Sprawa byłego wiceszefa Służby Więziennej Artura Dziadosza przez prawie cztery lata była nadzorowana przez Prokuraturę Regionalną w Lublinie. Kierował nią Jerzy Ziarkiewicz, zaufany człowiek Zbigniewa Ziobry. Lubelska prokuratura nie potrafi wyjaśnić, dlaczego postępowanie dotyczące wypadku drogowego trwa aż cztery i pół roku.
- Artur Dziadosz od 2011 roku był wiceszefem Służby Więziennej. W listopadzie 2019 roku w Kozienicach śmiertelnie potrącił na pasach 69-kobietę.
- Sprawa była przerzucana między prokuraturami. Nadzór nad nią objęła Prokuratura Regionalna w Lublinie, na czele której stał prokurator Jerzy Ziarkiewicz, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Zbigniewa Ziobry.
- Minister Ziobro, jak każdy minister sprawiedliwości, nadzorował również Służbę Więzienną.
- Mimo toczącego się postępowania prokuratury w 2021 roku Artur Dziadosz został dyrektorem państwowego przedsiębiorstwa kontrolowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
Córka zmarłej w wyniku wypadku kobiety przyznaje w rozmowie z tvn24.pl, że straciła wiarę w to, iż uda się wyjaśnić sprawę śmierci jej matki. Czeka na umorzenie postępowania. Wtedy będzie mogła szukać sprawiedliwości w sądzie - zamierza żądać odszkodowania od Dziadosza.
Z naszych informacji wynika, że śledztwo w sprawie wypadku przedłużono do 6 lipca. Prokuratura, mimo że ma już kilka ekspertyz biegłych, chce jeszcze przeprowadzić eksperyment na miejscu wypadku.
Artur Dziadosz był ważną figurą dla stojących wtedy na czele Ministerstwa Sprawiedliwości polityków Suwerennej Polski. Zwłaszcza dla nadzorującego więziennictwo wiceministra Patryka Jakiego. Dziadosz nadzorował bowiem Biuro Kwatermistrzowsko-Inwestycyjne (komórka Służby Więziennej zajmująca się m.in. remontami, budowami i zakupami w więziennictwie). Odpowiada ono za nadzór nad przywięziennymi zakładami pracy, czyli państwowymi przedsiębiorstwami podlegającymi ministerstwu, w których pracują więźniowie.
W 2016 roku z inicjatywy Jakiego z pompą ruszył program "Praca dla więźniów". Główny cel: postawienie hal produkcyjnych na terenie kilkudziesięciu więzień w całej Polsce. Hale miały budować właśnie przywięzienne zakłady pracy. Najwyższa Izba Kontroli w 2019 roku stwierdziła, że przywięzienne zakłady pełniły zwykle jedynie funkcję pośrednika i większość prac zlecały prywatnym firmom - z pominięciem procedury przetargowej i według widzimisię szefów przywięziennych zakładów. W ten sposób do prywatnych firm trafiło 115 mln zł.
To właśnie Dziadosz tłumaczył się z tych wydatków przed NIK, a potem również na sejmowej komisji, gdzie bronił programu Jakiego.
CZYTAJ TEŻ: REKTOREM UCZELNI ZIOBRY ZOSTAŁ POLITYK Z PARTII ZIOBRY. A TERAZ NIE MOŻNA GO ODWOŁAĆ >>>
Sprawa Dziadosza pod nadzorem człowieka Ziobry
Do wypadku w Kozienicach doszło 4 listopada 2019 roku późnym popołudniem, padał wtedy rzęsisty deszcz.
69-letnia Małgorzata wracała z działki do domu. Żeby dojść do swojego mieszkania, musiała pokonać ulicę Warszawską. To wylotówka prowadząca do stolicy. Dzieli miasto na dwie części. Co chwila drogę przecinają skrzyżowania, pasy i światła.
Przebieg wypadku nagrała kamera monitoringu pobliskiej stacji paliw. Z naszych ustaleń wynika, że na filmie widać, jak Małgorzata stanęła przed przejściem dla pieszych, przepuściła dwa samochody i weszła na pasy. Wtedy uderzyła w nią mazda. Za kierownicą siedział pułkownik Artur Dziadosz, ówczesny wiceszef Służby Więziennej. W wyniku obrażeń kobieta zmarła kilka dni później w szpitalu. Dziadosz miał jechać z przepisową prędkością, był trzeźwy. Tak wynika z dotychczasowych ustaleń śledztwa.
Okoliczności wypadku i śledztwo w 2022 roku szczegółowo opisał portal OKO.press i Frontstory.pl. Z kolei według informacji opublikowanych przez "Dziennik Gazetę Prawną" analiza billingów telefonu Artura Dziadosza wykazała, że w momencie zdarzenia na telefonie kierującego była uruchomiona internetowa transmisja danych.
Co to oznacza? Dziadosz mógł wtedy słuchać muzyki, korzystać z nawigacji samochodowej lub przeglądać media społecznościowe. By mieć pewność, co robił i czy miało to wpływ na jego panowanie nad samochodem, prokuratura postanowiła zbadać telefon funkcjonariusza. Wówczas Dziadosz poinformował, że zgubił aparat podczas wakacji nad jeziorem.
Garaż prokuratora
Na początku sprawę prowadziła Prokuratura Rejonowa w Kozienicach. Śledczy zabezpieczyli zapis z monitoringu oraz przesłuchali ośmioro świadków. Z naszych informacji wynika, że świadkowie niewiele wnieśli do sprawy, bo żaden z nich nie widział momentu wypadku.
O tym, co robiła w tym czasie prokuratura, wiemy z posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości, która 20 lipca 2020 roku - ponad pół roku po wypadku - została zwołana na wniosek posłów ówczesnej opozycji. Na komisji występował dyrektor Departamentu Postępowania Przygotowawczego w Prokuraturze Krajowej Sebastian Chmielewski.
Jak mówił, w lutym 2020 r. na biurko śledczych trafiła pierwsza ekspertyza biegłego z zakresu ruchu drogowego. W maju wpłynęła kolejna - z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna, jednostki podlegającej Ministerstwu Sprawiedliwości. Krakowski instytut to jedna z najbardziej renomowanych jednostek w Polsce, które przygotowują opinie eksperckie.
Mimo tego prokuratura w Kozienicach nie postawiła kierowcy zarzutów. Ale też nie umorzyła postępowania.
Tydzień po posiedzeniu sejmowej komisji sprawa została przeniesiona o szczebel wyżej - do Prokuratury Okręgowej w Radomiu. Niecały rok później, w lipcu 2021 roku, sprawa znowu została przeniesiona - tym razem do Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Prowadzi ją prok. Andrzej Wójcik.
Za tymi przeniesieniami stała zwierzchnia dla wszystkich tych prokuratur Prokuratura Regionalna w Lublinie. Ale nie tylko. Jak ustalił portal tvn24.pl, już w sierpniu 2020 r. ta jednostka objęła sprawę nadzorem. Czyli, mimo że to prokurator "okręgówki" dalej prowadził sprawę, Prokuratura Regionalna mogła zażyczyć sobie akt albo wydawać polecenia wykonania konkretnych czynności.
Na czele Prokuratury Regionalnej w Lublinie stał wtedy Jerzy Ziarkiewicz, zaufany - jak piszą o nim media - człowiek Zbigniewa Ziobry. To właśnie do prokuratury kierowanej przez Ziarkiewicza, w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy, trafiały akta śledztw, w których przewijali się politycy PiS lub osoby związane z obozem władzy.
Tuż przed odwołaniem Ziarkiewicza, w styczniu tego roku, "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że wspomniany prokurator miał w swoim garażu trzymać akta wielu spraw spraw, m.in. tych, które latami były ściągane z podległych mu jednostek pod pretekstem nadzoru. W ten sposób sprawy potencjalnie szkodliwe dla ówczesnego obozu władzy, czasami latami, leżały w "zamrażarce Ziarkiewicza".
Jak ustaliliśmy, sprawę Dziadosza z ramienia Prokuratury Regionalnej nadzoruje Andrzej Jeżyński, zaufany człowiek Ziarkiewicza i do stycznia tego roku rzecznik Prokuratury Regionalnej.
Śledztwo przedłużone
Jak pisała "Wyborcza", Ziarkiewicz, po powołaniu nowego prokuratora krajowego, w obawie przed kontrolą z Warszawy, zaczął pospiesznie rozsyłać blokowane sprawy do podległych mu prokuratur.
Jak informuje nas jej rzeczniczka prasowa Beata Syk-Jankowska, akta śledztwa dotyczącego wypadku w Kozienicach 17 stycznia tego roku zostały przekazane do Prokuratury Okręgowej w Lublinie wraz z postanowieniem służbowym o przedłużeniu śledztwa do 6 lipca.
Prokuratura Regionalna zleciła też "okręgówce" - w związku z kolejną opinią biegłych z października 2023 roku - "przeprowadzenie eksperymentu procesowego na miejscu zdarzenia".
Szczegółów tego, na czym polegał nadzór Prokuratury Regionalnej, Syk-Jankowska nie zna, bo nie była rzeczniczką w czasie, kiedy szefem był prok. Ziarkiewicz.
- Dostałam informacje, że w sprawie ma zostać przeprowadzony eksperyment drogowy na miejscu zdarzenia, ale to na razie tylko zapowiedź, data nie jest jeszcze znana - mówi nam mecenas Aleksandra Tokarska, pełnomocniczka córki zmarłej kobiety.
Córka w rozmowie z tvn24.pl żali się, że od początku sprawy ma trudności, żeby czegokolwiek się od śledczych dowiedzieć.
- Wszystkie informacje musiałam cały czas wyrywać z prokuratury. Dzwoniłam, pytałam. Moja adwokatka co jakiś czas pisze do nich, żeby w końcu przyspieszyli z tą sprawą. I tak trwa to już piąty rok. To jest walka z wiatrakami - mówi.
Dlaczego sprawa trwa tak długo?
Zapytaliśmy Agnieszkę Kępkę, rzeczniczkę prasową Prokuratury Okręgowej w Lublinie - to właśnie ta prokuratura prowadzi sprawę od lipca 2021 roku - o to, jakie ekspertyzy, opinie i inne czynności wykonała prokuratura do tej pory w sprawie. Poprosiliśmy też o komentarz, dlaczego po tylu latach sprawa wypadku drogowego wciąż znajduje się na etapie postepowania przygotowawczego. Bo mimo upływu 4,5 roku prokuratura wciąż nie podjęła merytorycznej decyzji - nie postawiła Arturowi Dziadoszowi zarzutów, ale też nie umorzyła śledztwa.
Prok. Kępka nie odpowiedziała na nasze pytania. W rozmowach telefonicznych zapewniała, że musi się w tej sprawie skonsultować z prowadzącym śledztwo w sprawie Artura Dziadosza prok. Andrzejem Wójcikiem. Potem przestała od nas odbierać telefon. Zadzwoniliśmy zatem do prok. Wójcika. Nie chciał jednak powiedzieć nic o sprawie i skierował nas do rzeczniczki prokuratury, czyli do prok. Kępki. Zapewniał, że informował ją w ostatnim czasie o sprawie.
- Mam wrażenie, że wszyscy w prokuraturze byli w tej sprawie bardzo ostrożni. Bali się podjąć końcową decyzję, bo sprawa dotyczyła urzędnika państwowego na wysokim stanowisku. Stąd, moim zdaniem, zlecanie kolejnych opinii biegłych z zakresu badania wypadków drogowych. Opinie są zbieżne, natomiast nie mogę zdradzać ich treści ze względu na tajemnicę śledztwa - mówi nam pełnomocniczka córki zmarłej kobiety.
Ze Służby Więziennej na dyrektora Mazovii
Artur Dziadosz był wiceszefem Służby Więziennej od 2011 roku, czyli jeszcze od czasów rządów koalicji PO-PSL. Po wypadku pozostał na tym stanowisku.
W 2021 roku, po 30 latach pracy, przeszedł na emeryturę. Kilka miesięcy potem został dyrektorem Mazovii - państwowego przedsiębiorstwa kontrolowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Mazovia miała oddziały w całej Polsce, zajmowała się m.in. budowlanką, produkcją okien i drzwi, wyposażenia dla więzień, prowadziła też pięć ośrodków wypoczynkowych, a także remontowała więzienia, budynki sądów i prokuratur. Znaczną część pracowników stanowiły osoby pozbawione wolności. W 2022 r. Mazovia zanotowała 121 mln zł przychodów i ponad 5 mln zł zysku.
W styczniu 2023 roku resort sprawiedliwości połączył Mazovię z innym państwowym przedsiębiorstwem - PEPEBE Włocławek. W efekcie powstała Polska Grupa SW. Jej dyrektorem został Artur Dziadosz.
Stanowisko stracił w lutym tego roku. Decyzję w tej sprawie podjął nowy Dyrektor Generalny Służby Więziennej Andrzej Pecka, powołany przez ministra Adama Bodnara w styczniu. Taką informacje przekazała nam rzeczniczka prasowa Służby Więziennej Arleta Pęconek. Razem z Dziadoszem stanowiska stracili dyrektorzy jeszcze trzech innych państwowych przedsiębiorstw podlegających resortowi sprawiedliwości.
Jak powiedziała nam rzeczniczka, śledztwo w sprawie wypadku w Kozienicach nie miało wpływu na odwołanie Dziadosza.
ZOBACZ TEŻ REPORTAŻE "CZARNO NA BIAŁYM" O SZKOLE ZIOBRY:
Artur Dziadosz od 2011 roku był wiceszefem Służby Więziennej. W listopadzie 2019 roku w Kozienicach śmiertelnie potrącił na pasach 69-kobietę.
Sprawa była przerzucana między prokuraturami. Nadzór nad nią objęła Prokuratura Regionalna w Lublinie, na czele której stał prokurator Jerzy Ziarkiewicz, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Zbigniewa Ziobry.
Minister Ziobro, jak każdy minister sprawiedliwości, nadzorował również Służbę Więzienną.
Mimo toczącego się postępowania prokuratury w 2021 roku Artur Dziadosz został dyrektorem państwowego przedsiębiorstwa kontrolowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
CZĘŚĆ PIERWSZA - KADRY;
CZĘŚĆ DRUGA - MAJĄTEK.
Autorka/Autor: Sebastian Klauziński
Źródło: tvn24.pl