Premium

"Mieszkańcy Warszawy mogli nas przeklinać"

Zdjęcie: TVN24

- Panował chaos. Niemcy mieli rezerwy blisko Warszawy. Nasi dowódcy nie wiedzieli tego ani tamtego, tylko ślepo wierzyli, że Rosjanie wkroczą do miasta i im pomogą - mówi uczestnik powstania warszawskiego Stanisław Aronson, dziś 98-latek, gdy spotykamy się w jego domu na przedmieściach Tel Awiwu. I dodaje, że powstanie warszawskie musiało zakończyć się klęską.

W najbliższy wtorek 79. rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Kilka dni wcześniej w Izraelu spotykam się ze Stanisławem Aronsonem w "Rozmowach polsko-niepolskich".

Aronson to członek elitarnej jednostki Kedywu "Kolegium A" Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej, uczestnik powstania warszawskiego, podpułkownik Wojska Polskiego. Przeżył tyle, że jego życiorysem można by obdzielić kilka innych osób, on sam mógłby podzielić się doświadczeniem z wieloma ludźmi.

Był Żydem, który walczył w AK. Przeżył getto. Uciekł z transportu do Treblinki. Po wojnie wyjechał do Izraela. W latach 70. i 80. walczył w wojnie Jom Kipur i w Libanie.

"ROZMOWY POLSKO-NIEPOLSKIE" JACKA TACIKA - CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Jacek Tacik: To już 79 lat.

Stanisław Aronson: No tak, czas leci.

Ile miał pan wtedy lat?

Gdy wybuchło powstanie? Dziewiętnaście.

Dziewiętnastolatek chciał zemsty na Niemcach?

Nie, po prostu wykonywał rozkazy. To nie był żaden zryw. Tylko rozkaz.

Nie było strachu?

Nie, raczej podekscytowanie, bo chyba nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, co się wokół nas działo.

To co pan wiedział?

… że Rosjanie za chwilę wejdą do miasta.

I wam pomogą?

Tak.

I dla kogo pan się bił?

Dla Polski. Byłem Polakiem.

I Żydem.

No tak. Byłem w getcie. Ale tylko rok. Później dostałem się na aryjską stronę. I tak się złożyło, że trafiłem do Armii Krajowej.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam