O tym, że polska kryminalistyka zasłynęła z pionierskich badań nad niestandardowymi metodami śledczymi, zadecydowały stan wojenny, przypadek i pocałunek włamywacza.
Jerzy Kasprzak, obecnie profesor i były dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, na początku lat osiemdziesiątych świeżo upieczony absolwent Uniwersytetu Łódzkiego, postanowił - po odbyciu służby wojskowej - zostać oficerem ludowego Wojska Polskiego. Wtedy też zapragnął napisać doktorat z kryminalistyki. Wybrał sobie temat trudny, bo niewygodny dla władzy: samookaleczenia popełniane w celu uniknięcia służby wojskowej. Jego promotorem był ówczesny prokurator generalny Lucjan Czubiński, dzięki któremu młody prawnik mógł zgłębiać tak grząski politycznie temat. Nastał stan wojenny. Czubiński przestał być prokuratorem generalnym i jednocześnie promotorem pracy Kasprzaka. Nikt nie chciał i nie był w stanie dalej poprowadzić ambitnego naukowca w oficerskim mundurze. Co było robić? Trzeba było, po dwóch latach pracy, zrezygnować z tematu samookaleczeń.
- Szukałem czegoś, co nie miałoby żadnego związku z polityką. Czegoś, co było niezbyt dobrze rozpoznane - wspomina profesor.
W ten sposób trafił na cheiloskopię.
Dziś, jak mówi profesor Kasprzak, "nasza metoda sporządzania ekspertyz jest towarem eksportowym". To on był biegłym do sprawy dzieciobójczyni z Norwegii i to jego ekspertyza przyczyniła się do skazania kobiety.
Jak zostać specem od takich nieoczywistych śladów, jakimi są odciski ust? - Trzeba być jak Winnetou - odpowiada profesor.
Dostrzec usta
Cheiloskopia - to pojęcie złożone z dwóch greckich słów "cheilos" (warga) i "skope" (patrzeć). Naukowcy opisują usta tak: "czerwień wargowa stanowi przestrzeń między skórną a śluzową częścią wargi". A na owej czerwieni wargowej, jak czytamy w literaturze fachowej, występują bruzdy, które tworzą charakterystyczny dla każdego człowieka układ linii.
Na tę właśnie właściwość "czerwieni wargowej", czyli na unikalność znajdujących się na naszych ustach bruzd, po raz pierwszy zwrócono uwagę już na początku XX wieku. Jednak nie od razu zastosowano ją w kryminalistyce.
Musiało minąć sześćdziesiąt lat.
Matka Boska na stole
Bolesławiec, lipiec 1987 roku. Ktoś, pod nieobecność domowników, włamał się do jednego z mieszkań i ukradł wiele cennych przedmiotów. Nie pozostawił po sobie śladów daktyloskopijnych (odcisków palców). Jednak uwagę techników milicyjnych i samych okradzionych zwrócił jeden szczegół: leżący na stole obrazek Matki Boskiej. Powinien wisieć na ścianie. Dlaczego sprawca go zdjął?
Technicy rutynowo użyli proszku daktyloskopijnego, chcąc sprawdzić, czy nie ma na nim odcisków palców. Ich oczom jednak nie ukazały się ślady linii papilarnych, tylko doskonale widoczny odcisk ust. Złodziej, najwyraźniej osoba głęboko wierząca, podczas przeszukiwania mieszkania zdjął ze ściany święty obrazek, żeby go pocałować. Gdyby odwiesił go na miejsce, zapewne nikt by nie wpadł na to, by szukać na nim jakichkolwiek śladów.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam