- Skrzeczącym głosem mówiący, mały, wąsaty Smoleń, potrafił sobie z wygadanym Zenkiem (Laskowikiem - red.) radzić. I za to ludzie go kochali - wspomina zmarłego w czwartek Bohdana Smolenia Andrzej Sikorowski. Krakowski piosenkarz ze Smoleniem występował w krakowskim kabarecie Pod Budą. Dla Marcina Dańca satyryk był z kolei na początku wzorem. Potem spotkali się na jednej scenie.
- Przede wszystkim wspominam go ciepło, bo znam jego dokonania kabaretowe od początku. Pamiętam kiedy zakładał i potem był filarem kabaretu Pod Budą. Kabaretu studentów WSR w Krakowie, której Bohdan był studentem. Ja do tego kabaretu na wniosek Bohdana doszlusowałem w pewnym momencie i trochę z nim jeszcze pobyłem na estradzie, zanim wyemigrował do Poznania, aby robić ogromną karierę z Laskowikiem w TEY-u - wspomina Andrzej Sikorowski.
Smoleń w kabarecie pod Budą działał w latach 1968–1977. Sikorowski dołączył do grupy w 1977 r. Te lata spędzone w Krakowie Smoleń wspominał jako najlepsze w swojej karierze. Już wtedy wyróżniał się charakterystycznym wąsem.
"Ludzie lubią takiego małego nieudacznika"
Sikorowski wspomina, że Smoleń na scenie był sarkastyczny, ironiczny i troszkę gorzki. - W jego prywatnym życiu Bohdana było chyba podobnie. Ludzie lubią takiego małego nieudacznika, który mimo wszystko, dzięki swojej inteligencji, ciętej riposty, szybkiej odzywki, potrafił sobie z życiem poradzić, a czasami obalić większego od siebie i trzy razy przystojniejszego. I taki był jego duet z Laskowikiem. Skrzeczącym głosem mówiący, mały, wąsaty Smoleń, potrafił sobie z wygadanym Zenkiem radzić. I za to ludzie go kochali - mówi.
- Rzadko ludzie posiadają takie warunki komiczne. Dowolny tekst włożony w jego usta, za pomocą barwy głosy i mimiki, zyskiwał dodatkową komiczność. To była jego siła - kończy Sikorowski.
"Był przeuroczym człowiekiem"
Marcin Daniec wspomina, że Smoleń robił sobie żarty nawet z tego, że jest na wózku. - Wspominam go rewelacyjnie. Za każdym razem, kiedy występuję w Poznaniu schylam głowę i mówię "Witam w stolicy polskiego kabaretu" - mówi, odnosząc się do kabaretu TEY.
Dla popularnego kabareciarza Smoleń najpierw był wzorem. - Byłem jego ogromnym fanem. Dopiero potem się poznaliśmy - wspomina.
Jak dodaje, był przeuroczym człowiekiem. - Miał cięty język i ukryte za taką niewidoczną szybką puenty - mówi.
Kiedy Smoleń miał kłopoty zdrowotne, Daniec współorganizował koncert w Krakowie, na którym zbierano pieniądze na jego leczenie.
Wodecki: Podziwiałem go, że to wszystko dźwiga
W 1988 r. Smoleń przeżył tragedię życiową - w ciągu niespełna roku stracił jednego z synów i żonę. Oboje popełnili samobójstwo. Smoleń samodzielnie wychowywał potem dwójkę synów. Wówczas na kilka lat zawiesił publiczną działalność.
- Ja go podziwiałem po tych jego przejściach dramatycznych, że on to wszystko dźwiga. Miał bardzo ciężkie chwile w życiu, bardzo mało o tym mówił, nigdy nie epatował swoimi problemami. Dusił to w sobie, dusił, ale były momenty, kiedy się poskarżył krótko i nie chciał więcej na ten temat rozmawiać. To mi troszkę imponowało, że jest dzielny w tym wszystkim - mówi Zbigniew Wodecki.
Wspomina on z największym sentymentem występy Smolenia w Kabarecie TEY i skecze uderzające w ówczesną władzę.
- Człowiek wspomina festiwale, kiedy kabarety były wentylem, bo cenzura trzymała łapę, co powodowało, że te kabarety były niekiedy na wyższym poziomie. Ludzie kombinowali co by powiedzieć w taki sposób, żeby tego nie wycieli. Boguś - wszystko co można było wyciąć - on w tym momencie milczał i dawał ludziom szansę, żeby sami się domyślili - mówi.
"Nienawidził komunizmu"
Pytany o relację ze Smoleniem, aktor i piosenkarz Emilian Kamiński zaznaczył, że o wiele lepiej niż ze sceny, znał go z życia prywatnego.
- Występowałem z nim chyba tylko raz, czy dwa. Bardziej znałem go prywatnie. Wielokrotnie rozmawialiśmy. Jestem z zamiłowania ogrodnikiem, podobnie jak Bohdan. Pamiętam rozmowy o roślinach, zwierzętach - przyznaje.
- On mi dostarczał uśmiechu, cała Polska śmiała się z jego żartów, ale należy pamiętać, że za tymi żartami stał człowiek, który nienawidził komunizmu, który swoją postawą walczył z nim. To był taki opozycjonista - dodaje Kamiński.
Podobnie jak jego przedmówcy, Kamiński wspomina Bohdana jako niezwykle wrażliwego człowieka.
- Kiedy Bohdan zachorował, udało nam się skrzyknąć ludzi i zaproponować mu pomoc. On nie umiał o siebie zadbać, o tę stronę finansową. To był człowiek o wielkim sercu, który zwracał uwagę na ból innych. Bardzo ciężko potraktował go los - śmierć syna, potem śmierć żony. Ogromne nieszczęścia, a mimo wszystko miał tyle siły w sobie, żeby pomagać innym - kończy artysta.
Autor: fc, ib/gp / Źródło: TVN 24 Poznań