Premium

Czy kasy samoobsługowe śnią o zagładzie ludzkości?

Zdjęcie: GraphicaArtis/Getty Images

"Usuń artykuł ze strefy pakowania", "umieść artykuł w strefie pakowania", "potrzebne informacje" – nie zna frustracji ten, kto nie próbował kupić więcej niż jednego produktu w samoobsługowej kasie supermarketu. Gdyby te droczące się z klientem maszyny miały uszy, toby im one już dawno zwiędły. Bo przecież nic tak nie koi żyłki pulsującej na szyi, jak poinformowanie nieożywionego obiektu w rynsztokowych słowach, co się myśli o jego braku kooperatywności.

Bunt maszyn prawdopodobnie nigdy się nie wydarzy – ale jeśli miałby, świetnym miejscem na jego początek może być właśnie linia samoobsługowa w sklepie wielkopowierzchniowym.

Humorzaste kasy autonomiczne i wciągające papier drukarki niekoniecznie są tymi elementami rozwoju technologicznego ludzkości, o których kilkadziesiąt lat temu fantazjowali autorzy opowieści science fiction. Wiele pomysłów, z nawiązaniem kontaktu z innymi cywilizacjami na czele, zostaje na kartach książek i ekranach telewizorów… a wielu z nich możemy tylko być wdzięczni, że się nie ziściły. Z drugiej strony osiągnęliśmy rzeczy, które jeszcze 30 lat temu nie śniły się pisarzom i filmowcom. Niemal każdy z nas ma w kieszeni urządzenie pozwalające na błyskawiczny kontakt z innymi ludźmi i dostęp do niezmierzonych zasobów wiedzy. To, że zazwyczaj używamy go do oglądania filmów z kotkami, to wyłącznie nasz świadomy wybór.

Fantastyka naukowa nie przewiduje przyszłości i prawdopodobnie żaden z jej autorów nie pretenduje do tytułu Cybernostradamusa. I to się świetnie składa, bo gdyby autorzy SF przewidywali trafnie przyszłość, obecnie mielibyśmy na głowie ożywione dinozaury (akcja pierwszego "Parku Jurajskiego" rozgrywa się w 1993 roku), zamarzniętą kulę ziemską ("Pojutrze", czas akcji: 2004 rok), chyżo umykających przed Indianą Jonesem androidów ("Czy androidy śnią o elektrycznych owcach"/"Łowca androidów", 2019 rok), gladiatorów-hokeistów na rolkach ("Rollerball", 2018 rok) oraz Pamelę Anderson szmuglującą informacje na temat broni biologicznej ("Żyleta", 2017). W potęgę ogromnych korporacji dziś już nikt nie wątpi, więc zapewne ukrycie globalnej zmarzliny przyszłoby im bez trudu – ale z gladiatorami na rolkach byłoby dużo trudniej.

Z drugiej strony bohaterski "RoboCop" (2015) mógłby znacząco poprawić notowania swojej formacji. W tym samym roku rozgrywać się miały wydarzenia z "Powrotu do przyszłości".  - To dla mnie świetny punkt odniesienia, często rozmawiam o tym ze studentami. Pojawia się pytanie: gdzie są nasze latające deskorolki? One są dla mnie absolutnym symbolem niespełnionych marzeń – mówi dr hab. Przemysław Kordos z Wydziału "Artes Liberales" Uniwersytetu Warszawskiego. Rzeczywiście, na razie projekt "latająca deskorolka w domu i zagrodzie" pozostaje w strefie marzeń… a także w strefie eksperymentów francuskiego wynalazcy Frankiego Zapaty, który w sierpniu 2019 roku przy pomocy swojego wynalazku o nazwie Flyboard przeleciał nad kanałem La Manche.

Lot nad kanałem La Manche oczami Franky'ego Zapaty
Lot nad kanałem La Manche oczami Franky'ego Zapaty Black Star / Julian Nodowlsky Images

Nie należy więc tracić nadziei – nawet jeśli jak dotąd jedyny lot nad chodnikiem, na jaki my możemy liczyć, to ten spowodowany potknięciem się o porzuconą elektryczną hulajnogę.

Można więc powiedzieć: jasne, mamy na głowie niebezpieczną pandemię, napięcia między mocarstwami (oraz wewnątrzmocarstwowe) i zegar zagłady wskazujący 23.58:20, ale przynajmniej Los Angeles nie zamieniło się w kolonię karną rządzoną przez brutalnych przestępców, a Uganda w chwili publikacji tego tekstu wciąż korzysta z dobrodziejstw grawitacji. "Ucieczka z Los Angeles" (czas akcji: 2013 rok) i "Wszystko dla miłości" (2021) pozostały wyłącznie na ekranie. A pandemia COVID-19 jest nieco mniej drastyczna w skutkach niż ta, która w "Bastionie" Stephena Kinga ma miejsce w latach 80. zeszłego wieku – nie zsyła na ludzkość proroczych snów o wysłannikach dobra i zła i nie zmusza nas do dołączenia do jednego z opozycyjnych obozów.

Zegar zagłady, prowadzony od 1947 roku przez zarząd Bulletin of the Atomic Scientists na Uniwersytecie Chicagowskim, symbolicznie odmierza czas, który pozostał do zagłady ludzkościWikipedia

- "Bastion" jest opowieścią o wielkiej pandemii, którą przeżywa poniżej jednego procenta ludzkości, a potem następuje walka dobra ze złem. To dość rasowy horror – zauważa dr hab. Kordos.

Co jeszcze nas ominęło?

Dystopie biorą wszystko

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam