Ulga – to słowo najlepiej określa nastroje wśród lekarzy i pacjentów szpitala MSWiA w Poznaniu. Rano do dyrekcji przyszło pismo, że placówka może być przekształcona w szpital jednoimienny dla chorych na COVID-19. Pacjenci się bali, lekarze grozili zwolnieniami. Wojewoda wielkopolski z pomysłu jednak zrezygnował. - Wielu pacjentów się ze szczęścia właśnie popłakało - powiedział dyrektor szpitala.
Wojewoda wielkopolski Łukasz Mikołajczyk zaprzeczył w piątek, aby już zapadła decyzja o przemianowaniu poznańskiego szpitala MSWiA w placówkę jednoimienną. - W ostatnich dniach pracowaliśmy nad różnymi scenariuszami, jednak żadna decyzja w sprawie szpitala MSWiA nie zapadła. Zgodnie z naszymi analizami na tym etapie walki z epidemią szpital MSWiA nie będzie placówką dedykowaną do walki z koronawirusem – poinformował po południu wojewoda. Mikołajczyk przekazał tę informację przed południem dyrekcji placówki. Potwierdził to dyrektor szpitala dr n. med. Witold Pstrąg–Bieleński. - Wojewoda, kierowany dobrem pacjentów onkologicznych, wycofał procedowanie wszystkich zmian, żeby nie wprowadzać ich w trudną sytuację zdrowotną. Wielu pacjentów się ze szczęścia właśnie popłakało - powiedział.
Pacjentom groziłyby amputacje
Wcześniej, w czasie konferencji prasowej, lekarze ze szpitala MSWiA poinformowali, że placówka otrzymała w piątek pismo z wielkopolskiego oddziału NFZ, w którym Fundusz zwrócił się z pytaniem, ilu pacjentów jest w lecznicy i ilu można wypisać lub przekazać do innych jednostek.
Kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej, Naczyniowej i Angiologii prof. dr hab. n. med. Paweł Chęciński przekazał w czasie konferencji, że w placówce przebywa około 180 chorych. - Dostaliśmy polecenie, aby nie przyjmować nowych pacjentów, nie planować nowych przyjęć i informować ich o tym, że w przyszłym tygodniu nie możemy ich przyjmować i wypisywać w ciągu tygodnia do domu czy przekazywać do innych szpitali – powiedział.
Wskazał, że część podległych mu pacjentów mogłoby być leczonych w poznańskim szpitalu przy ulicy Długiej. - Ale nie bardzo wiem, co mam zrobić z tymi, którzy czekają w kolejce do leczenia – chorych z tętniakami aorty, z krytycznym niedokrwieniem. To są chorzy, którym będzie trzeba amputować kończyny, wysyłać do szpitali powiatowych, w których nie uzyskają fachowej pomocy – przyznał. Wyjaśnił, że architektura szpitala wyklucza choćby wydzielenie osobnej przestrzeni dla pacjentów z COVID-19.
- Oprócz tego w tym szpitalu, łącznie z ordynatorem, jest trzech internistów – ludzi, którzy mogą poprowadzić leczenie COVID-19 – zaznaczył. I dodał: - Nie wiem, czy zapadła już ostateczna decyzja, czy jeszcze nie, ale wszystko wskazuje na to, że nie możemy planować przyjęć, musimy informować chorych, że w ciągu tygodnia będziemy musieli zwolnić tych, którzy są w szpitalu, a nie wiem, jak poinformować wszystkich tych, którzy czekają na naszą pomoc. I nie bardzo wiem, gdzie ich kierować.
"Trudno nam zrozumieć, dlaczego wybrano nas"
Zwrócił uwagę, że rozumie, że wojewoda wielkopolski musi zwiększyć bazę łóżek dla chorych na koronawirusa, jednak nie wie, dlaczego wybrano akurat placówkę MSWiA. - Jest to wielospecjalistyczny szpital leczący bardzo ciężko chorych ludzi i jest trudno nam zrozumieć, dlaczego wybrano nas – powiedział. I podkreślał trudną sytuację z ciężko chorymi pacjentami. - Co zrobić z tymi chorymi, którzy nie mają koronawirusa, a nam umierają, ponieważ nie ma gdzie ich leczyć? To jest dramatyczna sytuacja – zaznaczył.
Lekarz kierujący oddziałem urologii z pododdziałem chirurgii onkologiczno-urologicznej Tomasz Deja zaznaczył, że od czasu przekształcenia poznańskiego szpitala im. J. Strusia w placówkę jednoimienną liczba przyjmowanych pacjentów podwoiła się. Przyznał, że obecnie około 50 osób czeka na zabiegi raka pęcherza, nerki czy prostaty. - Jesteśmy ponownie ośrodkiem, który w Wielkopolsce wykonuje najwięcej takich zabiegów. I mamy ogromne obawy, że ci chorzy zginą, jeśli nie zostaną zoperowani. Są to pacjenci czekający na zabieg, często krwawiący i wiem, że nie jesteśmy w stanie przekazać ich do innych oddziałów, które mogłyby przejąć ich leczenie – zaznaczył. Lekarz kierujący oddziałem hematologii dr n. med. Tomasz Woźny powiedział, że jego oddział ma 35 łóżek. Wskazał, że spośród leczonych pacjentów stan 21 absolutnie nie pozwala na przerwanie leczenia. - Natomiast sprawa jest nierozwiązana, jeśli chodzi o pacjentów, którzy czekają na przyjęcie do nas, tak zwanych przypadków pilnych (…). Dokładnie 127 pacjentów musi przyjść do nas w przyszłym tygodniu na kolejne cykle swoich chemioterapii, a w następnych tygodniach są kolejni, tak że razem to jest około 400 pacjentów – wyliczył. Jak podkreślał, pacjenci leżący są w ostrym stanie zagrożenia życia i u nich "absolutnie nie można nie tylko przerwać terapii, ale w ogóle gdzieś przenieść poza szpital". - Oni nie mogą trafić do oddziału chorób wewnętrznych, tylko oddziału hematologii doświadczonego w intensywnym leczeniu nowotworów krwi – zaznaczył.
"To jest takie uśmiercanie na żywca"
Sytuacją przejęci byli też pacjenci. - My tu jesteśmy w izolatkach, oddział jest zamknięty, wchodzą do nas lekarze i pielęgniarki. Wszyscy dbają, żeby te bakterie i wirusy się nie dostały do nas, bo my tego nie przeżywamy, to jest takie uśmiercanie na żywca i dla nas jest to tragedia - mówiła TVN24 Sylwia Gajewska, pacjentka oddziału hematologii.
W czwartek Łukasz Mikołajczyk poinformował, że w najbliższych dniach liczba łóżek covidowych w wielkopolskich szpitalach wzrośnie o około 300. Aktualnie dla pacjentów z koronawirusem jest 837 łóżek w placówkach w całym regionie. "Obecnie na wszystkich trzech poziomach wolnych jest 276 łóżek" – poinformował w piątek WUW.
Źródło: PAP, TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24