45-letnia kobieta zginęła, a dwie inne osoby zostały ranne po tym, jak pijany kierowca stracił kontrolę nad pojazdem i wjechał na chodnik w Ratajach (woj. wielkopolskie). Sprawcę wypadku namierzyli i wskazali policji mieszkańcy. Inni pomagali poszkodowanym. - Jak on mógł w takim stanie wsiąść do samochodu? Tylko debil tak robi - mówią.
- Byłam święcie przekonana, że ktoś wjechał na płot - mówi pani Magdalena, która spędzała święta w domu teściów, przy którym doszło do wypadku. Po tym, gdy usłyszała huk, natychmiast wybiegła na zewnatrz, wezwała pogotowie ratunkowe i rozmawiała z poszkodowanymi, udzielając im niezbędnej pomocy.
Jak przyznaje, na początku zobaczyła mężczyznę, a potem leżącą obok kobietę. - Dopiero po chwili się dowiedzieliśmy, że druga leży koło płotu. Było ciemno, nie było widać - tłumaczy jej mąż Jacek.
Poszkodowani to małżeństwo i ich znajoma, którą chcieli odprowadzić do domu. Cała trójka tuż po wypadku była przytomna. - Rozmawialiśmy z nimi - mówi pani Magdalena.
Ślady po tragedii
- Straszna to musiała być siła. Ta kobieta wylądowała na płocie - podkreśla pani Magdalena. Jej mąż zwraca uwagę na jedno z drzew znajdujących się przy drodze. Na brzozie znajduje się fragment kurtki kobiety.
Na siłę, z jaką auto uderzyło w przechodniów, wskazuje też ich sąsiad. - Podniosłem buta i była oderwana podeszwa od kozaka - mówi pan Tomasz.
O tragicznym niedzielnym wypadku przypomina także pogięte ogrodzenie. Mężczyzna po tym jak wjechał w przechodniów, uderzył jeszcze w płot.
"Szósty czy siódmy wypadek na tym pocie"
W małej miejscowości, jaką są Rataje, wszyscy się znają. Siostra pana Jacka pracowała z jedną z poszkodowanych kobiet. Całą trójkę znał pan Tomasz.
- Chodziliśmy razem na imprezy. Ta pani, co zginęła, niebawem miała mieć urodziny. Chodziliśmy razem na zabawy, mieliśmy iść na sylwestra. Takie mieliśmy grono z jednej wsi - wyjaśnia.
Miejsce, w którym doszło do wypadku, jest wyjątkowo niebezpieczne. To łuk drogi, na którym szczególnie zimą, przy dużej prędkości, łatwo stracić przyczepność i wypaść z jezdni.
- Nie on pierwszy tak jeździ, jest dużo takich. To szósty albo siódmy wypadek na tym płocie - mówi pan Jacek.
- Tu były już wszystkie płoty skasowane - dodaje pan Tomasz.
Sami go znaleźli
Większość mieszkańców zna także Andrzeja S., 26-letniego sprawcę wypadku, który uciekł z miejsca zdarzenia. Mężczyzna miał być już kilkakrotnie zatrzymywany za jazdę bez prawa jazdy. Za każdym razem sprawa miała, według nich, kończyć się 500-złotowym mandatem.
- Część mieszkańców wiedziała, że jeździ bez prawa jazdy. Ja o tym nie wiedziałem - twierdzi pan Tomasz, który wraz z innymi mieszkańcami pojechał szukać sprawcy wypadku. - Objechaliśmy jeden rewir, dostaliśmy telefon, że prawdopodobnie jest chyba w Pyzdrach - wyjaśnia.
O tym, że poszukiwany 26-latek może się tam znajdować, od razu powiadomili policję, po czym wraz z funkcjonariuszami udali się na miejsce. Ich informacja się potwierdziła. - Siedział tam w samochodzie, za kółkiem. Panowie wyciągnęli go z samochodu, zakuli w kajdanki i do radiowozu. My odjechaliśmy wtedy - opowiada.
Samochód, w którym siedział sprawca wypadku, był mocno pobijany. Miał potłuczone szyby, wyrwane lusterko, pogiętą blachę. Jak się okazało, kierujący mercedesem 26-latek był kompletnie pijany. Miał 2,4 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. - Jak on mógł w takim stanie wsiąść do samochodu? Tylko debil tak robi - podsumowuje pani Magdalena.
Grozi mu 12 lat więzienia
Poszkodowane w wypadku osoby trafiły do szpitali w Koninie i Wrześni. 45-letnia kobieta zmarła w wyniku odniesionych obrażeń. Andrzej S. trzeźwieje w policyjnym areszcie. Zarzuty usłyszy prawdopodobnie dopiero we wtorek. 26-latkowi grozi 12 lat więzienia.
Autor: FC/i / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań