Premium

Janeczka uratowała życie jej dziadkowi 80 lat temu. Dziś nie odpuszcza i prosi o pomoc

Zdjęcie: Archiwum prywatne

- Zdałam sobie sprawę, że nie znam tak kluczowego szczegółu historii swojej rodziny: komu zawdzięczamy nasze życie? Ja, mój brat, mama, moja córka. Było to coś na zasadzie olśnienia: muszę dowiedzieć się, kim była Janeczka - mówi dr Anna Straszewska. Od pięciu lat usiłuje ustalić nazwisko Janeczki, "dziewczynki w niebieskim płaszczyku", której śmierć na początku Powstania Warszawskiego uratowała życie jej dziadka. 

Chociaż minęło już 80 lat od wybuchu Powstania Warszawskiego, ciągle pojawiają się nowe fakty, historie rodzinne, o których wiemy niewiele. Jedną z nich jest historia Janeczki - dziewczynki zabitej przez rosyjskich kolaborantów z SS RONA (Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa - zbrojna formacja kolaboracyjna, w której skład wchodzili ochotnicy i najemnicy rosyjscy), której śmierć uratowała m.in. życie Janowi Kierzkowskiemu. Od pięciu lat jego wnuczka dr Anna Straszewska i dziennikarka Radia 357 Beata Kwiatkowska próbują dowiedzieć się, kim była "dziewczynka w niebieskim płaszczyku". - Żeby zamknąć ten rozdział historii rodzinnej Ani, potrzebujemy nazwiska Janeczki. I tego właśnie szukamy po omacku od pięciu lat - wyjaśnia poruszona dziennikarka.

Janeczka w 1944 roku miała około pięciu lat i mieszkała z mamą przy ulicy Białobrzeskiej na warszawskiej Ochocie. Po wybuchu Powstania Warszawskiego, już 3 sierpnia na Ochotę wszedł pułk szturmowy SS RONA. Przez kolejne kilka dni ronowcy wyłapywali polską ludność dzielnicy, wyciągali na ulicę i dokonywali mordów, grabieży i gwałtów na kobietach i dzieciach.

6 lub 7 sierpnia 1944 roku ronowcy wyprowadzili na ulicę Białobrzeską mieszkańców jednej z kamienic. Wśród nich byli Jan i Janina Kierzkowscy - dziadkowie dr Anny Straszewskiej. Mężczyzn, których oddzielono od kobiet i dzieci, ustawiono już do rozstrzelania, gdy w stronę Kierzkowskiego zaczęła biec Janeczka. Padł strzał, który ją zabił. Jednocześnie ronowcy darowali mieszkańcom Białobrzeskiej życie. Trafili na Zieleniak, później do niemieckiego nazistowskiego obozu przejściowego w Pruszkowie. Kierzkowskim udało się z tego obozu uciec. Po wojnie wrócili do Warszawy, zamieszkali na Mokotowie. Janina Kierzkowska wielokrotnie opowiadała swoim wnukom o tym, co wydarzyło się na Białobrzeskiej.

ZOBACZ TEŻ: SPECJALNY SERWIS NA 80. ROCZNICĘ WYBUCHU POWSTANIA WARSZAWSKIEGO >>>

Po siedemdziesięciu kilku latach wnuczka Kierzkowskich - Anna Straszewska - uświadomiła sobie, że nigdy wcześniej nie dopytywała babcię o to, kim była Janeczka, jak się nazywała. I że te informacje babcia zabrała ze sobą do grobu. Straszewska jest na co dzień historykiem mody. Pracuje w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk oraz wykłada historię sztuki XIX wieku i historię ubioru na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Często gościła jako ekspertka między innymi w audycjach radiowych Beaty Kwiatkowskiej (obecnie Radio 357). W 2019 roku podczas jednej z rozmów telefonicznych Straszewska opowiedziała dziennikarce o wspomnieniach babci, o Janeczce. Wtedy postanowiły połączyć siły i wspólnie dowiedzieć się, kim była dziewczynka w niebieskim sweterku, przerobionym na płaszczyk, której rodzina Straszewskiej zawdzięcza życie.

We wrześniu ubiegłego roku na ulicach Ochoty pojawiły się odręcznie napisane przez Straszewską kartki. "Uwaga! Poszukiwani świadkowie egzekucji sprzed 79 lat. Na początku sierpnia 1944 roku rosyjscy najemnicy SS RONA przed kamienicą przy ul. Białobrzeskiej 35 zastrzelili około 5-letnią Janeczkę i jej matkę. Ktokolwiek był świadkiem i słyszał o tej zbrodni, proszony jest o kontakt" - brzmiała treść apelu. Sprawę opisała wówczas Katarzyna Kędra na łamach tvnwarszawa.pl. Po niemal roku wracamy do historii poszukiwań Janeczki.

Z dr Anną Straszewską i Beatą Kwiatkowską rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.

Ogłoszenie autorstwa Anny Straszewskiej pojawiło się w ubiegłym roku na warszawskiej OchocieArchiwum prywatne

Tomasz-Marcin Wrona: W ubiegłym roku na Ochocie pojawiły się odręcznie napisane ogłoszenia, w których pani Anna zwracała się o pomoc w znalezieniu świadków zdarzeń sprzed 80 lat. Czy ktoś na nie odpowiedział?

Beata Kwiatkowska: To był ciekawy zwrot akcji w naszym śledztwie, prowadzonym osiemdziesiąt lat po zdarzeniu. Reakcja na ogłoszenie Ani była bardzo satysfakcjonująca i widzimy, że jest zainteresowanie Powstaniem Warszawskim. Wiele osób podkreślało, że ogłoszenie i historia, która jest w nim opisana, jest poruszająca. Jednak nie wszystkie tropy bierzemy pod uwagę.

Zaciekawił nas telefon od pewnego mężczyzny. Opowiedział on z detalami całe zdarzenie zabicia Janeczki, mimo że nie miał głosu starszego człowieka i nie mógł być świadkiem tego morderstwa. Miałyśmy wrażenie, że historia tak bardzo go poruszyła, że zapamiętał jej przebieg.

Skąd się o niej dowiedział?

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam