Mówił, że ma w teczce bombę. A miał stłuczoną butelkę po whisky, osłonę od hydrantu i rzeczy osobiste. Policja polityczna rozprawiła się z nim jak z terrorystą. Pozorowała spełnianie żądań aż do chwili, gdy zeszło z niego napięcie. Wtedy dostał strzał w plecy. Czesław Kukuczka to jedna z dwóch polskich ofiar muru berlińskiego. Właśnie mija 50 lat od jego śmierci. I właśnie zaczyna się sądowy proces, który ma tę sprawę wyjaśnić.
W Berlinie jest kilka miejsc, w których pozostały do dziś resztki muru. Na pamiątkę i ku przestrodze. Dwa takie miejsca bardzo się różnią.
Kilometrowej długości pozostałość muru, znajdująca się między Szprewą a Muehlenstrasse, jest kolorowa i stale kręci się koło niej gwarny tłum turystów. Mur pokryty tu jest kolorowymi muralami znanych i uznanych artystów sztuki ulicznej. To miejsce zyskało nazwę East Side Gallery. Jest tu też bar kuszący klientów odpicowanym starym trabantem. Na barkach zacumowanych na Szprewie przechadzają się kobiety w futrach i mężczyźni w defiladowych czapkach sowieckich żołnierzy. Choć treść niektórych murali napawa grozą, to jednak inne mają pogodny wydźwięk. W okolicy wciąż czuć radość, że niemal 35 lat temu mur runął.
Zupełnie inna atmosfera panuje pięć kilometrów dalej, na północny zachód. Przy Bernauerstrasse fragmenty muru są szare jak beton, z którego zostały wykonane. Gdzieniegdzie powierzchnia kruszeje, odsłaniając przerdzewiałe stalowe, żebrowane pręty zbrojeniowe. Za pozostałościami muru park pamięci i rozległy trawiasty plac. W odróżnieniu od gwarnej East Side Gallery panuje tu względna cisza. Może dlatego, że w tym miejscu widać twarze ludzi, którzy okupili życiem próby przedostania się w Berlinie na lepszą stronę świata. W parku pamięci przy Bernauerstrasse jest ściana postawiona w hołdzie ofiarom muru berlińskiego. Osobom, które - nie mając pozwolenia komunistycznych władz - chciały przedostać się na wolny Zachód. Takich uciekinierów resorty siłowe Niemieckiej Republiki Demokratycznej kazały zabijać.
Ściana pamięci podzielona jest na niewielkie przestrzenne prostokąty. A w nich szklane okienka. U podstawy każdego znajdują się imiona i nazwiska uciekinierów, daty ich urodzenia i śmierci. I zdjęcia - tych, którzy mieli zdjęcia. W jednym z okienek widać młodego mężczyznę. W zasadzie chłopca. Przystrzyżony po bokach. Zaczesany do tyłu. W koszuli bez krawata i w marynarce. Patrzy prosto w obiektyw. To Czesław Kukuczka, strażak z Limanowej. Jedna z dwóch polskich ofiar muru berlińskiego. Gdy 29 marca 1974 roku zastrzelił go tajniak enerdowskiej policji politycznej, uciekinier z Polski był starszy niż ten na zdjęciu o około dwadzieścia lat. Ale to właśnie takie, młodzieńcze zdjęcie upamiętnia Kukuczkę na Bernauerstrasse.
Budowniczy Nowej Huty i kierownik restauracji
W Polsce miał problemy, ale po latach jego życie się ustabilizowało. I chyba nikt nie przypuszczał, że może chcieć - bez pozwolenia władz - uciec na Zachód.
Jako dorastający nastolatek budował Nową Hutę. Wrócił jednak do rodzinnej Kamienicy pod Limanową, bo nie wytrzymywał morderczych norm wydajności pracy, jakie narzucało kierownictwo.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam