|

"Jeśli Rosja znów stanie na nogi, to następna będzie Łotwa"

Premier Łotwy Krisjanis Karins 
Premier Łotwy Krisjanis Karins 
Źródło: Valeria Mongelli/Bloomberg via Getty Image

To wojna - odpowiada krótko Daunis Auers, politolog z uniwersytetu w w Rydze, pytany o przyczyny popularności partii rządzącej. Premier Krisjanis Kariņs jest pierwszym po odzyskaniu niepodległości szefem rządu, któremu udało się przetrwać na stanowisku od początku do końca kadencji parlamentu. Partia, której jest twarzą, prowadzi w sondażach. W sobotę na Łotwie wybory.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Te cztery sierpniowe dni miały wstrząsnąć Rygą. Wstrząsnęły, ale jedynie 79-metrowym obeliskiem, który przez ostatnich trzydzieści siedem lat górował nad dzielnicą Pārdaugava, leżącą na zachodnim brzegu Daugavy (po polsku - Dźwina), przecinającej na pół łotewską stolicę. Obelisk był częścią monumentalnego pomnika Zwycięstwa, upamiętniającego zdobycie Rygi i całej Łotwy przez Armię Czerwoną w 1944 i 1945 roku. Radziecka propaganda głosiła, że było to "wyzwolenie" z rąk "okupantów niemiecko-faszystowskich". Dla większości Łotyszy był to, owszem, koniec okupacji niemieckiej, ale jednocześnie początek kolejnej, radzieckiej, która zakończyła się dopiero wraz z odzyskaniem niepodległości w 1991 roku.

W ciągu czterech dni, od 22 do 25 sierpnia 2022 roku, praktycznie cały kompleks, w tym rzeźby przedstawiające żołnierzy oraz figura Matki Ojczyzny, został zdemontowany. Finałem prac było zburzenie centralnego obelisku, który widowiskowo runął do okalającej pomnik fosy. Wcześniej teren memoriału został zabezpieczony przez policję i odgrodzony od ulicy. Prace można było śledzić jedynie z pewnej odległości, z czego zresztą korzystali mieszkańcy Rygi, a bezpośrednią transmisję prowadziły najpopularniejsze łotewskie portale informacyjne. Dla wielu Łotyszy demontaż pomnika był jak usunięcie bolesnego wrzodu, przypominającego o okropnościach rządów radzieckich.

- To symboliczny moment dla Rygi i całej Łotwy! Pomnik symbolizujący radziecką okupację w latach 1945-1991 upadł! - napisał na Facebooku liberalny mer Rygi Martiņs Staķis.

Inaczej na pomnik patrzyli licznie zamieszkujący Łotwę rosyjskojęzyczni. Do społeczności tej zalicza się zarówno miejscowych Rosjan, jak i przedstawicieli innych mniejszości, na co dzień posługujących się językiem rosyjskim. Rosjanie stanowią około jednej czwartej ogółu ludności Łotwy, liczącej ponad 1,9 miliona mieszkańców, a w samej tylko Rydze - niecałe 37 proc. ogółu. Już w czasach niepodległości Łotwy pod pomnikiem zaczęto organizować nieoficjalne obchody rocznicy "zwycięstwa nad faszyzmem", każdego 9 maja - tak jak w Rosji. Władze łotewskie zakończenie II wojny światowej obchodzą dzień wcześniej.

Tym razem spodziewano się, że demontaż pomnika może doprowadzić do niepokojów, a nawet zamieszek - podobnych do tych, jakie wybuchły w 2007 roku w Tallinnie w związku z przeniesieniem z centrum miasta pomnika żołnierza Armii Czerwonej. Wtedy rozruchy w stolicy Estonii trwały parę dni, jedna osoba zginęła. Dziś o ich wywołanie podejrzewa się rosyjskie służby specjalne.

W tym roku w Rydze do niczego podobnego jednak nie doszło, poza drobnymi incydentami. Nikt nie zorganizował protestu, nikt nie próbował blokować rozbiórki. Wygląda na to, że mniejszość rosyjskojęzyczna pogodziła się z demontażem pomnika. Co nie znaczy, że ukrywała swoje rozgoryczenie.

- Stworzyliśmy cyfrowy model pomnika i zamierzamy odbudować go w przyszłości - mówi mi Miroslavs Mitrofanovs, ryski radny i jeden z liderów Rosyjskiego Związku Łotwy.

machaj
Zburzenie monumentu w centrum Rygi
Źródło: Archiwum Reuters

Bezpieczeństwo na pierwszym miejscu

Zburzenie pomnika Zwycięstwa stało się możliwe dzięki ustawie przyjętej w czerwcu przez łotewski parlament, Saeimę. Przewiduje ona zdemontowanie wszystkich pomników gloryfikujących systemy totalitarne - czy to nazistowski (takich na Łotwie nie ma), czy radziecki. Wcześniej Saeima zawiesiła obowiązywanie jednego z artykułów porozumienia między Łotwą a Rosją z 1994 roku, przewidującego ochronę rosyjskich miejsc pamięci na Łotwie. Powodem była oczywiście agresja Rosji przeciwko Ukrainie - obowiązywanie artykułu zostało zawieszone do czasu wycofania wszystkich sił rosyjskich z terytorium Ukrainy. Eksperci oszacowali, że na Łotwie pozostało około trzystu radzieckich pomników. Samorządy mają czas na ich usunięcie do 15 listopada.

To tylko jedna z wielu decyzji podjętych przez łotewskie władze w związku z rosyjskim atakiem na Ukrainę. Łotwa, obok swoich bałtyckich sąsiadek - Litwy i Estonii - znalazła się w awangardzie krajów wspierających na różne sposoby Ukrainę. Według danych rządowych, Łotwa udzieliła Ukrainie wsparcia militarnego o łącznej wartości 200 milionów euro, na którą złożyły się m.in. broń i sprzęt, racje żywnościowe, amunicja i zestawy przeciwlotnicze Stinger. Swoje dołożyło też łotewskie społeczeństwo, które w zbiórkach publicznych wsparło ukraińską armię łączną kwotą ponad 5 milionów euro. Według danych UNHCR od początku rosyjskiej inwazji Łotwa przyjęła 36 tysięcy uchodźców z Ukrainy.

Różne wyrazy wsparcia dla Ukrainy są widoczne na ulicach Rygi po dziś dzień. Często są to po prostu ukraińskie flagi wywieszane w oknach mieszkań czy witrynach sklepów, czasem - informacje o zbiórkach pieniędzy czy pomocy rzeczowej dla potrzebujących Ukraińców. Łatwego życia nie mają za to pracownicy rosyjskiej ambasady w Rydze, którym każdego dnia przypomina się o konsekwencjach wywołanej przez Rosję wojny. Kilka miesięcy temu na budynku sąsiadującej z ambasadą Akademii Medycznej zawisł gigantyczny baner z karykaturą Władimira Putina. Z kolei na placu przed ambasadą można obecnie oglądać wystawę zdjęć przedstawiających ukraińskich uchodźców na Łotwie.

Baner przy ambasadzie rosyjskiej w Rydze
Baner przy ambasadzie rosyjskiej w Rydze
Źródło: Ramsey Cardy/Sportsfile via Getty Images

Temat wojny na długie miesiące zdominował życie polityczne.

- Sprawy bezpieczeństwa znalazły się na pierwszym miejscu, na pewno dla łotewskojęzycznej części społeczeństwa. Było jasne, że jeśli coś stanie się z Ukrainą, to prawdopodobnie my będziemy następni - tłumaczy mi Arnis Kaktiņs, szef ośrodka badania opinii publicznej SKDS.

Chętni do obrony kraju nie poprzestali tylko na deklaracjach. Zemessardze, czyli łotewska obrona terytorialna, w marcu naliczyła 1800 kandydatów do służby. Rząd odpowiedział propozycją przywrócenia poboru, obowiązkowego dla mężczyzn od 18 do 27 lat. Ma on być wprowadzany etapami, do 2027 roku, ale pierwsi rekruci mają rozpocząć służbę już na początku przyszłego roku. Przewiduje się także możliwość służby wojskowej kobiet. Docelowo, w ciągu pięciu lat, liczebność sił zbrojnych, wliczając żołnierzy służby czynnej, terytorialsów i rezerwistów, ma osiągnąć 50 tysięcy, dwa razy więcej niż obecnie. Pytanie brzmi: czy w budżecie wystarczy pieniędzy na zbrojenia?

Doświadczenie dodaje autorytetu

Na te i inne pytanie dotyczące stanu finansów będzie musiał odpowiedzieć nowy rząd, który wyłoni się po sobotnich (1 października) wyborach do Saeimy. Termin jest sztywny - zgodnie z konstytucją wybory odbywają się co cztery lata, w pierwszą sobotę października.

We wszystkich ostatnich sondażach prowadzi współrządząca liberalno-konserwatywna Jauna Vienotiba (Nowa Jedność), której twarzami są premier Krisjanis Kariņs i szef dyplomacji Edgars Rinkevics. W najnowszym badaniu, przeprowadzonym we wrześniu przez SKDS, gotowość głosowania na tę partię wyraziło ponad 21 proc. ankietowanych.

- To wojna - odpowiada krótko Daunis Auers, profesor politologii na Uniwersytecie Łotwy w Rydze, gdy pytam go o przyczyny popularności partii rządzącej. Z tą opinią zgadzają się niemal wszyscy moi rozmówcy w Rydze. Za sprawą ataku na Ukrainę wszystkie sprawy, za które można byłoby krytykować rząd - a tych nie brakowało - zostały zepchnięte na dalszy plan. Łotysze odczuli potrzebę oparcia się na czymś pewnym i sprawdzonym.

Wizyta premiera Polski i prezydenta Łotwy Egilsa Levitsa w Kijowie
Wizyta premiera Polski i prezydenta Łotwy Egilsa Levitsa w Kijowie
Źródło: Alexey Furman/Getty Images

Kariņs jest pierwszym po odzyskaniu niepodległości szefem rządu, któremu udało się przetrwać na stanowisku od początku do końca kadencji parlamentu. Nie było to zadanie łatwe, jeśli wziąć pod uwagę, że formowanie gabinetu zajęło prawie cztery miesiące, a w skład koalicji weszło aż pięć ugrupowań (dziś jest ich cztery). Co ciekawe, Nowa Jedność z ośmioma mandatami w liczącej sto miejsc Saeimie była najmniejszym partnerem koalicyjnym. Kariņsowi powierzono stanowisko premiera jako postaci kompromisowej. Zadecydowało także jego długie doświadczenie polityczne i obycie międzynarodowe - poprzednich dziesięć lat spędził w Parlamencie Europejskim.

- Nasz premier pokazał, że potrafi przeprowadzić kraj przez kryzys. A ten rząd zderzył się kilkoma dużymi kryzysami, których nikt nie mógł przewidzieć: w sektorze finansowym, z epidemią COVID-19, kryzysem na granicy z Białorusią, wojną w Ukrainie - wylicza wiceprzewodnicząca Saeimy z Nowej Jedności Inese Libiņa-Egnere. Jak mówi, dzięki działaniom rządu obywatele mogli się poczuć bardziej bezpiecznie i stabilnie. - Podejmowaliśmy właściwe decyzje i ludzie nam ufają. Nie wierzą w populistyczne, nierealistyczne obietnice - konkluduje polityczka.

Tak naprawdę Kariņs odgrywa jednak głównie rolę moderatora, równoważącego wpływy poszczególnych resortów i partii wchodzących w skład koalicji. Decyzje, nawet w czasie kryzysu, są podejmowane nie osobiście przez premiera, ale kolektywnie przez całą radę ministrów. Daunis Auers zwraca natomiast uwagę na osobę ministra spraw zagranicznych. - Rinkevics jest bardzo doświadczony [sprawuje urząd od 11 lat - red.], a doświadczenie na arenie międzynarodowej dodaje autorytetu, jest kompetentny, ma jasne stanowisko w sprawie Rosji, które konsekwentnie powtarza: wysyłać jak najwięcej broni na Ukrainę, jak najmocniej uderzyć w Rosję sankcjami i tym podobne - wylicza politolog.

Nie można więc wykluczyć, że w przypadku zwycięstwa Nowej Jedności - co jest prawie pewne - tym razem to Edgars Rinkevics zostanie premierem.

Edgars Rinkevics, minister spraw zagranicznych Łotwy
Edgars Rinkevics, minister spraw zagranicznych Łotwy
Źródło: Tomas Tkacik/SOPA Images/LightRocket via Getty ImagesLightRocket

Koalicjanci na krawędzi

Nową Jedność goni w sondażach peleton złożony z kilku-kilkunastu partii. Łącznie Łotysze w tych wyborach będą mogli głosować na 19 list wyborczych. Część z nich to nie partie, ale w istocie koalicje mniejszych ugrupowań, w tym - to swoisty łotewski fenomen - partii regionalnych i miejskich. Ilu uda się przekroczyć 5-procentowy próg wyborczy? Sondaże suflują różne odpowiedzi, według niektórych do Saeimy może trafić nawet ponad 10 partii.

- Opinia publiczna jest przyzwyczajona do tego, że mamy bardzo szerokie spektrum polityczne i że do stworzenia rządu potrzebna jest szeroka koalicja. Pytanie: jak szeroka? Wiadomo, że będzie szeroka, może nawet tak bardzo, że niezdolna do skutecznego działania - zastanawia się Arnis Kaktiņs.

Pewnymi miejsca w parlamencie wydają się być koalicyjni partnerzy Nowej Jedności z nacjonalistycznego Nacionala apvieniba (Zjednoczenie Narodowe). Ostatni sondaż daje im 11 proc. poparcia, co oznacza, że najpewniej utrzymają stan posiadania - obecnie 12 posłów. Partia ma silną pozycję w koalicji: jej przedstawicielka Inara Murniece jest przewodniczącą Saeimy. O ile sprzeciw wobec przyjmowania migrantów czy legalizacji związków partnerskich w ich programie nie dziwi, to od innych ugrupowań europejskiej skrajnej prawicy odróżnia ich stosunek wobec Rosji. Jeszcze przed 24 lutego 2022 roku łotewscy nacjonaliści byli zwolennikami twardego kursu wobec wschodniego sąsiada.

- Mogą teraz mówić, że mieli rację, powtarzając że nie można ufać Kremlowi i Rosjanom - tłumaczy sondażowe sukcesy nacjonalistów Daunis Auers.

Ich poseł, historyk i twórca znanego w Polsce filmu dokumentalnego "Soviet Story" Edvins Snore uważa, że władze łotewskie nie powinny nazywać rosyjskiej agresji na Ukrainę "wojną Putina". - To wojna Rosji! - podkreśla Snore. W demokratyczne zmiany u wschodnich sąsiadów nie wierzy, a na niezależne rosyjskie media, które (jak np. telewizja Dożd) przeniosły się niedawno do Rygi, patrzy sceptycznie. - Musimy powiedzieć jasno, że jesteśmy za porażką Rosji, może nawet upadkiem Rosji, dekolonizacją rosyjskich terytoriów. Jeśli Rosja znów stanie na nogi, to następna będzie Łotwa - Snore nie owija w bawełnę.

Kłopoty z utrzymaniem miejsca w parlamencie mogą mieć natomiast dwa pozostałe ugrupowania koalicyjne. Pierwsze to Konservativie (Konserwatyści), którzy wbili się w poprzednich wyborach do Saeimy, szermując hasłami antykorupcyjnymi. Swoich bardziej radykalnych wyborców mogli zrazić deklaracją poparcia dla związków partnerskich. Z kolei umiarkowani uciekają do pozycjonującej się jako partia środka Nowej Jedności. Drugim ugrupowaniem jest Attistibai/Par! (Dla Rozwoju/Za!), koalicja mniejszych ugrupowań liberalnych. Zaszkodziły im związki z lobby hazardowym, a później odejście wyrazistego polityka, jakim jest mer Rygi Martiņs Staķis. Dziś próbują ratować swoją pozycję, wystawiając jako kandydata na premiera ministra obrony Artisa Pabriksa, znanego z nieprzejednanego stanowiska wobec Rosji.

Ryga
Ryga
Źródło: Ksenija Toyechkina/Shutterstock

Niezgoda na Zgodę

Podział społeczeństwa na łotewsko- i rosyjskojęzycznych jest widoczny także na scenie politycznej. Przez lata głosem tych drugich w łotewskiej polityce była partia Saskaņa (Zgoda), nominalnie socjaldemokratyczna, w praktyce jednak niestroniąca od społecznego konserwatyzmu. Zgoda w ostatnich latach trzy razy z rzędu wygrywała wybory, a jej najlepszy wynik to ponad 28 proc. głosów w 2011 roku. Cóż z tego jednak, skoro inne ugrupowania otoczyły ją swoistym "kordonem sanitarnym", a to ze względu na związki z Kremlem (aż do 2017 roku partia miała umowę o współpracy z putinowską Jedną Rosją). A także przez afery korupcyjne ciągnące się za jej liderem Nilsem Usakovsem, obecnym eurodeputowanym, a wcześniej wieloletnim merem Rygi.

Zgoda, niedopuszczana do władzy na najwyższych szczeblach, krytykowana z jednej strony przez partie łotewskie za prokremlowskość, z drugiej - przez bardziej radykalny Rosyjski Związek Łotwy za ugodowość, przez ostatnie lata znacznie straciła na poparciu. Wrześniowy sondaż SKDS wróży jej tylko nieco ponad 7 proc. głosów. Jej pozycję dodatkowo podkopała wojna. Politycy Zgody nie wiedzieli, jak reagować, aby nie zrazić do siebie tradycyjnego elektoratu, a zarazem nie narazić się na zarzut popierania wojny. W kwietniu poparli uchwałę Saeimy potępiającą agresję i zbrodnie popełnione przez Rosjan na Ukrainie. Ale gdy w sierpniu przyszło do głosowania nad rezolucją uznającą Rosję za państwo wspierające terroryzm, posłowie Zgody nie wzięli w nim udziału.

Nastrojów wśród rosyjskojęzycznych, w tym ich stosunku do wojny, można się tylko domyślać. Wątpliwości nie rozwiewają sondaże. Według jednego z nich, przeprowadzonego w czerwcu przez SKDS, 73 proc. ogółu ankietowanych mieszkańców Łotwy potępiało wojnę, a 5 proc. ją popierało. W grupie rosyjskojęzycznych zdania były podzielone: 40 proc. potępiało wojnę, 12 proc. popierało, ale aż 28 proc. zachowywało pozycję neutralną, a 19 proc. odmówiło odpowiedzi. To samo badanie pokazywało też wyraźną różnicę w obu społecznościach w stosunku do radzieckich pomników: podczas gdy tylko 9 proc. rosyjskojęzycznych popierało rozbiórkę pomnika Zwycięstwa, to wśród łotewskojęzycznych takich było aż 72 proc.

Jako negatywny przykład postaw rosyjskojęzycznych podaje się zwykle liderkę Rosyjskiego Związku Łotwy, europosłankę Tatjanę Zdanokę. Znana z proputinowskich poglądów, poparła m.in. aneksję Krymu, a po agresji w 2022 roku zagłosowała przeciw rezolucji Parlamentu Europejskiego potępiającej działania Rosji. Została za to zresztą usunięta z frakcji Zielonych-Wolnego Sojuszu Europejskiego. Ale jej partyjny kolega Miroslavs Mitrofanovs stara się uderzać w inne tony.

- Według mnie ta wojna to nie tylko zbrodnia, ale ogromny błąd polityczny. Będzie miała bardzo negatywne skutki dla Rosji. I ma bardzo negatywne skutki dla rosyjskojęzycznych poza Rosją. My też jesteśmy ofiarami tej wojny. Oczywiście, głównymi ofiarami są Ukraińcy, którzy tracą życie, ale my tracimy nasze prawa, nasze pomniki, nasz język. Myślę, że w ciągu kilku lat stosunek do tej wojny stanie się całkowicie negatywny - mówi mi ryski radny.

Wydaje się, że część rosyjskojęzycznych jest rozczarowana Zgodą, która nie była w stanie dogadać się z partiami łotewskimi i skutecznie realizować postulatów tej społeczności, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowanie szkolnictwa w języku rosyjskim. Parlament jest już na ostatniej prostej do uchwalenia reformy przewidującej stopniowe (do 2025 roku) przejście wszystkich klas we wszystkich szkołach na język łotewski. Język rosyjski oraz przedmioty dotyczące historii i kultury mniejszości mają pozostać jako fakultatywne, finansowane przez państwo i samorządy.

Ryga
Ryga
Źródło: Irina Kononova/Shutterstock

Daunis Auers uważa tę reformę za słuszny krok. W jego ocenie szkoły rosyjskojęzyczne nie zdały egzaminu, pogłębiły podziały w społeczeństwie.

- Nawet teraz szkoły mniejszości opuszczają ludzie, którzy nie potrafią prawidłowo posługiwać się językiem łotewskim. Jeśli chcemy, żeby takie osoby mogły pracować na przykład w sektorze publicznym, to zmiany są po prostu konieczne - uważa politolog.

Z kolei Arnis Kaktiņs podkreśla, że sama społeczność rosyjskojęzycznych się zmienia. - Wyrosło nowe pokolenie osób, które są bardzo zintegrowane i nie oglądają się już na Rosję - twierdzi szef SKDS.

W obliczu kryzysu

Bez względu na trwającą wojnę, łotewscy politycy nie unikną odpowiedzi na pytania wyborców, jak przetrwać najbliższą zimę w obliczu wzrostu cen energii. Jak na razie rząd wprowadził szereg rozwiązań mających pomóc konsumentom, zwłaszcza najbardziej potrzebującym, emerytom czy osobom o niższych dochodach. Gospodarstwa domowe, wykorzystujące do ogrzewania energię elektryczną, mają otrzymać rekompensatę w wysokości 50 proc. różnicy w cenie powyżej ustalonego przez rząd limitu 0,16 euro za KWh. Wsparcie mają otrzymać także gospodarstwa, które do ogrzewania wykorzystują gaz czy drewno opałowe. Ale wraz z postępującym kryzysem może się ono okazać niewystarczające.

Niezadowolenie społeczne próbują zdyskontować zawsze aktywni na łotewskiej scenie populiści. Dominują tu starzy wyjadacze, czasem występujący pod nowymi szyldami. Wśród nich wieloletni mer nadmorskiego Ventspils (Windawy) Aivars Lembergs, w ubiegłym roku skazany nieprawomocnie na pięć lat więzienia za przestępstwa korupcyjne i pranie brudnych pieniędzy. Przeciwko "reżimowi Kariņsa i Levitsa [Egils Levits, prezydent Łotwy - red.]" protestuje partyjka Katram un katrai (Każdemu i Każdej) adwokata Aldisa Gobzemsa. Z kolei biznesmen Ainsrs Slesers pozuje na łotewskiego Trumpa - nazwa jego listy Latvija pirmaja vieta (Łotwa na pierwszym miejscu) nawiązuje do hasła "America First". Obaj, Gobzems i Slesers, w trakcie pandemii zasłynęli protestami przeciwko restrykcjom i szczepieniom.

Premier Łotwy Krisjanis Karins
Premier Łotwy Krisjanis Karins
Źródło: Luka Dakskobler/SOPA Images/LightRocket via Getty Images

O ile populiści proponują raczej "odgrzewane kotlety" w postaci rozdawnictwa pieniędzy (a Slesers obiecuje budowę nad Dźwiną "Dubaju Północy"), to nową jakość mogą wnieść wyraźnie lewicowi Progresivie (Progresywni). Do tej pory byli nieobecni w parlamencie, ale udało im się stworzyć silną frakcję w radzie miejskiej Rygi. I to w stolicy, głównie wśród młodych, są najbardziej popularni. W swoim programie podnoszą kwestie raczej rzadko obecne w politycznym dyskursie, jak zieloną politykę, ochronę praw osób LGBT+ czy ratyfikację konwencji stambulskiej. Wyborców starają się też zjednać "gabinetem cieni", do którego zaprosili uznanych w swoich dziedzinach ekspertów. Wyciągają też rękę do rosyjskojęzycznych, choć wyraźnie potępiają rosyjską agresję i poparli wyburzenie pomnika Zwycięstwa.

Jaka koalicja wyłoni się po wyborach? Jej skład będzie w dużej mierze zależeć od powodzenia Konserwatystów i liberałów. Jeśli wejdą do Saeimy, to bardzo prawdopodobna jest kontynuacja dotychczasowego układu.

- Współpracujemy jedynie z partiami proatlantyckimi i proeuropejskimi - wyraźnie deklaruje Inese Lībiņa-Egnere. Podobne jest stanowisko pozostałych mainstreamowych partii, co wyklucza udział w koalicji Zgody, Rosyjskiego Związku Łotwy czy powołanej ad hoc populistycznej Stabilitatei! (Dla Stabilności!), także z nadziejami na przekroczenie progu.

Rosną natomiast szanse na wejście do koalicji Progresywnych. Jeśli do tego dojdzie, to następny premier, czy będzie nim Krisjanis Kariņs, Edgars Rinkevics, Artis Pabriks, czy ktokolwiek inny, będzie musiał pogodzić w nowym rządzie więcej sprzeczności niż do tej pory.

Czytaj także: