.
- Z poziomu kontroli NIK trudno wyłapać telefony polityków, którzy chcieli mieć sukces i przeciąć wstęgę w posterunku. Po konferencjach prasowych politycy już nie interesowali się efektami swoich telefonów, czyli tym, jak działa posterunek - mówi tvn24.pl jeden z urzędników NIK.
Dlatego zarzuty z raportu dotyczą wyłącznie kierownictwa MSWiA oraz Komendanta Głównego Policji.
"Ich nadzór nad reorganizacją Policji sprawowany był nierzetelnie" - czytamy w dokumencie.
Efekty? Nikt nie sprawdzał
Chodzi o to, że kolejni ministrowie spraw wewnętrznych (Mariusz Błaszczak, Joachim Brudziński, Elżbieta Witek i Mariusz Kamiński) nie żądali od komendanta głównego analiz dotyczących wpływu otwieranych posterunków na poprawę bezpieczeństwa.
Kontrolerzy wykryli również, że Komendant Główny Policji omijał problem posterunków. O ile żądał analiz wyników pracy komend powiatowych czy miejskich, to nie sprawdzał efektów pracy posterunków.
Gdy przeanalizowali to sami kontrolerzy NIK, okazało się, że otwarcie czterech posterunków (spośród analizowanych pod tym kątem dziesięciu) pogorszyło bezpieczeństwo w danym rejonie. Mieszkańcy musieli bowiem czekać aż dziewięć minut na pojawienie się patrolu, podczas gdy wcześniej trwało to poniżej dwóch minut.
W trzech przypadkach obniżył się poziom wykrywalności przestępstw. Wpływ na to miało, według NIK, przesuwanie policjantów z większych jednostek (komisariatów czy komend powiatowych) do odtwarzanych posterunków.
Kontrolerzy NIK zwrócili też uwagę na niewydolność małych jednostek policji. "Posterunki z niewielką obsadą kadrową nie są w stanie zapewnić całodobowej obsługi obywateli, zorganizować służby patrolowej w trybie zmianowym a czasem nawet pojedynczego patrolu" - czytamy w dokumencie.
Autorka/Autor: Robert Zieliński, współpraca Grzegorz Łakomski / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Grzegorz Łakomski / tvn24.pl