Siódma rano. Dla fanów zaczyna się walka o najlepsze miejsce pod sceną. Czekają przed bramą kilkanaście godzin, często bez jedzenia czy wody. Czasem w upale. Kiedy później rozpoczyna się koncert, zmęczenie, odwodnienie, dezorientacja dają o sobie znać. Dodajmy do tego panikę. Tak prawdopodobnie wyglądał dzień wielu uczestników festiwalu Astroworld.
Niezależnie od tego, czy koncert jest soulowy czy metalowy, fani są zdeterminowani, żeby znaleźć się jak najbliżej idola. Jeśli jest popularny, pod scenę mogą przepychać się setki, a nawet tysiące ludzi.
Najtwardsi czekają na artystę godzinami. Niejednokrotnie bez dostępu do wody czy jedzenia. Żeby nie stracić miejsca, rezygnują z pójścia do toalety. Na koncertach w plenerze może być nawet 40 stopni Celsjusza. Zaczyna się koncert, a tysięczny tłum prze do przodu, metalowa barierka wbija się w brzuch, a w plecy - łokcie osób z tyłu. W tłumie zaczyna się pogo, a nad głową przelatują ludzie, tak zwani pływacy. W tym momencie dla wielu osób, które tak bardzo czekały na koncert, przygoda może się skończyć. Wtedy albo sami będą próbować przedrzeć się przez tłum lub poproszą o pomoc ochronę. Inni zemdleją, upadną na podłogę, czasem niezauważeni.
5 listopada w czasie koncertu Travisa Scotta, zarazem organizatora Astroworld, doszło do tragedii. W kompleksie NRG Park w Houston w Teksasie około godziny 21.15 czasu miejscowego rozpoczął się jego występ. Tłum fanów zaczął napierać na scenę. Po około 20 minutach wybuchła panika. Życie straciło dziesięć osób. Najmłodsza ofiara, Ezra Blount, miał dziewięć lat. Doznał ciężkiego urazu mózgu i innych narządów, był w śpiączce. Zmarł w poniedziałek 15 listopada. Drugi dzień festiwalu odwołano.
Zachowanie tłumu, połączone ze złą organizacją, doprowadziły do wielu tragedii.
Najgorszy dzień rock and rolla
Oczekiwania wobec Altamont Speedway Free Festival w Kalifornii w 1969 roku były spore. Mówiono, że będzie "zachodnim Woodstockiem". Altamont również był darmowy, a line-up wpisywał się w ówczesne gusta hipisowskiej młodzieży. Główną gwiazdą byli The Rolling Stones, oprócz nich na scenie pojawili się między innymi Santana, Jefferson Airplane czy The Flying Burrito Brothers. Zagrać mieli też The Grateful Dead, jednak odmówili występu, kiedy zorientowali się, co dzieje się na miejscu.
Na teren, który był torem wyścigowym, przybyło 300 tysięcy osób. Lokalizacja została wybrana w akcie desperacji, bo w innych miejscach było za drogo, a policja sprzeciwiała się organizacji wydarzenia. Wybrany w ostatnim momencie tor wyścigowy sprawił wiele problemów logistycznych: brakowało toalet, namiotów medycznych, a scena, którą usytuowano na dole zbocza, miała zaledwie metr wysokości.
O bezpieczeństwo pod sceną mieli zadbać członkowie klubu motocyklowego Hell's Angels. Management The Rolling Stones zapłacił im za tę usługę piwem wartym 500 dolarów. Mieli pilnować, by nikt nie podchodził blisko sprzętu i sceny, nikt nikogo nie zamordował i nie zgwałcił. Wcześniej wykonywali podobną pracę dla The Grateful Dead i Jefferson Airplane. - Nie jesteśmy siłami bezpieczeństwa - podkreślali. Hell's Angels stali się barierą między tłumem a muzykami na scenie, ponieważ prawdziwych barierek nikt nie sprowadził.
Uczestnicy koncertu relacjonowali potem, że to ze strony motocyklistów dochodziło do aktów przemocy. Pijani mieli wdawać się w bójki i odpychać tłum od sceny, używając łańcuchów i kijów bilardowych. Nie pomagali też ludziom, których ciągnięto za włosy, kopano i deptano w tłumie. Profesjonalna ochrona została zatrudniona przez właściciela toru wyścigowego wyłącznie po to, by dbać o obiekt.
Wokalistka zespołu Ace of Cups, wtedy w szóstym miesiącu ciąży, dostała w głowę butelką, co spowodowało uszkodzenie czaszki. Marty Balin z Jefferson Airplane zeskoczył ze sceny, aby uspokoić fanów, ale został tak mocno uderzony w głowę przez jednego z członków klubu motocyklowego, że stracił przytomność. Angelsi zaatakowali również muzyka z zespołu Crosby, Stills, Nash & Young - Stephen Stills został dźgnięty w nogę zaostrzoną szprychą.
Festiwal pogrążył się w chaosie. Wiele ludzi zostało rannych, cztery osoby zginęły. Dwie zostały potrącone przez samochód, jedna utonęła, będąc pod wpływem LSD, a czwarta, Meredith Hunter, została zadźgana na koncercie The Rolling Stones. Wielotysięczny tłum napierał i wspinał się na scenę. Jagger próbował uspokoić fanów, przerwał występ po tym, jak tuż pod sceną doszło do bójki. Potem koncert został ponownie przerwany. To właśnie wtedy 18-letni Meredith Hunter próbował, podobnie jak wiele innych osób, dostać się na scenę. Jeden z członków klubu motocyklowego złapał go za głowę, uderzył i przegonił. Chłopak wrócił jednak po minucie, wyraźnie pod wpływem narkotyków. Sięgnął po pistolet. Zareagował Alan Passaro z Hell's Angels, atakując mężczyznę nożem. Jagger pytał przez mikrofon, czy na miejscu jest lekarz, jednak nie do końca świadomy tego, co się wydarzyło, kontynuował koncert.
O wydarzeniach na festiwalu, który magazyn "Rolling Stone" nazwał "najgorszym dniem rock and rolla", powstał dokument "Gimme Shelter".
"Przepraszamy, kończymy koncert"
- Kierownik bezpieczeństwa agencji ochrony robi plan imprezy, uwzględniając drogi ewakuacyjne czy dopuszczalną liczbę widzów i służb informacyjnych, który zatwierdza policja. Policja sprawdza, czy wszystko się zgadza z ustawą o imprezach masowych. Później niejednokrotnie okazuje się, że zamierzone było 150 osób ochrony, a 20-30 ochroniarzy zabrakło, więc mówi się, że jest 150, a jest tylko 120 - przyznaje Ksawery, który od lat pracuje jako ochroniarz dla kilku agencji, między innymi na koncertach.
W celu zachowania anonimowości jego imię zostało zmienione.
- Wiadomo, że duże agencje raczej nie szczędzą pieniędzy na ochronę i organizację imprezy, bo wiedzą, jak to się może skończyć - mówi. Dodaje jednak, że "są takie organizacje artystyczne, które za darmo chciałyby zorganizować coś i na tym, nie wiadomo ile, jeszcze zarobić".
- Kto ma jakieś kwalifikacje, to się ceni, a jak agencja ochrony zatrudnia stójkowych, to i zatrudni za 15 złotych na godzinę. Jeżeli się nic nie dzieje na imprezie, to jest okej, ale jeżeli coś się zadzieje, a nie ma profesjonalnych ochroniarzy, to pływak "idzie" w stronę sceny, ręce publiczności się kończą i spada na ziemię, bo ochrona nie zadziałała. Widziałem takie koncerty. Pamiętam, że raz zespół, widząc, co się dzieje pod sceną, powiedział "przepraszamy, kończymy koncert" - wspomina.
- Od agencji zależy, czy wszystko odbędzie się ładnie. Pod sceną ochroniarz musi się napracować. Trzeba znać trochę techniki i być przygotowanym fizycznie. Zdarza się, że znajdują się tam osoby, które nie są do tego wykwalifikowane - mówi. Ochrona między innymi "ściąga" osoby z tłumu, a te nie zawsze są lekkie. - Zazwyczaj robi się to we dwóch. Jedna osoba wyciąga, a druga zabezpiecza, żeby nic się nie stało ani osobie wyciąganej, ani ochroniarzowi. Ekipa pod sceną musi być zgrana, każdy musi wiedzieć, co ma robić, nie ma wahania - tłumaczy. - To najbardziej niebezpieczne miejsce koncertu - przyznaje.
Dzień, w którym umarła muzyka
Fatalna organizacja przyczyniła się do tragedii w 30. rocznicę festiwalu Woodstock w 1999 roku. Podobnie jak w Altamont, na miejscu brakowało podstawowych udogodnień, jak prysznice, toalety czy namioty medyczne. Do tego z nieba lał się niewyobrażalny żar, a byłą bazę lotniczą pokrywał głównie beton.
W line-upie znalazły się Metallica, Limp Bizkit, Korn, The Offspring, Sheryl Crow, DMX, Jamiroquai, Kid Rock, Counting Crows, Alanis Morissette, Rage Against the Machine, Red Hot Chili Peppers czy Megadeth, które do Rome w stanie Nowy Jork przyjechało zobaczyć ponad 200 tysięcy osób.
Niektórych uczestników, po zakupie drogiej wejściówki, nie było stać na wodę czy jedzenie. Doszło do odwodnień i omdleń. Na terenie były dostępne bezpłatne ujścia wody, ale ustawiały się do nich gigantyczne kolejki. Sfrustrowani festiwalowicze przebili rury, aby dostać się do wody. Jedynym efektem było wszechobecne błoto.
W ciągu kilku dni imprezę, która miała odtworzyć pokojowy klimat pierwszego Woodstocku z 1969 roku, ogarnęły zamieszki.
Do pierwszej eskalacji agresji doszło w sobotę, w drugi dzień festiwalu, w czasie koncertu Limp Bizkit. Fani odrywali części scenografii. Lider zespołu Fred Durst apelował, aby "nikomu nie stała się krzywda", jednocześnie zagrzewając tłum. Później twierdził, że nie wiedział, jak niebezpieczna była sytuacja. Ostatnia tego dnia grała Metallica. O zobaczeniu jej na żywo marzył David DeRosia. W czasie koncertu oddzielił się od znajomych. Przewrócił się podczas pogo i dostał drgawek. Został przetransportowany do szpitala. Zdiagnozowano u niego hipertermię. Zmarł.
Oprócz bójek, kradzieży, odnotowano setki przypadków molestowania seksualnego i gwałty, w tym grupowy na koncercie Limp Bizkit. Uderzony butelką został wokalista The Offspring, Dexter Holland. W wywiadach po festiwalu mówił, że nie ma pretensji do publiki, a do organizatorów. - Jeśli traktujesz ludzi jak zwierzęta, zaczynają zachowywać się jak zwierzęta - argumentował.
W trakcie występu Red Hot Chili Peppers festiwalowicze wyposażeni w świeczki, które miały posłużyć do zorganizowania czuwania w proteście przeciw przemocy z użyciem broni, zaczęli podpalać wszystko, co popadnie. Zapłonęły samochody, scenografia, sprzęt sceniczny.
Z terenu odjechała obecna na miejscu ekipa MTV, a media zachęcały ludzi, aby uciekali. Próbując się wydostać, uczestnicy festiwalu zniszczyli ogrodzenie, które miało zapewnić, że na teren, tak jak w poprzednich edycjach, nie dostanie się nikt niepożądany. "Dzień, w którym umarła muzyka" - podsumowała festiwal gazeta "San Francisco Chronicle".
Po tragedii na Astroworld w mediach społecznościowych pojawiły się filmiki i wspomnienia z koncertów, na których artyści przerywają występy, aby pomóc fanom. Zrobili tak między innymi Adele, Slipknot, Lady Gaga, Green Day, Linkin Park czy Billie Eilish, która podała fance wodę. Dave Grohl z Foo Fighters wypędził z koncertu osoby wszczynające bójki. Już w latach 90., razem ze swoim ówczesnym zespołem, legendarną Nirvaną, przerwał koncert, kiedy jedna z fanek padła ofiarą molestowania. ASAP Rocky również przerwał jeden ze swoich występów i kazał fanom podnieść przewrócone w tłumie kobiety.
Apele artystów o uspokojenie nie zawsze odnoszą skutek. Ponadto ze sceny najczęściej nie widzą, co się dzieje. - W czasie koncertu zespół nie widzi dokładnie publiczności. Na przykład na Torwarze, gdzie na płycie jest trzy tysiące osób, czy na festiwalu, kiedy jest ciemno, a pod sceną jest kilkanaście tysięcy osób - zespół nie widzi nic - mówi pracownik ochrony Ksawery. - Tłum się przetacza, a że ktoś upadł i przeszli po nim - muzyk tego nie zauważy. Wszystkie światła są skierowane na niego, to po prostu razi - wyjaśnia.
Jak dodaje, ochrona teoretycznie może zasugerować artyście, aby przerwał koncert. - Dowódca sceny widzi, co się dzieje, idzie do organizatorów i mówi, jaka jest sytuacja, ale to trwa, czasem minutę lub dwie - wyjaśnia. - Bywa za późno - dodaje.
W 2000 roku na festiwalu w Roskilde w Danii wystąpił Pearl Jam. Stutysięczny, przemoczony deszczem tłum napierał na scenę. Zespół został poproszony o przerwanie występu, kiedy sytuacja stała się niebezpieczna. Eddie Vedder, lider kapeli, bezskutecznie apelował do publiczności o spokój. W wyniku wybuchu paniki zginęło dziewięć osób. The Cure, którzy mieli wystąpić jako kolejna gwiazda, odwołali koncert. Vedder w utworze "Love Boat Captain" śpiewa: "straciliśmy dziewięciu przyjaciół, których nigdy nie poznamy".
"Uspokójcie się!"
Plakaty Davida Cassidy'ego w latach 70. wisiały w pokojach nastolatek na całym świecie. On sam był zmęczony czteroletnim pasmem niekończącej się sławy, pompowanej przez tabloidy. Trasa w 1974 roku miała być pożegnalną. Sprzedano wszystkie bilety.
Zbudowana na igrzyska olimpijskie 1908 roku arena sportowa w White City w Londynie, która może pomieścić 35 tysięcy osób, od rana w dniu koncertu znajdowała się w stanie oblężenia. Wielu fanów było na nogach od 12 godzin.
Kiedy Cassidy wyszedł na scenę, tłum nastolatek w butach na koturnach zaczął przeć do przodu. Fanki potykały się, przewracały i wpadały na siebie. Okrzyki radości zmieniły się w krzyki o pomoc. Po około 20 minutach Cassidy, nie do końca wiedząc, co się dzieje, spróbował uspokoić tłum i umożliwić przejście służbom medycznym. - Odsuńcie się! Zatrzymają koncert, odetną mi prąd. Uspokójcie się! - krzyczał. Zszedł ze sceny. Tłem dla rozpaczliwych krzyków o pomoc stał się pop puszczony z głośników.
30 osób zabrano do szpitala. Wśród nich była 14-letnia Bernadette Whelan, którą nieprzytomną zaniesiono do karetki. Zmarła dwa dni później.
Koncert wznowiono, kiedy publiczność się uspokoiła. Do końca występu Cassidy nie wiedział jednak, jak tragiczny był w skutkach.
Promotor koncertu sugerował, że część fanów udawała objawy, aby znaleźć się bliżej idola, licząc, że zostaną zaniesieni za scenę. Informowano również, że Bernadette cierpiała na wadę serca, która mogła ją zabić gdziekolwiek. Raport koronera wskazał, że zmarła w wyniku uduszenia.
Cassidy, zgodnie z planem, nie wrócił już do grania na żywo. Jak mówił, tragedia z White City miała go już zawsze prześladować.
Najbardziej niebezpiecznie jest pod sceną
Tożsamość ofiar festiwalu Astroworld jest znana. Sami młodzi ludzie. Najstarsza dziewczyna miała 27 lat, najmłodszy chłopiec dziewięć.
Ksawery mówi, że w pierwszych rzędach często widzi bardzo młode osoby. - To był koncert punkrockowy. Przyszły dziewczynki, dostały się pod samą scenę. Były zdziwione, kiedy tłum napierał na nie. Poprosiły mnie o zwrócenie uwagi osobom z tyłu. Zapytałem: jesteś pierwszy raz na takim koncercie? - relacjonuje. - Odpowiedziały, że drugi. Poradziłem im, żeby za trzecim nie stawały pod samą sceną - dodaje.
- Zdarza się, że ktoś podbiega i mówi o zasłabnięciu w tłumie. Wtedy ochrona spod sceny robi rozstęp w tym kierunku, żeby taką osobę wyciągnąć. Jeśli zasłabła niedaleko barierek, to ktoś może ją do barierek doholować. Przy scenie zazwyczaj jest zespół medyków, który może udzielić pomocy - tłumaczy. - Część organizatorów zapewnia butelki z wodą, które ochrona zobligowana jest rozdawać publiczności, kiedy ta na przykład zaczyna się wachlować. Ale wiadomo, że jak na płycie Torwaru jest kilka tysięcy osób, to nie ma szans, żeby wszyscy napili się wody - przyznaje.
Najczęściej - jak wskazuje Ksawery - przytomność tracą osoby, które od samego rana, bez jedzenia i picia, czekały na swojego idola. Dodaje, że niebezpieczne sytuacje, jak omdlenia, wbrew pozorom częściej zdarzają się na występach bardzo znanych gwiazd popu, a nie metalowych. - Tam ludzie wiedzą, po co przychodzą. Oni są w miarę przygotowani - przekonuje.
- Czasem pod sceną jest 20 ochroniarzy. W końcu oprócz wyłapywania pływaków czy ratowania osób mdlejących ochrona musi też zadbać o bezpieczeństwo artystów - mówi.
"Turbulencja tłumu"
Dirk Helbing i Anders Johansson, naukowcy z Uniwersytetu Technicznego w Dreźnie, przeanalizowali nagrania z tragedii, do której doszło w Mekce w 2006 roku. Ponad dwa miliony wiernych znalazło się w wąskim przejściu w drodze na religijny rytuał. W wyniku wybuchu paniki zginęły 363 osoby.
Uczeni opracowali algorytm komputerowy do śledzenia pozycji oraz prędkości każdej osoby w tłumie w czasie 45 minut i zidentyfikowali trzy wyraźne fazy ruchu tłumu. Początkowo poruszał się w stałym tempie, ze wzrostem gęstości nastąpiło przejście do ruchu przerywanego, podobnego do tego w korku lub kolejce, opisanego jako "stop and go". Gdy gęstość tłumu rosła, nastąpiło przejście w kolejną fazę, ludzie zaczęli przypadkowo poruszać się we wszystkich kierunkach.
Naukowcy nazwali to zjawisko "turbulencją tłumu". Odkryli, że krytyczny punkt dla osiągnięcia tego stanu to około sześciu osób na metr kwadratowy. Jak wyjaśniali, ludzie panikujący próbują zwiększyć swoją przestrzeń osobistą, pchając się i poruszając we wszystkich kierunkach. To powoduje nacisk, a ostatecznie przewracanie się i wzajemne tratowanie.
Tak zwane wąskie gardło było także przyczyną tragedii na festiwalu muzyki elektronicznej Love Parade w Niemczech w 2010 roku. Aby dostać się na jedno z wydarzeń, uczestnicy musieli przejść tunelem o długości 200 metrów. Policja, która próbowała zatrzymać tłum, wywołała panikę. 21 osób zmarło, a 651 zostało rannych. Zgromadzeni, próbując ominąć przeszkodę, wchodzili na pobliskie schody i zbocza, z których spadali. Deptali się nawzajem. Love Parade więcej się nie odbyła.
Do podobnej tragedii doszło w 1979 roku w Cincinnati w stanie Ohio, gdzie zagrał brytyjski zespół The Who. Otwarcie bram Riverfront Coliseum (dzisiaj Heritage Bank Center) znacznie się przedłużało, fani byli zdenerwowani, a z wnętrza dobiegały dźwięki próby zespołu, mylnie odebrane jako początek koncertu. Do kontroli 20-tysięcznego tłumu oddelegowano zaledwie 25 funkcjonariuszy policji.
Podjęto decyzję o otwarciu tylko dwóch wejść. Przekonani, że koncert trwa, fani ruszyli z całą siłą do jedynych otwartych drzwi, przewracając się i depcząc nawzajem. 11 osób zmarło w wyniku uduszenia, a 26 zostało rannych. Najmłodsza ofiara miała piętnaście lat. Koncert odbył się zgodnie z planem. Członków zespołu nie poinformowano o tragedii. - Straciliśmy wczoraj dużą część rodziny - mówił później Roger Daltrey, lider The Who.
Panika tłumu połączona z wąskim przejściem była przyczyną tragedii na festiwalu Mawazine w Rabacie w 2009 roku. Dziewięciodniowa impreza miała wypromować kraj jako nowoczesny. Zaproszono największe gwiazdy zachodniej muzyki: Steviego Wondera, Kylie Minogue czy Ennia Morricone. Ostatniego dnia, po występie lokalnego artysty Abdelaziza Statiego, życie straciło 11 osób. Media obwiniły policję, która zamknęła część wyjść z imprezy. Fani, chcąc opuścić szybko teren festiwalu, zaczęli wspinać się na ogrodzenie, które runęło, zgniatając ich.
Co możemy zrobić
Ksawery radzi, aby na imprezę masową iść przede wszystkim w towarzystwie. - Jeżeli ktoś przychodzi sam i upadnie, inni mogą nie zwrócić na to uwagi - mówi.
Mehdi Moussaid, naukowiec Towarzystwa Maxa Plancka w Monachium, w artykule dla "The Conversation" z 2019 roku radzi, aby próbować zidentyfikować, kiedy tłum staje się zbyt gęsty. "Jeśli czujemy, że przypadkowo wpadamy na osoby obok, warto przejść do mniej zatłoczonego obszaru. Jeśli nie możemy swobodnie poruszać rękami, oznacza to, że jest niebezpiecznie" - wyjaśnia. Moussaid radzi, aby pozostać w pozycji pionowej, a ręce trzymać na wysokości klatki piersiowej, złożone przed sobą i w ten sposób ją chronić. W przypadku wybuchu paniki zwraca uwagę, aby postarać się nie krzyczeć, co pozwoli spokojniej oddychać, nie wpadać w panikę i płynąć z prądem, ale unikać ścian i barier.
Autorka/Autor: Martyna Nowosielska-Krassowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images