|

"Może to właśnie tej niewidzialnej ręki algorytmów rządzący w Polsce obawiają się najbardziej"

Ambasador USA w Warszawie Tom Rose grozi Polsce "konsekwencjami", jeśli ta wprowadzi podatek cyfrowy. Czy rząd Donalda Tuska ugnie się przed administracją Trumpa, tak jak w 2019 r. zrobił to rząd Mateusza Morawieckiego? – W oczekiwaniu, że najbogatsze firmy zapłacą uczciwy podatek, naprawdę nie ma nic kontrowersyjnego. Wicepremier Gawkowski wypowiedział na głos to, co wielu myśli, tylko nie ma odwagi powiedzieć – mówi Katarzyna Szymielewicz, prawniczka i prezeska Fundacji Panoptykon.

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Ta dyskusja w Polsce jest bardzo potrzebna, a wręcz spóźniona. Wicepremier z Lewicy ma mandat, żeby ją uruchomić i w kolejnym kroku zaangażować inne resorty – mówi prawniczka. -  Nie możemy budować sojuszu transatlantyckiego na zasadzie podporządkowania i kupowania wszystkiego, co nam sprzedadzą. Europa naprawdę nie ma dziś innego wyjścia niż kurs na suwerenność, również w sferze technologii.

Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii, nie ma wątpliwości, że podatek cyfrowy to postulat, który prawdopodobnie spotkałby się z poparciem opinii publicznej. – Większość ludzi nie płaci abonamentu za Facebooka czy inne platformy, więc trudno, by bronili ich interesów. Mało kto też zdaje sobie sprawę, że jeśli ten podatek wejdzie w formie, o której się mówi, jednym z większych płatników będzie branża pornograficzna, bo strony porno zarabiają na reklamach. Raczej nikt nie będzie płakał, że część tych pieniędzy trafi do budżetu – mówi w rozmowie z tvn24.pl.

I dodaje, że politycy obozu władzy doskonale zdają sobie sprawę z wpływu globalnych korporacji technologicznych. - Widać to po ich reakcji na tweet Sikorskiego dotyczący Starlinków i odpowiedź Muska. Podejrzewam, że mogą się do tego przychylać, ale w czasie kampanii unikają tematów, które mogłyby im zaszkodzić – ocenia ekonomista. 

***

Nowy ambasador USA w Polsce, konserwatywny podcaster i były wydawca dziennika “The Jerusalem Post” Tom Rose, jeszcze przed swoim przyjazdem do Warszawy, ostrzegł polski rząd przed konsekwencjami wprowadzenia podatku cyfrowego. 

"Prezydent Trump się odwzajemni. Cofnijcie podatek, aby uniknąć konsekwencji" - poinstruował krótko Rose 10 marca na platformie X (dawniej Twitter) w tonie charakterystycznym dla nowego stylu amerykańskiej dyplomacji. Tego samego dnia Elon Musk na X określił szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego mianem "małego człowieka" i kazał mu milczeć.

Wcześniej wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski zapowiedział wprowadzenie podatku cyfrowego, argumentując 10 marca w rozmowie z PAP, że mógłby on "przetransferować zyski od potężnych globalnych korporacji - niezależnie od ich pochodzenia - do budżetu państwa". Według Gawkowskiego wpływy z tego tytułu mogłyby wynieść od 1 do 3 miliardów złotych, choć zaznaczył, że dokładne kwoty będzie można określić dopiero po zakończeniu prac nad modelem podatku.

- Nie proponujemy żadnej rewolucji – podkreślił Gawkowski. – Różnego rodzaju podatki od działalności w sferze cyfrowej funkcjonują w 35 krajach. Podatek cyfrowy obowiązuje m.in we Francji, Austrii, Wielkiej Brytanii czy Kanadzie.

Następnego dnia w rozmowie z TVN24 odniósł się do słów ambasadora USA, stwierdzając, że Polska ma prawo prowadzić prace legislacyjne nad różnymi projektami, które dotyczą polskiego społeczeństwa. - Podatek cyfrowy to dla polskiego społeczeństwa coś, co daje więcej wpływów, możliwości finansowania polskiej cyfryzacji. I rozmowa o tym powinna być naturalna. Wtrącanie się jakiegokolwiek innego państwa - bez względu, czy to sojusznik, partner, czy adwersarz - budzi kontrowersje i nie powinno się zdarzyć - mówił wicepremier.

Dodał, że większe wpływy do budżetu oznaczają więcej środków na cyfryzację administracji, rozwój sztucznej inteligencji i wsparcie polskich start-upów. Podkreślił, że projekt jest w fazie konsultacji i dopiero rozpoczynają się nad nim prace, dlatego trudno oczekiwać, by Polska wycofała się pod naciskiem zewnętrznych sił, ponieważ – jak zaznaczył – nie jest lennem żadnego państwa.

Jakie mogą być tego konsekwencje? 

21 lutego 2025 r. prezydent Donald Trump podpisał memorandum, w którym zarządził wszczęcie dochodzenia w sprawie nałożenia ceł odwetowych na kraje, które wprowadziły podatki cyfrowe. Na liście państw objętych tym postępowaniem znalazło się sześć krajów: Francja, Wielka Brytania, Włochy, Kanada, Hiszpania i Turcja.

Krzysztof Gawkowski o podatku cyfrowym
Krzysztof Gawkowski o podatku cyfrowym
Źródło: TVN24

Kiedy ambasador USA tupnie nogą

Dyskusja o tzw. digital tax w Polsce toczy się już od ponad sześciu lat. W 2019 r. rząd PiS, z premierem Mateuszem Morawieckim na czele, szumnie zapowiadał wprowadzenie podatku cyfrowego, który miał przynieść budżetowi około miliarda złotych rocznie na finansowanie programów społecznych, takich jak trzynastki dla emerytów i 500 plus

Jednak we wrześniu tego samego roku prace nad ustawą nagle wstrzymano, a temat zniknął z rządowej agendy. Dlaczego? 

Przez administrację Donalda Trumpa - reprezentującą interesy gigantów z Doliny Krzemowej. Wiceprezydent USA Mike Pence przybył wtedy do Polski i podczas konferencji prasowej w Warszawie niespodziewanie podziękował rządowi za rezygnację z podatku cyfrowego, argumentując, że jego wprowadzenie "utrudniłoby wymianę handlową między naszymi krajami". 

Głównym strategiem i doradcą Pence'a był wówczas Tom Rose – obecny ambasador USA w Warszawie.

Pół roku później, w marcu 2020 r., ówczesna ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher na łamach "Rzeczpospolitej" publicznie ostrzegła polski rząd przed jednostronnym wprowadzeniem podatku cyfrowego. Zasugerowała, że jeżeli Warszawa zdecyduje się na opodatkowanie korporacji technologicznych, Stany Zjednoczone "nie pozostaną bierne". 

Dziś historia zatacza koło.

Jednocześnie pręt w szprychy wicepremierowi Gawkowskiemu błyskawicznie wsadziło Ministerstwo Finansów. 11 marca resort oficjalnie oświadczył, że nie prowadzi prac nad wprowadzeniem podatku cyfrowego, podkreślając, że to wyłącznie on odpowiada za kształtowanie polityki podatkowej w Polsce.

Tego samego dnia, przed rozpoczęciem posiedzenia rządu, wicepremier Krzysztof Gawkowski odniósł się do stanowiska Ministerstwa Finansów, tłumacząc, że prace nad modelem podatku cyfrowego toczą się w jego resorcie, ponieważ Ministerstwo Cyfryzacji utrzymuje stały kontakt z korporacjami i organizacjami związanymi z rynkiem cyfrowym.

 – Ministerstwo Cyfryzacji rozpoczęło prace, bo to jest odpowiednie miejsce, gdzie wszyscy – zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy – mogą się spotkać i podyskutować – powiedział dziennikarzom Gawkowski.

TVN24 Clean_20250312104343(33680)_aac
Tusk o podatku cyfrowym od big techów
Źródło: TVN24

Podatek cyfrowy? Tusk: "Zobaczymy"

Następnego dnia do kwestii opodatkowania gigantów technologicznych odniósł się premier Donald Tusk. Jak stwierdził, "mamy dzisiaj do czynienia na świecie z pewnymi nowymi trendami, jeżeli chodzi o politykę celną i podatkową", więc zgodnie z tym trendem może jedynie powiedzieć, że "te podatki nałożymy, a może nie nałożymy".

Premier dodał również, że obecnie rząd nie pracuje nad takim projektem, chociaż wicepremier Gawkowski przygotowuje już "ewentualne projekty". Tusk podkreślił także znaczenie wspólnych inwestycji oraz współpracy z USA w wielu aspektach, m.in. energetyce i kwestiach militarnych, po czym ironicznie podsumował: "zgodnie z panującą dzisiaj modą mogę powiedzieć: zobaczymy".

Thomas Rose został nominowany na ambasadora USA w Polsce. "Zadba o reprezentację naszych interesów"
Źródło: Marcin Wrona/Fakty TVN

USA groziły, Europa poszła własną drogą. Bez Polski

Mimo presji ze strony USA kolejne kraje europejskie w ostatnich latach zdecydowały się na wprowadzenie podatku cyfrowego. Francja, po kilkunastu latach debat, w lipcu 2019 r. wprowadziła 3-procentowy podatek od usług cyfrowych. Objęto nim spółki o globalnych przychodach przekraczających 750 mln euro, które co najmniej 25 mln euro generują we Francji. 

Niedługo potem podobne przepisy przyjęły Włochy.

Z kolei Wielka Brytania w kwietniu 2020 r. wprowadziła 2-procentowy podatek cyfrowy, który dotyczy korporacji osiągających globalnie ponad 500 mln funtów rocznych przychodów, z czego co najmniej 25 mln funtów z działalności na terenie Wielkiej Brytanii. Decyzja ta wywołała ostrą reakcję pierwszej administracji Donalda Trumpa (2016–2020), która groziła Londynowi nałożeniem wysokich ceł na brytyjskie produkty. Mimo to rząd nie wycofał się z regulacji.

Podobne kroki podjęła Hiszpania, wprowadzając w 2020 r. 3-procentowy podatek cyfrowy, oraz Austria, która zdecydowała się na 5-procentowy podatek od przychodów z reklam cyfrowych. W Austrii nowe przepisy objęły firmy o globalnych przychodach powyżej 750 mln euro i wpływach z reklam przekraczających 25 mln euro.

Według unijnego komisarza ds. handlu Marosza Szefczovicza rynek europejski stanowi dla części amerykańskich gigantów źródło nawet 40 proc. ich przychodów. Usługi cyfrowe to również obszar, w którym Stany Zjednoczone mają dużą nadwyżkę wynoszącą 109 mld euro (w zakresie wymiany towarów Unia Europejska osiąga nadwyżkę w wysokości 157 mld euro). 

Czy Polska ma "suwerenność w tworzeniu prawa"?

Globalne firmy cyfrowe, osiągające miliardowe zyski, odprowadzają do polskiego budżetu symboliczne kwoty. Mechanizm jest prosty: zyski są księgowane w rajach podatkowych, a kraje, w których faktycznie generowane są pieniądze, otrzymują jedynie niewielkie wpływy. 

Weźmy przykład Facebooka należącego do koncernu Meta. Korzysta z niego w Polsce około 24 milionów osób. W 2020 roku jego polska spółka zapłaciła 5,17 mln zł podatku dochodowego, mimo że jej oficjalne przychody wyniosły 101,3 mln zł. A to i tak tylko część rzeczywistości – faktyczne dochody z reklam były znacznie wyższe, ale trafiały do spółki Facebook Ireland Limited (obecnie Meta Platforms Ireland Limited).

Nic więc dziwnego, że gdy Komisja Europejska ogłosiła w 2018 roku plan wprowadzenia unijnego podatku cyfrowego, Irlandia – z poparciem Danii i Szwecji – szybko zablokowała ten projekt. Dublin od dawna korzysta na niskich podatkach dla globalnych korporacji, które stały się podstawą irlandzkiego sukcesu gospodarczego.

Korporacje cyfrowe od lat stosują ten trik – rejestrują się w miejscach, gdzie podatki są symboliczne, jak Irlandia, Luksemburg, Gibraltar czy Szwajcaria. Potem korzystają z luk prawnych, unikając rozliczeń w krajach, w których rzeczywiście generują przychody. Legalne? Tak. 

Moralne i sprawiedliwe? Dyskusyjne. To dlatego kraje, takie jak np. Francja czy Wielka Brytania, wprowadziły na własną rękę podatek cyfrowy od przychodów, a nie od zysków, które można dowolnie przesuwać między spółkami - i ukrywać. 

- Inne państwa zdecydowały się obciążyć firmy różnymi podatkami - dwu-, trzy- czy pięcioprocentowym – żeby pozyskać środki na rozwój cyfryzacji, modernizację administracji oraz wsparcie start-upów - tłumaczył wicepremier Gawkowski w rozmowie w Radiu Zet 11 marca. Dodał, że chodzi przede wszystkim o to, by Polska miała więcej pieniędzy na budowanie nowoczesnej infrastruktury cyfrowej dla obywateli.

- Albo żyjemy w państwie, które ma suwerenność w tworzeniu prawa, albo oglądamy się na ambasadora, który jeszcze tutaj nie przyjechał, a już mówi, że czegoś nie możemy zrobić, bo Trumpowi się to nie podoba - stwierdził Gawkowski.

Myślenie życzeniowe i poddaństwo

– Na razie nie pojawiła się jednak żadna konkretna propozycja, więc zapowiedź, że będzie podatek cyfrowy, to na ten moment życzeniowe myślenie. Nie wiadomo, na czym miałby dokładnie polegać – mówi Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii i współautor projektu podatku cyfrowego złożonego przez partię Razem w 2020 r., który nie wszedł w życie.

– Stanowisko Amerykanów jest jasne, przewidywalne i nie powinno nikogo dziwić – bronią po prostu swoich interesów. My powinniśmy walczyć o własne w negocjacjach, ale niestety to Polska często pierwsza pada na kolana. Mam nadzieję, że tym razem tak się nie stanie. Chciałbym wierzyć, że tym razem znajdziemy rozwiązanie, które obie strony – choćby z grymasem – zaakceptują – tłumaczy.

Według ekonomisty Ministerstwo Finansów konsekwentnie blokuje wszelkie inicjatywy, które mogłyby zostać odebrane jako uderzenie w interesy najbogatszych grup. Jako przykład podaje jego stanowisko w sprawie podatku katastralnego. – Krótki komentarz ministra, że w Polsce nie toczą się żadne prace nad tym podatkiem i nie zostanie on wprowadzony, jest sprzeczny z rekomendacjami większości międzynarodowych instytucji, w tym OECD. Każdy rozsądny ekonomista popiera ten podatek, więc dziwi mnie, że minister Domański deklaruje coś zupełnie odwrotnego. To kolejny przykład podejścia "nie potrząsajmy łodzią" – mówi Oleszczuk-Zygmuntowski.

Jego zdaniem ostrożność rządu wynika z kalkulacji politycznych przed wyborami prezydenckimi. – Politycy obozu władzy doskonale zdają sobie sprawę z wpływu globalnych korporacji technologicznych. Widać to po ich reakcji na tweet Sikorskiego dotyczący Starlinków i odpowiedź Muska. Podejrzewam, że mogą się do tego przychylać, ale w czasie kampanii unikają tematów, które mogłyby im zaszkodzić – podsumowuje.  

Oleszczuk-Zygmuntowski podkreśla, że sam podatek cyfrowy to postulat, który prawdopodobnie spotkałby się z poparciem opinii publicznej. – Większość ludzi nie płaci abonamentu za Facebooka czy inne platformy, więc trudno, by bronili ich interesów. Mało kto też zdaje sobie sprawę, że jeśli ten podatek wejdzie w formie, o której się mówi, jednym z większych płatników będzie branża pornograficzna, bo strony porno zarabiają na reklamach. Raczej nikt nie będzie płakał, że część tych pieniędzy trafi do budżetu – zauważa.  

Jednak, jak zaznacza, opinia publiczna to jedno, a realia wyborcze – drugie. – W obecnej rzeczywistości politycznej liczy się nie tylko poparcie społeczne, ale także to, jak kandydat funkcjonuje w algorytmicznych przekazach. Jeśli otwarcie mówisz, że naruszysz interesy cyfrowych gigantów, to oni mają dość władzy, by po prostu cię "zgasić". Mogą ograniczyć zasięgi, sprawić, że znikniesz z debaty. I nawet się o tym nie dowiemy – tłumaczy.  

Według niego później zostanie to przedstawione jako nieudolna kampania lub brak zainteresowania ze strony wyborców. – W rzeczywistości jednak, gdzieś w tle, po cichu, Zuckerberg, Pichai i reszta tych "strażników cyfrowego świata" mogą nacisnąć guzik: "osłabiamy tego kandydata, bo nie sprzyja naszym interesom". Może to właśnie tej niewidzialnej ręki algorytmów rządzący w Polsce obawiają się najbardziej – podsumowuje.

"Żyjemy w świecie współczesnych Kompanii Wschodnioindyjskich"

Zdaniem Katarzyny Szymielewicz, prezeski Fundacji Panoptykon, która zajmuje się ochroną praw człowieka w erze cyfrowej, wicepremier Gawkowski słusznie wywołał temat podatku cyfrowego, nawet jeśli Ministerstwo Finansów nie dało na to zielonego światła. – Ta dyskusja w Polsce jest bardzo potrzebna, a wręcz spóźniona. Wicepremier z Lewicy ma mandat, żeby ją uruchomić i w kolejnym kroku zaangażować inne resorty – mówi.

Podkreśla, że to moment, w którym Polska powinna zmienić sposób rozmowy z USA. – Nie możemy budować sojuszu transatlantyckiego na zasadzie podporządkowania i kupowania wszystkiego, co nam sprzedadzą. Europa naprawdę nie ma dziś innego wyjścia niż kurs na suwerenność, również w sferze technologii – zaznacza.

Jej zdaniem firmy cyfrowe powinny nie tylko "inwestować" na własnych warunkach, ale przede wszystkim płacić podatki, które pozwolą państwu rozwijać niezależną infrastrukturę i kluczowe usługi. – W oczekiwaniu, że najbogatsze firmy zapłacą uczciwy podatek, naprawdę nie ma nic kontrowersyjnego. Gawkowski wypowiedział na głos to, co wielu myśli, tylko nie ma odwagi powiedzieć – ocenia Szymielewicz.

Dodaje, że jeśli rząd się wycofa, zanim na poważnie zrobił pierwszy krok, pokaże, że Polska nie ma suwerenności wobec USA – ani militarnej, ani technologicznej. – Ton nowego ambasadora USA nie ma nic wspólnego z dyplomacją. Podobnie jak obraźliwe słowa Elona Muska kierowane do polskich ministrów. Jeśli nie chcemy być traktowani z góry, musimy jasno postawić swoje warunki – komentuje.

– Unia Europejska i Polska muszą budować suwerenność technologiczną, tak samo jak próbują odbudować suwerenność militarną. Oczywiście, to nie wydarzy się z dnia na dzień, ale kierunek powinien być jasny – zarówno w retoryce, jak i w przyjmowanych regulacjach, a więc także polityce fiskalnej. Nie możemy już dłużej udawać, że globalne korporacje technologiczne to zwykłe firmy, działające na wolnym rynku. Ich status przypomina raczej Kompanię Wschodnioindyjską – w zamian za rządowe kontrakty i "dyplomatyczną" protekcję mogą stać się narzędziem propagandy i wojny kognitywnej. Jeśli Elon Musk naprawdę będzie chciał lub musiał podkręcić algorytm na swojej platformie albo wyłączyć Starlinki, po prostu to zrobi - dodaje prezeska Panoptykonu.

– I tu pojawia się kluczowe pytanie: czy mamy kontrolę nad krytyczną infrastrukturą komunikacyjną? Ten problem zaczyna się na poziomie twardej infrastruktury, takiej jak światłowody i łączność satelitarna, ale w równym stopniu dotyczy oprogramowania – od "kill switcha" który może uziemić wojskowy samolot, po algorytmy platform społecznościowych, na których rząd opiera swoją komunikację z obywatelami. Wobec przetasowania w stosunkach transatlantyckich rząd nie może traktować usług i produktów dostarczanych przez amerykańskie firmy z pełnym zaufaniem - podsumowuje Szymielewicz.

Trump wycofuje USA z negocjacji OECD

Stany Zjednoczone przez lata blokowały próby opodatkowania gigantów cyfrowych, takich jak Google, Meta (Facebook) czy Amazon, naciskając na inne kraje, by nie wprowadzały własnych regulacji, tylko czekały na globalne rozwiązanie przygotowywane przez OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju). Ten przekaz powtarzała ambasador Georgette Mosbacher na łamach "Rzeczpospolitej", próbując zniechęcić Polskę do samodzielnego działania:

"Stany Zjednoczone aktywnie uczestniczą w procesie OECD, starając się wypracować takie podejścia do opodatkowania, które opiera się na obecnych międzynarodowych przepisach podatkowych, a jednocześnie stanowi odpowiedź na wyzwania stawiane przez coraz bardziej zdigitalizowaną gospodarkę. Stany Zjednoczone są zdania, że wszyscy poszukujemy tego samego rozwiązania: zapewnienia, by firmy płaciły sprawiedliwe stawki podatkowe".

Jednak w styczniu 2025 r. Donald Trump wycofał USA z globalnych negocjacji OECD dotyczących reformy opodatkowania usług cyfrowych, tzw. filaru pierwszego, który miał określić międzynarodowe zasady podziału wpływów podatkowych od działalności cyfrowej.

I wróciliśmy do punktu wyjścia. 

- Skoro najważniejszy gracz wycofuje się z negocjacji na temat kształtu takiego podatku na poziomie międzynarodowym, to "czekanie na OECD" naprawdę nie ma sensu. Już wcześniej zresztą nie miało, bo ze strony USA była to dyplomatyczna gra na zwłokę - mówi Katarzyna Szymielewicz.

Czytaj także: