Ratownicy medyczni pojawili się na przejeździe kolejowym w Puszczykowie koło Poznania, by upamiętnić lekarza i ratownika, którzy rok temu w tym miejscu zginęli w tragicznym zderzeniu karetki z pociągiem. Były kwiaty, race i zapewnienia: pamiętamy o naszych kolegach i ich rodzinach.
Dokładnie rok temu, 3 kwietnia kierowca karetki pogotowia jadącej do szpitala w podpoznańskim Puszczykowie wjechał na przejazd kolejowy w czasie opuszczania szlabanów. W ambulans uderzył pociąg relacji Katowice-Gdynia. Na miejscu zginęli jadący karetką 30-letni lekarz i 42-letni ratownik medyczny. Kierowca został ciężko ranny.
W piątek w miejscu tamtej tragedii pojawili ratownicy ze stacji pogotowia w Poznaniu. Złożyli kwiaty i odpalili race.
- Dzisiaj jest pierwsza rocznica tej wielkie tragedii, która poruszyła nas wszystkich, nie tylko w pogotowiu. Były to ciężki chwile. Tego, co czuliśmy, będąc tu tuż po zdarzeniu, nie da się opisać. Pamiętamy o naszych kolegach. Wspieramy ich rodziny. Dzisiaj nie mogło nas tu nie być - mówi TVN24 Piotr Przybylski, ratownik medyczny i dodaje: myślimy też od Sebastianie, który ten wypadek przeżył i jest w trakcie rehabilitacji. Też jesteśmy z nim. On jest jednym z nas.
Śledztwo zakończone
Śledztwo w sprawie wypadku karetki w Puszczykowie zakończyło się pod koniec września 2019 roku. I wtedy do sądu trafił akt oskarżenia, jednak do tej pory nie odbyła się pierwsza rozprawa.
Według prokuratury winę za tragedię na przejeździe kolejowym ponosi kierowca ambulansu.
- Sebastiana S. oskarżono o nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której śmierć poniosły dwie osoby, za co grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia – mówił wówczas prokurator Michał Smętkowski.
Pierwotnie prokuratura chciała, by kierowca odpowiadał za spowodowania wypadku śmiertelnego i sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym za co grozi do pięciu lat więzienia. Zmieniło się to, gdy śledczy otrzymali wyniki opinii biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków.
- Po opinii biegłych i zebraniu materiału dowodowego ustaliliśmy, że w rzeczywistości była to już katastrofa. Doszło do wykolejenia się pociągu, a wykolejenie jest już uznawane za katastrofę – tłumaczyła prokuratura.
Sebastian S. nie przyznaje się do winy. Przed sądem będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Dowodem jest też monitoring
Jednym z dowodów w sprawie jest nagranie z kamery monitoringu. Widać na nim, jak karetka wjeżdża na torowisko w czasie zamykania szlabanów. Kierowca karetki próbował ustawić karetkę równolegle, mimo to część pojazdu znalazła się na torach. Kierowca nie zdążył już zrobić nic więcej. Pociąg zmiótł karetkę z torów.
Prokuratura dysponuje też raportem kolejowej komisji badającej wypadki, który potwierdza to, co widać na filmie.
- Przyczyną wypadku był wjazd karetki przy opuszczonych rogatkach na przejazd kolejowy i następnie najechanie pociągu na karetkę. Przyczyną pierwotną jest niedostosowanie się kierowcy karetki do przepisów ruchu drogowego podczas pokonywania przejazdu kolejowego - mówiła 18 czerwca 2019 roku o wnioskach z raportu Dobrosława Wodzisławska, prokurator rejonowa Poznań-Wilda.
Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24