Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza znajduje się na poznańskim Grunwaldzie. To właśnie stąd naukowcy śledzą lot tesli. Nie ma tu jednak żadnego wielkiego teleskopu. Ten, z którego obraz widzą, znajduje się w Arizonie. To jednak z Poznania jest on obsługiwany. I to tu w przyszłości pracować będą "obrońcy ziemi".
- Różne obserwatoria w Europie przygotowują się obecnie do wspólnych obserwacji, które będą miały za zadanie monitorować wszystkie obiekty, żeby przewidywać potencjalne zderzenia czy spadki na ziemię czy korygować tor lotu satelity - tłumaczy dr Krzysztof Kamiński z Obserwatorium Astronomicznego.
Kosmiczna mapa śmieci
Jak wynika z mapy, którą dysponują naukowcy, w kosmosie krąży mnóstwo śmieci. - Od czasów Sputnika takich obiektów jest 17 tysięcy. A mówimy tylko o tych największych, które mają o najmniej 10 centymetrów - podkreśla Kamiński.
Czym są te obiekty? - Nieaktywne satelity, odłamki, człony rakiet - wymienia.
Ale też czerwony kabriolet, wystrzelony przez multimiliardera Elona Muska. 6 lutego rakieta Falcon Heavy należąca do Muska firmy SpaceX pierwszy raz w historii wystartowała z powodzeniem z kosmodromu na przylądku Canaveral na Florydzie. Stała się tym samym najpotężniejszą spośród używanych dziś rakiet.
Na pokładzie rakiety poleciał wspomniany sportowy samochód elektryczny firmy Tesla, której Musk jest założycielem i dyrektorem. Za kierownicą pojazdu siedział ubrany w skafander kosmiczny manekin.
Tesla mruga do astronomów
Obecnie auto krąży wokół słońca. - To taki niepozorny punkcik na niebie. Gdybyśmy nie wiedzieli, że to tesla, moglibyśmy pomylić ją z innymi obiektami. My wiedzieliśmy w którą stronę spojrzeć, w związku z czym wiemy, że ten mrugający punkcik wśród gwiazd to właśnie ten obiekt - mówi Kamiński.
Jak podkreśla, to mruganie jest szczególnie ciekawe. - Mówi nam o tym, że ta tesla rotuje wokół własnej osi. Możemy powiedzieć z jaką szybkością się obraca, a co więcej, to wskazuje, że najprawdopodobniej nie doszło do rozdzielenia samochodu od silnika napędowego, tego ostatniego członu rakiety, który miał zapewnić końcowy etap napędu - wyjaśnia.
Jak tłumaczy, gdyby poszło do rozdzielenia, nie obserwowalibyśmy tak częstych zmian jasności.
Kamiński uspokaja też, że szansa na to, że tesla spadnie komuś kiedyś na głowę jest znikoma. - Za naszego życia to raczej nieprawdopodobne, bo najbliższe zbliżenie jest przewidywane na rok 2091 albo 2092 - kończy.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań