W roli potrzebujących, którzy mają okazywać wdzięczność - niewidomi, osoby w kryzysie bezdomności, dzieci, zwierzęta i weterani. W roli dobroczyńców - mikrocelebryci, ofiary PR-owej katastrofy, znudzeni miliarderzy i "twórcy treści". Gapie obserwujący, jak ktoś jednym ruchem ręki odmienia życie, są wzruszeni. A potem klikają "subskrybuj".
Awantura. Tłum atakuje nowojorską policję, niszczy zaparkowane samochody i wybija szyby. Ruch w tej części miasta jest sparaliżowany - nie jeździ metro, auta stoją w gigantycznych korkach. Nie, to nie nowy film sensacyjny czy katastroficzny. To nie efekt niepokojów społecznych, to również nie manifestacja, która wymknęła się spod kontroli. Przyczyn tego, co stało się w piątek, 4 sierpnia, trzeba szukać w sieci. Jeden z popularnych w Stanach Zjednoczonych youtuberów wrzucił do internetu ogłoszenie, że będzie w wyznaczonym miejscu rozdawał konsole do gier.
Na miejscu zjawiło się - według szacunków nowojorskiej policji - ponad dwa tysiące zainteresowanych. Tłum w pewnym momencie stał się agresywny i doszło do przepychanek z policją, która użyła siły. Zatrzymanych zostało kilkanaście osób, w tym influencer, który miał rozdawać konsole. O sprawie mówiły największe amerykańskie media, które zwracały uwagę, że zatrzymany youtuber w ramach walki o zasięgi doprowadził do niebezpiecznej sytuacji i sparaliżował na długie godziny centralną część Manhattanu.
Słuchając tych komentarzy, déjà vu musieli przeżywać mieszkańcy Rzeszowa. Na początku lipca miasto również zostało częściowo sparaliżowane - nie jeździły autobusy, a kierowcy musieli stać w długich korkach. Wszystko dlatego, że rodzimy influencer, zajmujący się między innymi motoryzacją, zamieścił w mediach społecznościowych zaproszenie na jedną z tamtejszych stacji paliw i obiecywał, że zapłaci za tankowanie każdemu, kto zjawi się na miejscu.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam