Premium

"Może jak jest Niebieska Karta, to powinna być jakaś Zielona albo Żółta Karta dla takich rodzin jak nasza?"

Zdjęcie: Bogdan Sarwinski/East News

- Zadzwoniłam do gminy w sprawie wywozu śmieci i przy okazji usłyszałam, że znają moją sytuację i mogę zweryfikować wysokość opłaty, bo teraz mieszkamy przecież w trzy osoby. Odmówiłam. Póki nie mamy pewności, co stało się z synem, nie podejmiemy takich decyzji - mówi mama Krzyśka Dymińskiego, Agnieszka. 

Wieści o synu nie ma od roku.

Niedawno miał urodziny. Siedemnaste.

"System" też jakby się o niego upominał. A może nie zauważył tragedii tej rodziny? ZUS co miesiąc przelewa 800 plus na dziecko. W elektronicznym szkolnym dzienniku rodzice widzą, że syn jest nieklasyfikowany. "Z powodu nieobecności".

Ping, ping… kolejne wiadomości.  

Telefon!

Ktoś znów widział chłopaka podobnego do Krzyśka. Rodzice pędzą do wioski położnej gdzieś między Łodzią a Warszawą.

Osoby, która była widziana, już nie mogą znaleźć.

Potem znów sygnał z tej samej miejscowości. Ojciec ze starszym synem jadą drugi raz.

To nie Krzysiek.

Nie ma go już 365 dni, ale ludzie z różnych stron Polski wciąż dzwonią.

Dzwonili też, jak Daniel Dymiński wyłowił ciało. Pytali, jak wygląda ten wyłowiony. Nie wiedział. Wiedział tylko, że to nie jego syn.

Krzysztof DymińskiArchiwum rodzinne

Ojciec Krzyśka co weekend wsiada do łódki. Bosakami nakłuwa szuwary przy brzegach, nurkuje z kamerami, które widzą pod wodą nawet napisy na opakowaniach po jogurtach i butelkach wyrzuconych do rzeki.

Pływa i dźga przybrzeżne sitowie, bo policja, jak mówi, pływa środkiem Wisły.

- Policja mówiła, by im zaufać, że wykorzystują wszystkie zasoby i środki. Ale wie pani, to tak nie wygląda, że całe zastępy ludzi szukają dzień i noc twojego dziecka - przyznaje Agnieszka Dymińska.

Najpierw rodzice Krzyśka żyli nadzieją, że syn wróci na Dzień Dziecka, potem na Dzień Ojca, a może na imieniny ojca w lipcu. Potem, że na początek roku szkolnego we wrześniu. Miały tygodnie, w tym czasie ojciec 17-latka, Daniel Dymiński, przeczesywał sonarem dno Wisły w poszukiwaniu syna. Przyszła zima i pływanie trzeba było przerwać. Po Nowym Roku kupił łódź, czekał na wiosnę, na cieplejsze dni, na roztopy. Wypływał w każdy weekend. W marcu specjalna grupa płetwonurków, która pracowała na zlecenie Dymińskich, wyłowiła ciało. Kilka dni później Daniel z kolegą wyłowił drugie.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam