Dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery - taki wyrok usłyszał w środę w Sądzie Okręgowym w Kaliszu kierownik budowy odpowiedzialny za wybuch gazu w Jankowie Przygodzkim. Zginęły dwie osoby, a 12 doznało poparzeń. Spłonęło 10 domów, dwa budynki gospodarcze i część lasu. Straty oszacowano na co najmniej 10 milionów złotych.
Sąd Okręgowy w Kaliszu uznał kierownika budowy gazociągu winnym nieumyślnego spowodowania katastrofy budowlanej, do której doszło 11 lat temu w Jankowie Przygodzkim i wymierzył mu karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata. Dodatkowo nałożył na niego 10-letni zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w pełnieniu funkcji technicznych w budownictwie. Oskarżony został również zobowiązany do wypłacenia 370 tysięcy złotych zadośćuczynień poszkodowanym oraz pokrycia części kosztów procesu.
Pierwsze błędy popełniono, kiedy skazany jeszcze się nie urodził
Podczas uzasadnienia wyroku – zdaniem sądu, żeby wyjaśnić, jak doszło do katastrofy – trzeba było cofnąć się do 1977 r., kiedy został wybudowany pierwszy gazociąg na tym terenie. Na świecie nie było wtedy jeszcze oskarżonego Mikołaja K. Mężczyzna ma 42 lata.
- Przewód wykazał, że miał dwie wady. Jakość spawów z ówcześnie obowiązującymi normami była zła. Spaw był dobrze zrobiony tylko na odcinku 3 procent obwodu rury. Druga wada to kwestia lokalizacji gazociągu. Okazało się, że powinien on być budowany w odległości nie mniejszej niż 50 metrów od domów. Tymczasem niektóre posesje znajdowały się nawet w odległości 9 metrów – powiedział sędzia Krzysztof Patyna.
Dlatego – jak podkreślił – kiedy w 2014 r. zaczęto budowę nowej nitki gazociągu w Jankowie Przygodzkim, "było, mówiąc językiem potocznym, po prostu ciasno". - Żeby można było wykonywać inwestycję, trzeba było rozebrać płoty domów – powiedział.
Zdaniem biegłych warunki budowy były bardzo trudne. Oskarżony miał problem z przystosowaniem projektu do warunków, w wyniku czego gazociąg trzeba było przecisnąć pod drogą. W tym celu oskarżony zdecydował o pogłębieniu wykopu, nie konsultując z nikim swojej decyzji. - W takiej sytuacji powinien był zwrócić się do inwestora i projektanta o wydanie zgody na wykonanie robót sprzecznych z projektem. Nie uzyskał zgody, ponieważ nikogo o tym problemie nie zawiadomił – powiedział sędzia Patyna.
Według sądu pogłębienie i poszerzenie wykopu spowodowały dwie negatywne konsekwencje, co zakończyło się katastrofą. Ilość wydobytej ziemi była większa od przewidywanej. Wynosiła około 4 metrów, a dopuszczalne były 2 metry z odpowiednim nachyleniem kąta skarpy. - Pod kierownictwem oskarżonego usypano hałdę ziemi o wysokości dwukrotnie przewyższającej normę i nie wzmocniono ścian wykopu. Ciągłe poszerzanie i pogłębianie wykopu doprowadziło do odsłonięcia rury starego gazociągu. Nastąpiło obsunięcie się hałdy ziemi, co spowodowało pęknięcie spawu starego gazociągu. Doszło do wyzwolenia się gazu pod ciśnieniem, nastąpił zapłon i pożar – powiedział sędzia.
W dniu tragedii oskarżony pojawił się na budowie rano, po czym pojechał na inny odcinek. Zgodnie z przepisami przy tego rodzaju pracach powinien być cały czas na miejscu.
W akcję ratowniczą zaangażowanych było 200 strażaków, 7 zespołów ratownictwa medycznego i 115 policjantów. Straty oszacowano na ponad 15 mln zł. Śledztwo prokuratury kosztowało 200 tys. zł. Prokurator wniósł o uznanie oskarżonego za winnego i wymierzenie mu kary dwóch lat bezwzględnego więzienia. Obrońca oskarżonego wniósł o jego uniewinnienie, a w przypadku skazania o warunkowe zawieszenie kary pozbawienia wolności.
Wyrok nie jest prawomocny.
Siła wybuchu przewracała ściany, strażakom na wozach topił się lakier
Do wybuchu gazu doszło 14 listopada 2013 roku w Jankowie Przygodzkim. W miejscowości trwała wówczas budowa kolejnej nitki gazociągu. Koparka przerzucała łyżki ziemi i usypywała je obok. Wokół wykopu stali robotnicy. Około godziny 13:30 nastąpiła eksplozja.
Jedni myśleli, że spadł samolot, inni, że wybuchła bomba. Po chwili niebo spowiła olbrzymia łuna światła. Słychać było też przerażający szum. - Pomyślałem, że to przelatują odrzutowe F-16 z Powidza. Hałas był tak mocny, jakby leciało ze 20 sztuk - mówił jeden z mieszkańców.
To był ulatniający się gaz, który po chwili zamienił się w słup ognia. Rósł w górę i na boki, pochłaniając kolejne domy. - Myśleliśmy, że to koniec świata - opowiadał inny z mieszkańców.
Słup ognia był tak wielki, że do straży dzwonili mieszkańcy oddalonego o osiem kilometrów Ostrowa Wielkopolskiego. W wybuchu zginęło dwóch mężczyzn, pracowników w wieku 35 i 39 lat, którzy wykonywali prace budowlane przy gazociągu.
Temperatura przekraczała 200 stopni Celsjusza. Strażacy do centrum pożaru nie byli w stanie dojechać. - Zatrzymaliśmy się około 300 metrów od pożaru i zaczął nam się topić lakier na samochodzie. A wyjść z niego nie szło, tak było gorąco - opowiadał Miłosz Kołodziej, jeden ze strażaków ochotników.
Część domów do przyjazdu strażaków zdążyła już doszczętnie spłonąć. - Te, które były najbliżej, zostały po prostu zrujnowane. Siła wybuchu poprzewracała ściany. Nie zostało z nich nic, rozsypały się - relacjonował Kołodziej.
Konieczne stało się jak najszybsze wypuszczenie gazu z gazociągu. Nie można było jednocześnie dopuścić do kolejnej eksplozji. Zastosowano pionierskie rozwiązanie. W nocy strażacy i gazownicy obniżali ciśnienie w gazociągu, wprowadzając do jego wnętrza specjalne balony, które następnie wypełniano powietrzem. Straż jednocześnie gasiła i chłodziła rurę. Przez kilkanaście godzin gaz wypalał się. Jego ciśnienie oraz wysokość płomieni spadały. Pożar udało się ugasić następnego dnia, chwilę po godzinie 9.
Dopiero wtedy do pracy mogli wkroczyć śledczy.
Akt oskarżenia po pięciu latach
W wybuchu w Jankowie Przygodzkim zginęły dwie osoby, a dwanaście miało oparzenia I i II stopnia. Spłonęło 12 budynków, z tego 10 domów jednorodzinnych. Straty oszacowano na co najmniej 10 milionów złotych.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do kaliskiego sądu w lipcu 2018 roku. Mężczyzna usłyszał zarzut nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób oraz zniszczenia mienia o wielkich rozmiarach. Groziło mu nawet 8 lat wiezienia.
Mężczyzna miał - zdaniem śledczych - niewłaściwie nadzorować budowę. W oparciu o opinie i dowody z ekspertyz śledczy ustalili, że "bezpośrednią przyczyną zdarzenia były nieprawidłowości w prowadzonych pracach budowlanych".
Sędziowie szykowali się kolejne trzy lata do procesu
Proces ruszył dopiero po trzech latach. Jak tłumaczyła sędzia Edyta Janiszewska, rzecznik prasowy sądu okręgowego, wynikało to przede wszystkim z obszerności materiałów dowodowych. Akta sprawy liczą 16 tomów, znajdują się w nich m.in. specjalistyczne opinie inżynieryjno-geologiczne, mechanoskopijne czy medyczne. Na pierwszej rozprawie Mikołaj K. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Nele | OSP Zduny