Sąd Najwyższy uznał w czwartek za "oczywiście bezzasadną" i oddalił kasację obrońcy Rafała S., skazanego na dożywocie za zabójstwo leśniczego i jego żony w leśniczówce opodal Piły (Wielkopolskie).
Sprawa dotyczyła głośnej w marcu 2012 r. zbrodni w Płocicznie, gdzie w leśniczówce mieszkał leśniczy Zdzisław K. z żoną - katechetką z miejscowej szkoły. Rafał S. i Michał K. wtargnęli do tego domu na uboczu, zadali mieszkańcom kilka ciosów nożem. Z budynku zabrali trzy sztuki broni myśliwskiej, amunicję i pieniądze - 200 euro i 100 dolarów.
Po zabójstwie rozniecili w budynku ogień. Ukradli także samochód ofiar, którym uciekli, a potem auto porzucili w lesie i spalili. Skradzioną broń i amunicję odzyskano. W drodze do domu wstąpili jeszcze do sklepu, by kupić sos do obiadu, o który Rafała S. prosił jego ojciec.
Archiwalne wideo z akcji strażaków w leśniczówce:
"Po zabójstwie udali się na zakupy"
Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał za to obu mężczyzn na kary dożywotniego pozbawienia wolności. Według sądu obaj działali z zamiarem bezpośrednim dokonania zabójstwa w związku z rozbojem. Chcieli okraść leśniczówkę, mieli ze sobą nóż i wiedzieli, że w budynku są ludzie.
- Czyny oskarżonych są odrażające i zasługują na potępienie. Z takich pobudek, jak chęć zdobycia pieniędzy, zabili dwie osoby i nawet nie dali im szansy na wydanie pieniędzy.(...) Okazali się też zdemoralizowani i pozbawieni uczuć. Po dokonanym zabójstwie udali się na zakupy - mówiła w uzasadnieniu tego wyroku sędzia Mariola Skierś.
Skazani mają też zapłacić 900 tys. zł zadośćuczynienia dla spadkobierców ofiar oraz 74 tys. zł odszkodowania za zniszczone mienie.
Słabe argumenty obrony
Rafał S. nie przyznawał się do winy i - jak mówił w ostatnim słowie - został pomówiony przez prokuratora i współoskarżonego. Michał K. przyznał się do winy i w ostatnim słowie powiedział, że należy mu się najwyższy wymiar kary. Pogodził się z wyrokiem i nawet nie składał apelacji.
Odwoływał się Rafał S., który konsekwentnie zaprzeczał swemu udziałowi w zbrodni. Żądał ponownej opinii biegłego ds. pożarnictwa. Twierdził też, że skoro jego telefon komórkowy kilka minut po wznieceniu pożaru logował się do sieci GSM kilka kilometrów od leśniczówki świadczy to o tym, że w chwili zabójstwa nie mogło go być na miejscu zbrodni. Sąd apelacyjny nie uznał tych argumentów i utrzymał wyrok I instancji w mocy.
Kasacja oczywiście bezzasadna
Obrońca skazanego złożył kasację, którą w czwartek rozpoznał Sąd Najwyższy. Zarzucał w niej naruszenie przez niższe instancje procedury i przekroczenie przez sąd granicy swobodnej oceny dowodów.
Prok. Małgorzata Wilkosz-Śliwa była za oddaleniem kasacji. - Zdarzają się takie sprawy, w których nawet ja - mówiąca raczej wiele - muszę powiedzieć, że nie da się o kasacji powiedzieć coś więcej niż to, że jest ona bezzasadna w stopniu tak oczywistym, że aż trudno znaleźć jakiś argument by to uzasadnić. Obrona nie dostarcza argumentów, do których można by się odnieść - powiedziała.
Podobnie mówił mec. Wojciech Gajda, pełnomocnik dzieci mieszkańców leśniczówki. - Stan faktyczny jest bezsporny w tej sprawie. Kasacja obrony to tylko kolejna apelacja. I to nieudolna. Nie ma w niej żadnego istotnego zarzutu - ocenił.
SN oddalił kasację uznając ją za oczywiście bezzasadną - to najbardziej radykalna formuła oddalenia skargi do SN. - Ta kasacja jest wręcz na granicy dopuszczalności. Została w taki sposób sformułowana, że nie odnosi się do wyroku II instancji, lecz - co jest niezgodne z zasadami - zarzuty skierowano wobec sądu I instancji. Obrońca nie próbuje nawet odwołać się do orzeczenia sądu apelacyjnego - mówiła sędzia SN Barbara Skoczkowska podsumowując, że "nie ma powodu, aby podważać orzeczenia sądów obu instancji".
Wyrok SN kończy sprawę.
Autor: ib / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24