22707 - tyle kilometrów pokonało małe autko Arkadego P. Fiedlera. Przemierzył nim całą Azję. Zaliczył monotonny Step Kazachski, ale też szczyt o wysokości 4655 m w Tadżykistanie. - Wjechał na jedynce, ledwo, ale udało się - przekonuje z dumą podróżnik. W swoim fiacie spędzał nawet 12 godzin dziennie. Plecy? Nie bolały, bo "odpicował" nieco siedzenie kierowcy. O warunkach wyprawy opowiedział na antenie TVN24.
Podróż, na przekór specom od wypraw terenowych, rozpoczęła się w czerwcu. Teraz Arkady P. Fiedler wrócił, cały i zdrowy, podobnie jak jego maszyna. Na pytanie jak jego plecy, odpowiada: kręgosłup bardzo dobrze, miałem dobre siedzenie tym razem, całkiem nieźle wyprofilowane - mówi.
Pół doby za kółkiem
Podróżnik przejechał równo 22707 km, dziennie pokonywał nawet ponad 450 km. Oznaczało to spędzanie od 10 do 12 godzin w ciasnym fiacie 126. Prędkości, jakie rozwijał, nie były zawrotne - od 70 do 75 km/h - ale był w tym konkretny zamysł.
- Moim celem było, żeby przejechał w całości tę trasę. Nie chciałem, żeby się popsuł, chciałem, żeby dotrwał do końca, przejechał bez większych usterek. To była swojego rodzaju strategia po prostu, wolne jechanie, oszczędzanie silnika - wyjaśnia.
"Ogrzewanie nie działało"
Z racji przemierzenia tak ogromnej liczby tras, Arkady doświadczył każdego rodzaju pogody. Bywało bardzo gorąco, dosięgnął go też syberyjski mróz. Wtedy trzeba było przyzwyczaić się do ekstremalnych warunków, bo na pierwszym miejscu było zawsze "zdrowie" autka. - Ogrzewanie nie działało. Wymontowałem rurę po to, żeby silnik był lepiej chłodzony, żeby wyrzucał to całe ciepłe powietrze z siebie - tłumaczy.
Różniły się temperatury, bo różniły się też wysokości nad poziomem morza. Mały samochód dał radę podjechać na wysokości, których bałby się atakować niejeden kierowca. Jedną z wyżej położonych tras był Trakt Pamirski sięgający 4 tys. m. n.p.m. - Wspięliśmy się nawet na 4655 m nad poziomem morza i obawiałem się, czy maluch da radę, ale udało się. Wjechał na jedynce, oczywiście ledwo wjechał na tę wysoką górę, ale bez pomocy z zewnątrz udało się - cieszy się Fiedler.
- Przepiękne góry, takie mroźne, niebezpieczne - dodaje.
Mały, ale wariat
Niepozorny fiacik wzbudzał niemałe zainteresowanie tubylców poszczególnych krajów. - Ludzie drapali się po głowie, jak to możliwe, że jadę tym maluchem przez Mongolię - śmieje się Arkady. Zatrzymywali go też celnicy, ale nie żeby "przetrzepać" zawartość auta. Chcieli po prostu porozmawiać o szalonych zamiarach podróżnika. - Wytrzęsło mnie ostro co prawda, malucha też, no ale udało się - podsumowuje swoją podróż zadowolony.
Co dalej?
Arkady ma bardzo konkretnie naszkicowane plany na przyszłość. Teraz zasiada przy biurku, bo chce stworzyć książkę opisującą wszystko, co przeżył w Azji, na wzór jednej, którą napisał już o Afryce. Powstanie też film - przez całą wyprawę towarzyszyła mu ekipa filmowa.
Tym samym maluchem chce przemierzyć kontynenty, na których go jeszcze nie było: pierwsze w kolejce są obie Ameryki, które chce przejechać Pan-American Highway. To system dróg, który ciągnie się od północnej Alaski aż do południowej Argentyny.
Wszystko zostaje w rodzinie
Arkady Paweł Fiedler jest wnukiem znanego polskiego podróżnika i prozaika Arkadego Fiedlera, autora 32 książek, które zostały wydane w 23 językach i w ponad 10 milionowym nakładzie. Odbył 30 wypraw i podróży. Odwiedził m.in. Brazylię, Tahiti, Gujanę, Trynidad, Wietnam, Laos, Kambodżę, Gwineę czy Madagaskar. Zmarł w 7 marca 1985r.
Autor: ww / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Arkady Paweł Fiedler / PoDrodze Azja