Kibice Lecha Poznań nie zobaczą meczu z Piastem Gliwice. To kara, jaką nałożył wojewoda wielkopolski po ostatnim spotkaniu "Kolejorza" w zeszłym sezonie. Na stadionie odpalono wówczas kilkadziesiąt rac.
Do zdarzeń doszło 28 maja w trakcie meczu Lecha z Ruchem Chorzów. Kibice zorganizowali wówczas tzw. oprawę meczu z użyciem zakazanych materiałów pirotechnicznych.
"Może dojść do tragedii"
O zamknięciu stadionu wojewoda wielkopolski poinformował w poniedziałek na konferencji prasowej. Jak podkreślił, użycie materiałów pirotechnicznych wiąże się z zagrożeniem życia i zdrowia osób przebywających na stadionie.
- Nie można igrać z życiem ludzkim. Twierdzę, że klubem rządzą kibice i oni wyznaczają reguły gry. Klub zdaje sobie z tego sprawę, ale nie potrafi temu przeciwdziałać. Przy takiej postawie klubu może dojść do tragedii - mówił wojewoda.
Jak mówi Tomasz Stube, rzecznik wojewody wielkopolskiego, wojewoda miał 2 warianty działania: zamknąć jedynie Trybunę II lub cały stadion.
- Zdecydował się na drugi, gdyż klub nie podjął żadnych działań od ostatnich zajść, które pomogłyby w wyeliminowaniu i zapobieganiu złamań przepisów. Wniesienie i odpalenie rac na stadionie jest to przestępstwo o charakterze celowym. Decyzja została oparta także o ekspertyzy straży pożarnej, a także częstymi incydentami na kotle związanymi m.in. z sektorówkami, np. w meczu z Żalgirisem Wilno. Wojewoda chciał, aby klub przedstawił jakieś propozycje działań zapobiegawczych, jednak nie otrzymał żadnych informacji - mówi Stube.
Wojewoda domagał się od klubu ukarania grupy odpowiedzialnej za oprawy zakazami stadionowymi. - Klub miał szansę ich zidentyfikowania - jest monitoring i każdy ma przypisaną miejscówkę - przekonuje Stube.
"Nie damy się szantażować"
Nieco inaczej sprawa wygląda z perspektywy klubu. Rzecznik Lecha, Łukasz Borowicz mówi nawet o pewnej formie szantażu, do którego dopuszcza się wojewoda. Z taką opinią nie zgadza się Piotr Żytnicki, dziennikarz poznańskiej "Gazety Wyborczej", który wytyka władzom klubu pobłażliwość w egzekwowaniu prawa.
- Wojewoda tak naprawdę zastosował wobec nas ultimatum. Powiedział nam, że jeżeli my podpiszemy "lojalkę", w ramach której zobowiążemy się do niewpuszczania kibiców z kotła (czyli z drugiej trybuny stadionu) na najbliższy mecz, to wówczas go nie zamknie. W przeciwnym razie cały stadion zostanie zamknięty. My na szantaż nie będziemy się godzić. W związku z tym wojewoda postanowił dopiąć swego i zamknąć stadion - krytykuje Borowicz. - Ci ludzie nie będą mogli obejrzeć tego meczu nie z winy wojewody, tylko z winy klubu, ponieważ wojewoda od dawna apelował do klubu o to, by egzekwowano przestrzeganie prawa na stadionie. Tymczasem główny zarzut do klubu jest o to, że wciąż dopuszcza do wnoszenia rac na stadion, a gdy one są odpalane, to służby nie reagują - kontruje Żytnicki.
Wojewoda straszy kolejnymi karami
Piotr Florek zapowiedział, że jeśli w przyszłości dojdzie do kolejnego użycia materiałów pirotechnicznych - będą kolejne decyzje o zamknięciu stadionu.
Z wnioskiem o zamknięcie obiektu wystąpił do wojewody szef wielkopolskiej policji.
Mecz Lech Poznań - Piast Gliwice zaplanowano na 20 lipca.
Autor: FC/i / Źródło: TVN 24 Poznań, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | Foto Olimpik