Gdy o zagranicznych kamperach można było tylko pomarzyć, serca Polaków podbiła "królowa z Niewiadowa". Jako pierwsi w 1972 roku mogli zobaczyć ją poznaniacy. O jej poprzedniku - Trampie - bardzo szybko zapomniano.
Do niedzieli w Poznaniu trwają targi dla turystów i podróżników. W trakcie wydarzeń organizowanych przez Międzynarodowe Targi Poznańskie można wybrać miejsce wycieczki, podróży, poznać ofertę kamperów, przyczep i sprzętu kempingowego.
Na Targach Regionów i Produktów Turystycznych Tour Salon wystawiają się miasta, gminy, powiaty, organizacje promocji turystyki, regiony turystyczne, dostawcy usług transportowych i innych usług w turystyce. Jednocześnie odbywają się targi turystyki caravaningowej Caravans Salon. Swoją ofertę pokazują na nich najwięksi producenci i dystrybutorzy pojazdów turystycznych w Polsce.
W halach podziwiać można setki kamperów i przyczep kempingowych. W sumie na ekspozycji prezentowane jest ponad 250 pojazdów. Wśród nich są najnowsze modele, w tym blisko 30 premier, ale też pojazdy z lat 70., 80. i 90. XX wieku prezentowane w strefie retro. Niektóre z nich można było już zobaczyć w Poznaniu.
Zaczęło się od domków
Nim na Międzynarodowych Targach Poznańskich zaprezentowano pierwsze polskie przyczepy kempingowe, w 1955 roku goście mogli przenocować w jednym z domków letniskowych, które postawiono przy ulicy Grunwaldzkiej. "Domki na razie w liczbie 20 przeznaczono dla turystów, przybywających do Poznania na MTP. Cała kolonia obejmować będzie 100 domków" - informował 2 lipca 1955 roku w krótkiej notce Express Poznański.
Sześć lat później zwiedzający mogli obejrzeć inny domek - dzieło inżynierów Producenta Spania "Kuźnia" z Sułkowic. "Po złożeniu mieści się on w lekkiej i bardzo płaskiej dwukołowej przyczepce, dającej się zastosować do samochodu i motocykla" - czytamy w Głosie Wybrzeża z 23 czerwca 1961 roku.
Tramp nie cieszył się popularnością
Pierwsze polskie przyczepy do Poznania przywieziono w 1958 roku. Były to dwa prototypy TK 60 Tramp i TK 63 Biedronka wyprodukowane w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie.
W Trampie przenocować mogły dwie osoby dorosłe i dziecko. Biedronka z kolei przeznaczona była dla trzech osób dorosłych. W środku obu przyczep umieszczono kanapy, szafę, dwupalnikową kuchenkę, umywalkę i zbiornik na wodę. Tramp dodatkowo posiadał składany stół i kredens.
Oba prototypy nie weszły ostatecznie do produkcji. Zdecydowały o tym m.in. wysoka cena i ciężar przyczep - Tramp ważył aż 550 kg, a Biedronka - 350 kg.
Królowa z Niewiadowa
W 1966 roku Wytwórnia Wyrobów Precyzyjnych w Niewiadowie, która dotąd słynęła z produkcji bombek choinkowych, młynków elektrycznych czy składanych kajaków "Neptun", przywiozła do Poznania swoje najnowsze dziecko - składaną przyczepę kempingową Tramp. Był to zlepek części pochodzących z innych pojazdów: koła wzięto od Mikrusa, resory od Syreny, amortyzatory z Junaka, a lampy z Warszawy. Skrzynię przyczepy wykonano z listew drewnianych i sklejki wodoodpornej. Dzięki temu konstrukcja była stosunkowo lekka, bo ważyła ledwie 180 kg. Przyczepkę można było rozłożyć lub złożyć w czasie 15-20 minut, a noc spędzić w niej mogła rodzina z dwójką dzieci.
Chętnych nadal jednak odstraszała wysoka cena. Tramp nie podbił Polski. Udało się to dopiero przyczepie N-126, która stała się niekwestionowaną "królową polskiego kempingu".
Najpopularniejsza polska przyczepa miała swoją premierę w 1972 roku właśnie na targach w Poznaniu. Ze "skorupą" z żywicy i włókna szklanego ważyła 290 kg. Mogły ciągnąć ją nawet popularne "maluchy". W środku znalazły się dwa miejsca do spania dla dorosłych i dwa dla dzieci, dwie szafy, stolik, dwupalnikowa kuchenka gazowa, zlewozmywak i zbiornik na wodę.
Wkrótce przyczepy kempingowe podbiły całą Polskę. Popularność zyskały nie tylko w kraju – przez lata N126 była polskim hitem eksportowym. Jest produkowana w Niewiadowie do dzisiaj.
Przyczepy N126 znajdywały też inne zastosowania - jako stoiska na bazarach czy budki dla ochrony. Olbrzymią popularność zyskały też w gastronomii. W wielu miastach służyły jako budki z zapiekankami. Śmiano się nawet, że w latach 80. wiele egzemplarzy zaliczyło tylko dwie trasy. Oprócz ostatniej drogi na złomowisko, tę pierwszą - na miejsce sprzedaży zapiekanek.
Z czasem zaczęto w nich serwować inne "klasyki ulicy". Jak np. na rogu ulic Wałbrzyskiej i Puławskiej w Warszawie na początku lat 90. - W ofercie były głównie okropne hamburgery, ale hot-dogi mieli boskie, z normalną parówką plus słodko-ostry ogórek i totalna nowość - prażona cebulka. Obok w kolejnej przyczepie były "desery", czyli słodycze z RFN-u. Kupowało się kilka sztuk i biegło do domu zdążyć na "Sekretny dziennik Adriana Moll'a" - opowiadała tvnwarszawa.pl Joanna Tarkowska.
Niektóre takie "foodtrucki" przetrwały nawet do XXI wieku.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum MTP