Przez tysiąclecia Egipcjanie byli władcami Nilu. Te czasy bezpowrotnie przeminęły. Na strategicznej rzece, dwa tysiące mil od Kairu, powstaje gigantyczna zapora zwana Tamą Wielkiego Odrodzenia Etiopii. Dla Addis Abeby to obiekt narodowej dumy i szansa na rozwój cywilizacyjny, dla Egiptu – egzystencjalne zagrożenie. Projektu nie da się już zatrzymać. Mimo braku porozumienia zbiorniki tamy zaczynają się napełniać. Czy Afryka stoi na krawędzi wojny o wodę?
Pozdrawiamy cię, Nilu, który wynurzasz się z ziemi, który przybywasz, by dać życie ludowi Egiptu.
Wody Nilu – jednej z dwóch największych rzek na świecie – dla rozkwitających wzdłuż jej brzegów cywilizacji od zawsze stanowiły bezcenne źródło życia. To Nil, wylewając, zapewniał odpowiednie użyźnienie suchej i ekstremalnie nieprzyjaznej pod uprawy gleby. W obliczu bezkresnych pustyń stanowił dla mieszkających tam ludzi jedyną szansę na przetrwanie.
Starożytni Egipcjanie wierzyli, że święta dla nich rzeka to dar od sprzyjających im bogów. Wielokrotnie i bezkompromisowo bronili jej, postrzegając Nil jako swój największy skarb.
Wiedzieli, że bez Nilu nie ma Egiptu.
Mijały wieki, a jego wody pozostawały pod ścisłą kontrolą Kairu. W czasach, gdy wznoszono piramidy, Egipcjanie zbrojnie tłumili wszelkie próby "podkradania" ich życiodajnej rzeki. Choć potęga faraonów dawno przeminęła, Egipt dalej jest gotowy poświęcić bardzo wiele, by bronić swojej racji stanu. Mimo upływu wieków wciąż wyrażają ją trzy święte dla Egipcjan litery: Nil.
Przez tysiąclecia byli oni jego niekwestionowanymi władcami. Te czasy bezpowrotnie przeminęły. Dziś na rzece, dwa tysiące mil od Kairu, powstaje budowla, która może zmienić układ sił na kontynencie.
Tama Wielkiego Odrodzenia Etiopii to największa tego typu instalacja w Afryce i jedna z największych na świecie. Jest dwukrotnie wyższa niż Statua Wolności w Nowym Jorku, a jej sztuczny zbiornik, który zajmuje obszar wielkości Londynu, będzie w stanie pomieścić 75 miliardów metrów sześciennych wody.
Spór między Egiptem a Etiopią o wartą blisko 5 miliardów dolarów inwestycję obudził w obu narodach nacjonalizmy i głęboko skrywane lęki. Dla Etiopczyków tama stanowi namacalny symbol ich narodowych ambicji i szansę na to, by zniwelować cywilizacyjną przepaść. Towarzysząca jej elektrownia ma w założeniu osiągać moc 6,45 GW, zapewniając dostawy prądu dla milionów etiopskich gospodarstw, które do tej pory nie miały dostępu do elektryczności. Dla Egipcjan etiopska tama to nie tylko widmo utraty ich wyjątkowej pozycji "panów Nilu", ale także – jak przekonuje Kair – egzystencjalne zagrożenie. Na obszarze dorzecza Nilu, stanowiącym kilka procent terytorium Egiptu, żyje 95 procent mieszkańców tego kraju. Kair obawia się, że jeśli zbiornik zapory zostanie napełniony zbyt szybko, odbije się to drastycznie na bezpieczeństwie wodnym państwa.
Przez blisko dekadę Egipt, Etiopia oraz leżący między nimi Sudan prowadziły bezowocny spór o tamę, której budowy dziś nie można już zatrzymać. Negocjacje utknęły w martwym punkcie. Mimo trwających od lat rozmów wciąż nie udało się wypracować porozumienia. Zawiodła mediacja Stanów Zjednoczonych i ONZ, kolejną próbę rozwiązania konfliktu podejmuje teraz Unia Afrykańska.
Tymczasem zbiorniki Tamy Wielkiego Odrodzenia powoli zaczynają wypełniać się wodą. W Etiopii właśnie rozpoczyna się pora deszczowa. Czasu na dojście do porozumienia jest coraz mniej.
Czy Afryce grozi wojna o wodę? Jakie konsekwencje dla regionu oraz samego Nilu będzie mieć etiopska inwestycja? Zapytaliśmy o to doktora Jędrzeja Czerepa z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, eksperta od Afryki i Bliskiego Wschodu.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam