|

Dwóch bliźniaków, identyczne DNA. Wreszcie jest przełom w sprawie śmierci Angeliki

18-letnia Angelika zginęła na miejscu
18-letnia Angelika zginęła na miejscu
Źródło: Policja w Nowym Sączu

Srebrnym audi jechali we troje - Angelika oraz Karol i Kamil, bracia bliźniacy. Oni byli pijani, ona zginęła po tym, jak samochód zjechał z drogi i uderzył w nasyp. Śledczy długo nie potrafili wskazać, który z bliźniaków prowadził. Trzy i pół roku po wypadku zdecydowali się zatrzymać jednego z nich, postawić mu zarzuty i zawnioskować o areszt. Tvn24.pl ustalił, co doprowadziło do przełomu.

Artykuł dostępny w subskrypcji

O tragedii, do której doszło 25 czerwca 2018 roku i problemach, z którymi mierzyli się prokuratorzy, pisaliśmy na tvn24.pl wielokrotnie. Przez wiele miesięcy ani dowody, ani świadkowie, nie przesądzali, który z braci bliźniaków doprowadził do śmiertelnego wypadku. Jasne było tylko to, że obaj - wtedy ledwie dziewiętnastoletni Karol i Kamil - byli pijani. Pierwszy miał 0,7, a drugi 1,2 promila alkoholu.

Świadkowie widzieli, że jeden z nich siedział za kierownicą tuż po tym, jak ich auto rozbiło się na nasypie niedaleko ich domu. Problem w tym, że bracia wyglądają identycznie. Badania DNA też niczego nie dały, bo Karol i Kamil mają - jako bliźniacy jednojajowi - ten sam profil genetyczny. Ślepą uliczką okazało się też badanie śladów krwi i obrażeń uczestników tragedii. Ponieważ uczestnicy wypadku nie mieli zapiętych pasów, mogli swobodnie przemieszczać się we wnętrzu koziołkującego w czasie wypadku auta. Jedynym pewnikiem było to, że na tylnym fotelu siedziała Angelika. Zginęła na miejscu po tym, jak uderzyła głową w sufit samochodu.

TVN24 Clean_20211213164304_aac_h264_microsoft_720_5000kbps
Podejrzanemu grozi do 12 lat pozbawienia wolności
Źródło: Fakty Po Południu, TVN24

Ostatnią deską ratunku dla śledztwa było badanie śladów i mikrośladów, które udało się zabezpieczyć we wnętrzu rozbitego audi i na ubraniach uczestników wypadku. Po otrzymaniu ekspertyzy prokuratorzy uznali, że już wiedzą, kto powinien odpowiedzieć za śmierć osiemnastolatki.

W piątek policja zatrzymała jednego z braci. W sobotę został on przesłuchany w charakterze podejrzanego.

- Oprócz stawianego wcześniej zarzutu spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym w stanie nietrzeźwości usłyszał on jeszcze jeden zarzut: kierowania pojazdem mechanicznym w stanie nietrzeźwości - przekazuje Tadeusz Cebo, szef Prokuratury Rejonowej w Gorlicach.

Dodaje, że podejrzany nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Śledczy zdecydowali się zawnioskować o jego tymczasowe aresztowanie. Nad tym wnioskiem w niedzielę pochylić się ma gorlicki sąd.

"Przyjechałam na miejsce wypadku, było już praktycznie po wszystkim. Córka była już w worku"
Źródło: TVN24 Łódź

Przełom

Po trzech i pół roku śledztwa prokuratorzy wreszcie mają dowody, które ich zdaniem obciążają jednego z bliźniaków.

O tym, który z nich w momencie wypadku siedział za kierownicą, mają świadczyć włókna ubrań znalezione w aucie (między innymi na poduszce powietrznej).

Zdaniem prokuratury wyniki badań wskazują na Karola. I to on usłyszał w prokuraturze zarzuty.

- Na tym etapie nie możemy mówić o szczegółach. Przyznaję jednak, że uzyskana w ostatnich miesiącach opinia biegłych badających ślady włókien w aucie była przełomowa - przekazuje prokurator Tadeusz Cebo.

Jednocześnie biegli w analogiczny sposób znaleźli dowody na to, że drugi z braci siedział tuż po wypadku na miejscu pasażera.

Ustalenia biegłych z zakresu chemii pozwoliły na potwierdzenie wersji, którą tuż po wypadku przyjęli śledczy, że kierował właśnie Karol. Podejrzenia na niego rzucił fakt, że zanim na miejsce przyjechały służby, schował się w krzakach.

Angelika miała czworo rodzeństwa, była najstarsza
Angelika miała czworo rodzeństwa, była najstarsza
Źródło: TVN24 Łódź

Niestety fakt ucieczki z miejsca zdarzenia nie przesądzał, że to on był kierowcą. Na tej podstawie nie można było postawić zarzutów i sporządzić aktu oskarżenia, dlatego prokuratura kilkukrotnie podkreślała, że wyjaśnienie zagadki wypadku w Krużlowej Niżnej (woj. małopolskie) będzie ekstremalnie trudne.

Ulga

Matka Angeliki nie kryje radości, że w sprawie śledztwa po śmierci jej córki wreszcie się coś ruszyło.

- Straciliśmy już wszelką nadzieję. Mieliśmy poczucie głębokiej, strasznej niesprawiedliwości. Błagałam już, żeby jeden z nich się przyznał. Teraz wiem, że przyznawać się nie musi. I tak może odpowiedzieć za śmierć mojej córki - mówi kobieta.

Liczy, że proces nie będzie trwał długo.

- Dość się naczekaliśmy. Wiem, że to był wypadek, że nikt nie chciał, żeby do tego doszło. My jednak przeszliśmy przez piekło. Ta wędrówka była tym bardziej bolesna, że on, sprawca, cieszył się życiem, jakby nic się nie stało - kończy Katarzyna Purgal.

Angelika miała osiemnaście lat
Angelika miała osiemnaście lat
Źródło: Archiwum rodzinne

Biała trumna

Angelika była wzorową uczennicą. Jej matka nie wie, skąd znała Karola i Kamila. Chodzili do innych szkół.

- To było takie dobre, mądre dziecko. Jak się zaczęły wakacje, to Angelika poszła do pracy. Chciała zarobić na swoje pierwsze auto. Miało być białe. A zamiast auta miała białą trumnę - mówi kobieta.

W noc przed śmiercią Angelika pojechała na imprezę do Grybowa. Przed wyjściem wyprasowała strój na następny dzień do pracy i pożegnała się z czwórką młodszego rodzeństwa.

- Angelika nie ruszała alkoholu, od lat cierpiała z powodu cukrzycy - podkreśla Katarzyna Purgal.

Dodaje, że czasami się zdarzało, iż zostawała u znajomych. Dlatego kobieta nie zdziwiła się, kiedy następnego dnia rano córki nie było w domu. - Pojechałam załatwiać swoje sprawy. Po godzinie ósmej dowiedziałam się, że szuka mnie policja. Nie chcieli powiedzieć, czego dotyczy sprawa. Od razu wiedziałam, że stało się coś bardzo złego - opowiada. 

Angelika i jej chłopak - obraz namalowany niedługo przed śmiercią
Angelika i jej chłopak - obraz namalowany niedługo przed śmiercią
Źródło: TVN24 Łódź

Na miejscu wypadku była po godzinie 9. Ciało jej córki było już w czarnym worku. Angelika leżała obok rozbitego srebrnego audi. Samochód roztrzaskał się za łagodnym zakrętem, wypadł z drogi i z dużą siłą uderzył w nasyp. Angelika zginęła z powodu rozległej rany głowy. Doszło do złamania kości czaszki, prawej kości jarzmowej oraz kręgosłupa razem z rdzeniem kręgowym. Żeby ją wydostać z tylnego siedzenia, trzeba było rozcinać karoserię.

- Na początku to nawet nie czułam bólu ani cierpienia. Patrzyłam na córkę w worku, obok rozbite auto, wszędzie policja, straż pożarna. Surrealizm. Podświadomie broniłam się przed zrozumieniem tego, co dzieje się wokół - opowiada matka zmarłej.

Tacy sami

Do wypadku, w którym zginęła Angelika, doszło niedaleko domu bliźniaków. Drogą trzeba jechać kilkaset metrów. Na przełaj - z górki - jest kilka chwil. Obok rozbitego wraku już po kilku chwilach był jeden z mieszkańców wsi. W rozmowie z tvn24.pl opowiadał, że widział za kierownicą jednego z braci. Którego?

- Chłopaków znam, od kiedy byli niemowlętami. I co z tego? Postawiłbym ich obok siebie. Nikt by nie poznał, który jest który - opowiadał.

Prokuratorzy, którzy badali sprawę, co rusz byli informowani o tym, że okoliczności wypadku będą bardzo trudne do wyjaśnienia. W pierwszej kolejności nieprzydatne okazały się testy DNA, bo - jak wykazały badania - bracia mają identyczny kod genetyczny.

Śledczy na wstępnym etapie duże nadzieje pokładali w tym, że uda się dopasować obrażenia bliźniaków do uszkodzeń karoserii i w ten sposób ustalić, gdzie się znajdowali w momencie wypadku. To niestety również była ślepa uliczka - w czasie koziołkowania niezapięci pasami młodzi ludzie byli miotani po całym wnętrzu pojazdu.

Do wypadku doszło 25 czerwca 2018 roku
Do wypadku doszło 25 czerwca 2018 roku
Źródło: Państwowa Straż Pożarna w Nowym Sączu

Badania odcisków palców również nie przyniosło przełomu: na kierownicy srebrnego audi zabezpieczone zostały odciski, które pasują do Karola, Kamila i Angeliki. Nic niezwykłego - dziewczyna jechała autem, a chłopaki wcześniej wielokrotnie wymieniali się za kierownicą.

Prokuratorzy szukali innych dowodów: do analizy zabezpieczony został dywanik kierowcy, pedały sprzęgła i gazu oraz buty wszystkich uczestników zdarzenia. Śledczy wyszli z założenia, że w wyniku działania dużych sił na którymś z tych elementów mogły pozostać mikroślady pochodzące z butów. Niestety - ślepa uliczka. Na pedałach śladów nie było - najpewniej kierowca zdjął z nich nogi chwilę przed uderzeniem w geście obronnym. Po wjechaniu w nasyp siły zadziałały tak, że nogi kierowcy nie otarły się o dywanik.

Na nic zdały się też badania śladów zapachowych i rozmieszczenia krwawych plam.

- Z narastającą frustracją obserwowaliśmy, jak zmniejszają nam się możliwości. Ekspertyza, która przyniosła przełom, była jedną z tych ostatniej szansy. Dlatego nie ukrywam, że z dużą ulgą przyjęliśmy, że pojawiły się dowody, których tak długo szukaliśmy - przyznaje Tadeusz Cebo, prokurator rejonowy w Gorlicach, w rozmowie z tvn24.pl.

Sprawa dla cierpliwych

W gorlickiej prokuraturze starają się tonować nastroje, na razie nie chcą mówić o sukcesie.

- Sukces będzie polegał na przekonaniu sądu do tego, że za kierownicą siedział podejrzany - zaznacza prokurator Cebo.

Śledczy dostali przełomową ekspertyzę kilka miesięcy temu, ale musieli trzymać ją w tajemnicy. Zatrzymanie nie było możliwe, bo podejrzany wyjechał za granicę. Prokuratorzy brali pod uwagę uruchomienie procedury Europejskiego Nakazu Aresztowania, ale ostatecznie postawili na cierpliwość - czekali, aż Karol przyleci w odwiedziny do kraju. Udało się dopiero teraz, kiedy mężczyzna wrócił na święta Bożego Narodzenia.

Czytaj także: