|

"Dom to nie filia szkoły", ale dorośli przyzwyczaili się do zadań domowych dla dzieci

shutterstock_1938493168
shutterstock_1938493168
Źródło: Shutterstock

Premier Donald Tusk ogłosił, że od kwietnia wejdą w życie "nowe zasady prac domowych". Większość komentatorów uznała, że oznacza to zakaz zadawania uczniom dodatkowych zadań do zrobienia po lekcjach. Jak jest naprawdę? I jakie argumenty mają zwolennicy i przeciwnicy takiego rozwiązania?

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Jeśli nauczyciel chce, żeby uczeń coś zrobił, będzie mógł go zachęcić, będzie mógł go namówić. Bez oceniania. Tak może wyglądać szkoła przyszłości - mówiła w poniedziałek Barbara Nowacka w programie "Kropka nad i" w TVN24. 

Ministra edukacji w ten sposób przedstawiała wizję szkoły bez zadań domowych. Rozporządzenie ma wejść w życie od kwietnia. Skąd ten pomysł? 

Był sierpień 2023, szczyt kampanii wyborczej. Donald Tusk, przewodniczący Koalicji Obywatelskiej, spotkał się z mieszkańcami Włocławka. Jednym z bohaterów spotkania stał się Maciek, chłopiec, który poskarżył się, że w szkołach łamane są prawa dziecka, bo nauczyciele zadają prace domowe na weekend. - Tak dużo, żebyśmy nie mieli czasu na odpoczynek - mówił. 

Podobne głosy docierały też do Barbary Nowackiej. - Dzieciaki są przemęczone. Mówią: "Wyszliśmy ze szkoły o 17, w domu przez trzy godziny odrabiamy lekcje. Kiedy mamy mieć czas na dla siebie?" - opowiadała ministra w programie Moniki Olejnik. 

Teraz Maciek z Włocławka stał się twarzą zmian, które rządząca koalicja wprowadza w życie. Zapowiedział je premier Donald Tusk. - Uroczyście ogłaszam: tego problemu więcej nie będzie! Od kwietnia nowe zasady zadań domowych. W klasach od 1 do 3 żadnych prac domowych, no chyba że czasami jakiś wierszyk. Od 4. do 8. klasy prace domowe tylko dla chętnych i bez oceniania. Jeśli chodzi o szkoły średnie, to bawcie się dobrze na feriach! - powiedział.


Czy prace domowe rzeczywiście znikną? Od wiosny koniec z ich zadawaniem w podstawówkach? I co ten pomysł mówi nam o polskiej szkole?

Zielnik, pleśń i gwoździe

Jak to z zadaniami domowymi było? - Każdy rodzic wie, jaki to był horror z tymi wyklejankami albo z robieniem karmnika na ostatnią chwilę i nie było oceniane dziecko, był oceniany rodzic - mówiła ministra Barbara Nowacka w Polsat News. 

O najdziwniejsze prace domowe zapytałam na Instagramie. Oto niektóre odpowiedzi.

Anna: - Fotoreportaż o dzielnicy. Brzmi spoko, ale takie nie było. Miałam 13 lat. 

Katarzyna: - Technika. Trzeba było zrobić pracę polegającą na przyklejaniu próbek różnych materiałów podłogowych: wykładzina, dywan, płytki PCV. Zastanawialiśmy się z sąsiadem, czy możemy kawałek płytki uciąć ze ściany w korytarzu.

Krzysztof: - Religia. Za karę, za złe zachowanie musiałem narysować czarny krzyż. 

Mika: - Badanie ruchu drogowego. Kazali usiąść przy drodze i przez godzinę liczyć samochody.

Agnieszka: - Spisywanie sentencji z nagrobków. Ale to było super, bo wiele ciekawych rzeczy przeczytałam.

Marzena: - Wyhodowanie pleśni na chlebie. Oczywiście nikomu nie udało się wyhodować akurat takiej, jaką pani chciała.  

No i klasyk. Ula: - Ramka z wbitymi dwoma rzędami gwoździ. Nie wiedziałam, do czego ma służyć. Tata zrobił. 

Bywają zadania wspominane z rozrzewnieniem jeszcze po latach: zrobienie zielnika ("Sporo nauczyłam się o roślinach"), ale też smutne konstatacje, że zadania były bez sensu ("Nie pamiętam żadnego konkretnego. Wszystkie były nudne"). 

Takich czasami zabawnych, czasem pouczających, ale niemal zawsze pracochłonnych prac domowych Ministerstwo Edukacji Narodowej już nie chce. Ale Nowacka podkreśla, że nie oznacza to zupełnego braku dodatkowych zadań po lekcjach.

kropka Ola
Ministra edukacji Barbara Nowacka w "Kropce nad i" o pracach domowych
Źródło: TVN24

- Przeczytanie lektury to nie praca domowa - tłumaczyła ministra w "Kropce nad i". Dodawała, że uczniowie w klasach 4-8 będą mogli zostać poproszeni na przykład o napisanie wypracowania albo o rozwiązanie zadań matematycznych. Co się zatem zmieni? Takich zadań nie będzie można oceniać. - Uczeń potrzebuje informacji zwrotnej. Można o pracach dyskutować, wyjaśnić, co można było zrobić inaczej, ale nie zawsze wystawiać za to oceny - powiedziała Nowacka. 

Opinie o zadaniach domowych i ich roli w uczeniu się są podzielone. Dlaczego?

Polscy uczniowie w czołówce

Międzynarodowe badanie edukacyjne PISA porównuje umiejętności 15-latków. To największe tego typu badanie na świecie - przeprowadza się je co trzy lata w krajach OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, należy do niej w tej chwili 38 państw). Przy okazji porównania kompetencji uczniów każda edycja bada jeszcze jedno zagadnienie związane z edukacją. W 2012 roku to dodatkowe badanie poświęcone było m.in. tematowi prac domowych. Okazało się, że polscy uczniowie po szkole poświęcają nauce znacznie więcej czasu niż ich rówieśnicy z krajów OECD. Średnia czasu przeznaczonego na samodzielną pracę wynosiła nieco mniej niż 5 godzin tygodniowo, w Polsce - blisko 7 godzin. Pod tym względem gorzej mieli tylko 15-latkowie z Włoch, Irlandii i Estonii. 

Aktualnie czytasz: "Dom to nie filia szkoły", ale dorośli przyzwyczaili się do zadań domowych dla dzieci

Badanie PISA pokazywało też, że liczba godzin poświęconych na pracę w domu nie ma jednoznacznego przełożenia na wyniki szkolne. I tak na przykład 15-latkowie w Polsce osiągali wysokie wyniki z matematyki, podobnie jak uczniowie z Finlandii (mniej niż trzy godziny tygodniowo na prace domowe). 

A jak zadania domowe wyglądały w czasie nauki zdalnej? Ten wątek pojawił się w najnowszych badaniach PISA, których wyniki opublikowano w grudniu 2023 r. W trakcie nauki zdalnej 38 proc. uczniów w Polsce przynajmniej raz w tygodniu miało problemy ze zrozumieniem zadań szkolnych, a 24 proc. uczniów - ze znalezieniem osoby, która mogłaby im pomóc w odrabianiu lekcji.

Na świecie z pracami domowymi jest różnie. Niektóre szkoły np. w Stanach Zjednoczonych faktycznie rezygnują z zadań domowych dla młodszych dzieci. Taką decyzję w 2021 r. podjęły też władze Chin, argumentując, że przeciążenie uczniów stanowi zagrożenie dla ich psychiki i rozwoju.

Wykres, który prezentujemy wyżej, został wykonany przez Evidence Institute na zlecenie Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jeden z autorów raportu - dr Maciej Jakubowski - w styczniu został dyrektorem podległego MEN Instytutu Badań Edukacyjnych (IBE). 

- Problemem w polskiej szkole jest ocenoza. Niemal wszystko jest na ocenę, także prace domowe - diagnozuje Jakubowski w rozmowie z tvn24.pl.

- Gdy pojawiają się oceny, zadania domowe przestają być efektywne - przekonuje dr Maciej Jakubowski, dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych
- Gdy pojawiają się oceny, zadania domowe przestają być efektywne - przekonuje dr Maciej Jakubowski, dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych
Źródło: Shutterstock

- Tymczasem z badań wiemy, że zadania domowe są efektywne, kiedy polegają na doskonaleniu tego, co uczeń już wie, są traktowane jak powtórzenie materiału i kiedy uczeń dostaje informację zwrotną. Taką informacją nie może być ocena. Kiedy tylko pojawia się ten element, zadania domowe przestają być efektywne: uczeń przestaje zastanawiać się nad tym, czego jeszcze nie potrafi, co może zmienić, a zaczyna myśleć tylko o ocenie. A co to właściwie znaczy, że dostał 2 albo 4? Zrobił coś dobrze albo źle. Jeśli ktoś myśli, że później uczeń usiądzie i będzie szukał, czego jeszcze nie wie, to jest w błędzie. Owszem, zdarza się, że uczniowie przychodzą do nauczyciela, porównują swoje prace z pracami kolegów, ale robią to dlatego, że szukają dodatkowych punktów. Sens nauki zostaje sprowadzony do oceny. Nie o to chodzi. Uczeń powinien móc odpowiedzieć sobie na pytania: co już umiem, czego jeszcze nie, gdzie poszukać odpowiedzi, kiedy poprosić o pomoc. Dopiero taka informacja zwrotna jest konstruktywna - podkreśla ekspert.

To właśnie "ocenoza" często sprawia, że uczniowie czują się zadaniami przytłoczeni. Ale nie tylko. Problemem jest też poświęcany pracom domowym czas. 

W przeprowadzonym w latach 2010-2014 przez IBE "Badaniu szkolnych uwarunkowań efektywności kształcenia" sprawdzano na ogólnopolskiej próbie 177 szkół podstawowych i ponad 5 tys. uczniów, jakie opinie na temat prac domowych mają sami zainteresowani - nauczyciele i uczniowie. Po 2014 r. takich badań już nie prowadzono.

- W ostatnich latach IBE niestety zupełnie przestało robić badania na dużą skalę, z tego względu nie mamy aktualnych danych dotyczących Polski. Mogliśmy liczyć tylko na badania międzynarodowe - zaznacza dr Jakubowski. Ale dodaje, że to się może zmienić. - Chcielibyśmy, żeby Instytut Badań Edukacyjnych wreszcie skupił się na badaniach edukacyjnych i takich, które odpowiadają na istotne kwestie dotyczące polityki edukacyjnej. Wierzę, że edukacja w Polsce znów będzie silnie oparta na wiedzy i danych, a nie na opiniach i ideologii - deklaruje.

1409N287XR PIS DNZ OTREBA PRACE DOMOWE
Prace domowe w cieniu kampanii parlamentarnej
Źródło: TVN24

Co okazało się, gdy szkoły jeszcze badano? Że niemal wszyscy nauczyciele (aż 97 proc.) uważali prace domowe za konieczny składnik procesu edukacyjnego (55 proc. zdecydowanie popierało to stwierdzenie, 42 proc. - raczej popierało). Dlaczego? Odpowiadali, że zadania domowe uczą systematyczności i odpowiedzialności. Do tego pozwalają na omówienie materiału, na który w klasie nie starczyło czasu. 

A jak jest z czasem, który młodzież miałaby poświęcać na odrabianie lekcji? Większość nauczycieli szacowała, że uczniowie potrzebują na zadania nie więcej niż pół godziny dziennie. Tak twierdziło 61 proc. matematyków oraz 54 proc. polonistów. Jedna czwarta nauczycieli (25 proc. polonistów, 28 proc. matematyków) uważała, że zadania to najwyżej kilkanaście minut dziennie. To, że uczniowie będą musieli poświęcić na pracę w domu godzinę lub więcej, przyznawał co piąty polonista i co dziesiąty matematyk.  

Z tą oceną sytuacji nie zgadzali się uczniowie. Według nich czas poświęcony na prace domowe był dłuższy.

- Badania IBE jasno wskazują na to, że nauczyciele nie doceniają czasu, jaki uczniowie poświęcają na wykonanie prac domowych przez nich zadanych. Oni myślą, że to jest 15 minut, a uczniowie często poświęcają na to godzinę, półtorej godziny - tłumaczyła na łamach TVN24 Agata Łuczyńska z Fundacji Szkoła z Klasą.

Naukowcy z IBE podsumowywali:

Dane pokazują, że nie ma w Polsce spójnej polityki odnośnie do prac domowych i uczniowie są nimi obciążani w bardzo różny sposób, zależnie od woli szkoły czy nauczyciela.

Skargi na nadmierne obciążanie uczniów pracami domowymi spływały także do Rzecznika Praw Obywatelskich. W grudniu 2019 r. biuro RPO wraz z organizacjami społecznymi przygotowało poradnik #zadaNIEdomowe. "Zadania zabierają tyle czasu, że brakuje go na rozwijanie zainteresowań i pasji, na życie rodzinne, kolegów, sport, a nawet zabawę i wypoczynek. Młodzi ludzie czują się przeciążeni. Rodzice są zaniepokojeni i mają pretensje albo do szkoły, albo do swoich dzieci. Nauczyciele spędzają zaś długie godziny na sprawdzaniu prac domowych. To powszechny i poważny problem" - czytamy.

RPO podkreślał też, że nie ma obowiązku zadawania prac do domu:

To nie prawo oświatowe, lecz przede wszystkim nasze przyzwyczajenia decydują o tym, jak miliony polskich uczniów i setki tysięcy nauczycieli spędzają popołudnia, wieczory i weekendy.

Dlatego bywali też nauczyciele, którzy próbowali z zadań rezygnować. Efekty? Różne. 

Barbara Nowacka
Dowiedz się więcej:

Barbara Nowacka

Przyzwyczajenie jest duże

W 2016 r. Wioletta Krzyżanowska, ówczesna dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 323 na warszawskim Ursynowie, wprowadziła program "Budząca się szkoła". Wśród postulatów pojawił się brak zadań domowych. 

- Cieszę się, że dzisiaj mówi się o tym, że prace domowe bywają dużym obciążeniem dla dzieci. Prac jest za dużo, dzieci spędzają wiele godzin w szkole i później nie mają już siły ani ochoty, żeby czas wolny poświęcać na naukę. A presja na wyniki jest ogromna - powiedziała tvn24.pl Krzyżanowska, dziś pełniąca obowiązki mazowieckiej kurator oświaty. - Kiedy byłam dyrektorką, zauważyłam, że uczniowie mają trudności z zadaniami domowymi. Nauczyciele zgłaszali problemy z egzekwowaniem ich. Zrozumiałam, że coś trzeba zrobić. Najpierw pilotażowo sprawdzaliśmy, czy da się z prac domowych zrezygnować. A później - po konsultacji z rodzicami - wdrażaliśmy innowacyjne rozwiązania w tym zakresie. 

Te rozwiązania to nie tylko rezygnacja z prac domowych. To również stosowanie tzw. metody "NaCoBeZu" ("na co będę zwracać uwagę" - wiedza, którą uczeń powinien mieć po danym dziale nauki, wytyczne pomagające opanować materiał), światełek w trzech kolorach (zielony, żółty, czerwony), które sygnalizują poziom wykonania przez ucznia zadania, samooceny i oceny koleżeńskiej. Zamiast wytykania błędów nauczyciele mieli chwalić za to, co dobre.

Krzyżanowska podkreślała, że nauczyciele nie muszą sprawdzać, czy zadania zostały odrobione i zyskują tym samym dodatkowy czas w trakcie lekcji. Ale z czasem pojawiły się też zdania odrębne. Protestowali rodzice, którzy obawiali się, że dzieci uczą się za mało.

Zlikwidować prace domowe? Na taki krok zdecydowała się jedna z warszawskich szkół
Zlikwidować prace domowe? Na taki krok zdecydowała się jedna z warszawskich szkół
Źródło: Fakty w południe, TVN24

Po dwóch latach na jednej z lokalnych stron internetowych opublikowano tekst, w którym rodzice anonimowo krytykowali program. Opowiadali, że dzieci boją się sprawdzianów, bo czują, że nie są przygotowane. Twierdzili także, że przeciwnikami programu są również nauczyciele, bo bez prac domowych "tracą autorytet". Po kontroli kuratorium oświaty w 2018 roku dyrektor Krzyżanowska wycofała się z programu. 

O tych wątpliwościach Krzyżanowska nie bardzo chce dziś rozmawiać. Przyznaje, że opór niektórych rodziców był spory. - Przyzwyczajenie do prac domowych jest duże. Także wśród nauczycieli. My, dorośli, bardzo często wpadamy w pułapkę oceniania szkoły przez pryzmat naszych doświadczeń. A przecież do szkoły chodziliśmy kilka, a może i kilkadziesiąt lat temu. Świat wyglądał wtedy inaczej, szkoła też. Zmiany są nieuchronne - tłumaczy. - Zmiana zawsze budzi niepokój, zarówno wśród nauczycieli, jak i wśród rodziców. Ale jeśli wycofanie prac domowych zostanie połączone z odchudzaniem podstawy programowej, to tych niepokojów powinno być mniej.

Zdaniem Krzyżanowskiej zmiana może przysłużyć się wszystkim - dzieciom, ich rodzicom i nauczycielom. Wymaga to jednak gruntownego przemyślenia. 

- Chciałabym, żeby dyskusja na temat zadawania do domu stała się momentem na refleksję, jakie metody pracy na lekcji są najbardziej skuteczne. Rodziców, którzy niepokoją się o wyniki dzieci, namawiałabym na spojrzenie na sprawę inaczej: co możemy zrobić wspólnie, kiedy dziecko będzie miało wolne popołudnie. Może pójdziemy na spacer albo wybierzemy się na wycieczkę rowerową? - zachęca. 

W 2019 r. pilotażowy program "Szkoła bez zadań domowych" zaproponowała w Warszawie radna Dorota Łoboda (dziś posłanka KO). Zainteresowanie było spore, ostatecznie przystąpiło do niego 17 placówek.

"Nie chodzi nam o całkowite wyeliminowanie zadań domowych, ale chcemy, aby nie były na przykład zadawane na weekendy lub z dnia na dzień. Prace powinny być robione metodą projektową, a nie odtwórcze" - tłumaczyła wtedy na łamach "Dziennika" Dorota Łoboda.

Dziś posłanka KO nadal jest zwolenniczką ograniczania liczby prac domowych. - Mogę obiecać, że te prace domowe w szkołach podstawowych znikną - mówiła w grudniu w programie "Jeden na jeden" w TVN. - Jestem przekonana, że ten model się zmieni i nie będziemy już siedzieć z naszymi dziećmi godzinami nad zadaniami domowymi - zadeklarowała.

Dorota Łoboda: mogę obiecać, że prace domowe w szkołach podstawowych znikną
Źródło: TVN24

Technika ważniejsza niż matma

Co do diagnozy zgadzają się niemal wszyscy: polscy uczniowie i uczennice są przeciążeni. Nie ma jednak zgody co do tego, jak sobie z tą sytuacją poradzić.

Biserka Čejović, polonistka z I Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Przemyślu, napisała w mediach społecznościowych, że pomysł likwidacji prac domowych nie bardzo jej się podoba, choć zdaje sobie sprawę, że nauczyciele "zadają dużo, często bezsensownie i bez powodu".

- Cóż, niektórym nauczycielom ciągle wydaje się, że ich przedmiot jest najważniejszy - mówi tvn24.pl Čejović. - Jest jakaś potrzeba zaznaczenia obecności przedmiotu w życiu dziecka. Wielokrotnie rozmawiałam o pracach domowych z nauczycielami plastyki, muzyki, techniki. Bo często zadania z tych przedmiotów zajmowały nieproporcjonalnie dużo czasu. 

Uczniowie liceum radzą sobie lepiej z zadaniami. Wiedzą już, jakie przedmioty są dla nich najważniejsze, bo np. będą zdawać z nich maturę. Ale Čejović przez 15 lat pracowała w szkole podstawowej i tam sytuacja jest inna. - Dziecko w podstawówce rzadko odpuszcza jakiś przedmiot. Łatwo jest zapomnieć, co jest najważniejsze. Uczniowie nie uczą się do egzaminów, bo muszą przygotować kaligrafię na technikę. Problem polega na tym, że ocena z matmy jest tak samo ważna jak ocena z plastyki. Każdy przedmiot wpływa na średnią - mówi. 

Jej zdaniem odgórna decyzja Ministerstwa Edukacji Narodowej niewiele tu pomoże. Potrzebne są poważne, systemowe zmiany filozofii nauczania.

Pomysł ministry Nowackiej krytykują też inni. Prof. Lech Mankiewicz, który uczy fizyki w podstawówce, napisał na Facebooku: "Jak mi przejdzie złość na bezmyślność, z jaką wprowadza się to rozwiązanie, to pomyślę, jak sobie zorganizować pracę". 

Z kolei Krzysztof Pawiński, prezes Grupy Maspex (to spożywczy gigant, w portfolio ma m.in. marki Krakus, Tymbark czy Łowicz), uważa, że wycofanie prac domowych to kolejny krok w kierunku "erozji edukacji". Sam pomysł MEN określił mianem "niepokojącego". 

- Mamy tu trudną sytuację do rozwiązania. Chcemy się pozbyć ocenozy i przekształcić szkolne relacje - komentuje dr Jakubowski z IBE. - Doprowadzić do tego, że uczeń uczy się sam, dlatego że chce, a nie z przymusu. Jest odpowiednio zmotywowany. Taki system będzie o wiele bardziej efektywny. Wprowadzenie go jest na pewno dużym wyzwaniem.

Ale nawet zwolennicy ograniczania prac domowych nie twierdzą, że dzieci po szkole nie powinny już nic robić. - Dzieci chcą pracować w domu, lubią wykonywać projekty, lubią czytać książki, w domu uczą się słówek z obcego języka - mówiła za czasów pracy w szkole Krzyżanowska.

A moi rozmówcy, pytani o ulubione zadania domowe, podają wiele przykładów: samodzielne napisanie bajki, przygotowanie plakatu o dowolnym kraju UE, przeprowadzenie wywiadu z Sokratesem, stworzenie własnego biznesplanu. Zadania kreatywne, ciekawe, które wykonywali z przyjemnością.

Może więc nie warto całkiem skreślać prac domowych?

- Czekamy na szczegółowe zapisy rozporządzenia - mówi Wioletta Krzyżanowska. - Projekt ma zostać poddany konsultacjom społecznym, więc na pewno będzie możliwość porozmawiać o wątpliwościach. 

I faktycznie, na ostateczne słowa pochwały bądź krytyki warto poczekać do momentu, aż poznamy zapisy rozporządzenia. To dopiero z niego dowiemy się, czym dokładnie zdaniem MEN jest praca domowa oraz komu i jak można ją zadawać.

Czytaj także: